Blisko ludziKupa w foliowej torebce i krzesełka kary. Jak wybrać żłobek i potem nie żałować

Kupa w foliowej torebce i krzesełka kary. Jak wybrać żłobek i potem nie żałować

Na papierze wszystko wygląda super – przedszkole czy żłobek według zasad rodzicielstwa bliskości, dziecko na pierwszym miejscu, zaufanie na linii rodzic opiekun. W rzeczywistości karne jeżyki i brak jakiegokolwiek kontaktu z kadrą. Jak wybrać żłobek naszych marzeń, by nie okazał się najczarniejszym z koszmarów?

Adaptacje w żłobku to trudny czas dla rodziców i dzieci
Adaptacje w żłobku to trudny czas dla rodziców i dzieci
Źródło zdjęć: © Getty Images | Ben Bloom
Agata Komosa-Styczeń

Joanna szukała placówki Montessori. Miało być ciepło i z indywidualnym podejściem do dziecka. Nie było. Nagminne stosowanie kar i nagród, kącik wyciszenia i raptem trzy dni adaptacji – potem dziecko na hejnał miało zostawać bez rodziców. Ponieważ maluch nie był jeszcze odpieluchowany (co podobno miało nie być problemem), pani Joanna dwa razy dostała prezent od opiekunek – kupę z brudną bielizną w foliowym worku. Tak dla zwiększenia motywacji w kwestii porzucenia pieluch.

Z kolei Adriannie zależało na miejscu w duchu rodzicielstwa bliskości – z łagodną adaptacją i poszanowaniem potrzeb i przyzwyczajeń dziecka. Taką placówkę wybrała – przynajmniej z opisu. Na dniu zapoznawczym otwierała oczy ze zdumienia, kiedy widziała dzieci taśmowo przewijane na przewijaku, w akompaniamencie płaczów i jęków. A na pytanie, jak rozwiązywane są konflikty wśród najmłodszych usłyszała, że prowodyr niesnasek siada na 15 minut na krzesełku kary. Adrianna płakała cały wieczór na myśl, że o mało nie posłała tam córki. No ale na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało przecież pięknie.

Na co więc zwrócić uwagę, kiedy wybieramy miejsce dziennej opieki dla naszego dziecka?

- Z moich obserwacji wynika, że przy wyborze żłobka czy przedszkola warto zwrócić uwagę na dwie kluczowe sprawy. Po pierwsze, na jakość kontaktu z kadrą, która będzie się zajmowała naszym dzieckiem. Jeśli opiekunki już w rozmowie z nami dopytują o malucha i mają w sobie empatię, to bardzo prawdopodobne, że dziecko będzie mogło liczyć na ich zainteresowanie i wsparcie. Co więcej, jeśli ktoś nie jest ciekawy naszych doświadczeń i naszej wiedzy o dziecku, to może się okazać, że komunikacja z rodzicami jest w żłobku bardzo utrudniona lub po prostu nie ma tej wymiany informacji – tłumaczy mi Karla Orban – psycholożka i psychoterapeutka.

- Druga rzecz to sposób, w jaki dane miejsce rozumie potrzeby dziecka. Przykładem może być… plan zajęć. Przeładowany plan dnia nie pozostawia miejsca na swobodną zabawę czy tak niezbędny czas na świeżym powietrzu. Dzieci mogą w takich placówkach wydawać się przemęczone i przebodźcowane. Przy napiętym grafiku drastycznie spada ilość interakcji między dziećmi, których dorośli nie wyreżyserowali, czyli tego o co nam bardziej chodzi – dodaje ekspertka.

Akcja adaptacja

W końcu jednak znajdujemy "to" miejsce i zaczyna się adaptacja. To proces trudny zarówno dla dziecka, jak i rodzica. Towarzyszenie maluchowi w trudnych emocjach i mierzenie się samemu z wątpliwościami – czy to na pewno dobry moment, czy ja nie robię mojemu dziecku krzywdy?

- W adaptacji najważniejszym zadaniem jest stworzenie relacji zaufania z nowymi opiekunami, tak żeby mogli zaopiekować się "trudnymi" emocjami, takimi jak tęsknota czy smutek. Jedną z rzeczy, która narusza zaufanie do dorosłych jest znikanie bez uprzedzenia, gdy dziecko właśnie się czymś zajęło. Nie róbmy tego, bo maluch, który zorientował się, że rodzic zniknął, będzie go lepiej pilnować następnego dnia, a kolejne rozstania mogą być trudniejsze. Ryzykujemy również tym, że osoba, z którą zostawiamy dziecko może kojarzyć się maluchowi z byciem rozczarowanym czy wystraszonym – zaznacza Karla Orban.

Trzeba mieć na uwadze, że adaptacje czasami nie wychodzą. Patrycja zrezygnowała ze żłobka po miesiącu. Córka mimo adaptacji z rodzicem przez 3 dni i zostawianiem jej na nie dłużej niż trzy godziny dziennie, zupełnie nie odnalazła się w placówce. Płakała przed żłobkiem, w żłobku i na dodatek nic nie jadła. Patrycję najbardziej zaniepokoiła zmiana zachowania w domu i w nocy. Dziewczynka odreagowywała stres, budziła się z histerycznym płaczem, nie pozwalała się przytulić, ani wziąć na ręce. Komunikacja z nią w ciągu dnia diametralnie się pogorszyła. Gdy pewnego dnia przy odbiorze opiekunka powiedziała Patrycji, że było "lepiej", bo córka mało płakała, matka spytała czy się bawiła lub zainteresowała jedzeniem. Okazało się, że dziecko po prostu wdrapało się na bujaczek dla maluszków i czekało tam do momentu przyjścia rodzica. Dla Patrycji to był sygnał, że nie płacze, bo wie, że mama nie przyjdzie.

- Są placówki, gdzie adaptacja jest mierzona czasem – rodzice mają trzy dni z dzieckiem, a potem koniec. To bardzo trudne, bo nie da udzielić się odpowiedzi na pytanie, ile ma trwać adaptacja, żeby zaadaptowała się grupa. Grupa to w końcu zbiór bardzo różnych dzieci. Niektóre potrzebują 15 minut w szatni z rodzicem, a inne piętnastu dni z mamą czy tatą w placówce. Każda z tych adaptacji jest uznawana za normalną. Słyszę czasem od opiekunów, że limitowanie dni z rodzicem ma chronić inne maluchy przed płaczem czy zazdrością. Jednak to zupełnie tak nie działa. Dzieci, którym umożliwiono adaptację w zakresie, jakiego potrzebują, traktują innego rodzica jako dodatkowego opiekuna w grupie, zaś te, którym adaptacja idzie powoli, wspominałyby rodziców nawet gdyby w sali pozostali jedynie pracownicy żłobka – tłumaczy ekspertka.

Warto więc szukać miejsca, gdzie podejście do czasu adaptacji jest dostosowywane do konkretnego dziecka, a nie sztywno wyznaczone umową żłobkową. Tym bardziej, że czasem dziecko, które nauczyło się rozstawać z rodzicem, wcale nie musi się dobrze czuć w danej placówce.

Nie je i nie pije – to syndrom wielkiego stresu

Syn Katarzyny po "zaadaptowaniu" się do żłobka był w totalnym zamrożeniu. Nie jadł, nie pił, nie korzystał z toalety. Nie brał udziału w zajęciach. Po prostu siedział w kąciku i jak sam mówił, "czekał na mamę". Kiedy Katarzyna pytała go: "co dziś było miłego w przedszkolu?", mówił: "to, że po mnie przyszłaś". "A co robiłeś?", odpowiadał: "czekałem na ciebie".

- Dużo zależy też od samych opiekunek. Jeśli próbują aktywnie przejąć dziecko i zaopiekować się nim, są ciepłe i otwarte – będzie łatwiej nawet przy trudnych rozstaniach. One dalej mogą być trudne, zajmować czas, ale jeśli widzimy postęp i zamiast 30 minut w szatni, spędzamy tam tylko 15 – to znaczy, że adaptacja idzie w dobrym kierunku – tłumaczy Karla Orban.

Jednak czasem i najlepsza kadra nie wystarcza. Katarzyna zaznacza, że panie próbowały wciągnąć syna w zabawy, ale jak tylko któraś z nich odeszła, chłopiec nie płakał i nie histeryzował, tylko się zamrażał. Katarzyna z perspektywy czasu uważa, że to był błąd. Jej dziecko nie było gotowe nawet na najlepsze przedszkole w wieku 3 lat. Trzeba było poczekać.

Na co więc zwrócić uwagę, żeby – mimo najlepszych intencji - nie zafundować dziecku traumy?

- Lampką ostrzegawczą jest sytuacja, kiedy w ciągu kilku tygodni nie widzimy żadnych postępów. Niepokojące będą także różne trudności psychosomatyczne, jak problemy z jedzeniem, spaniem czy wydalaniem. Problemy w zakresie fizjologii traktujemy jako sygnał silnego stresu i w takim momencie musimy się zastanowić, czy nie czas na krok do tyłu. Może warto przychodzić w trakcie adaptacji na czas podwórkowy, wydłużyć pożegnania albo znaleźć żłobek z mniejszą liczbą dzieci? Niekiedy powodem do niepokoju jest dla rodziców duża intensywność emocji u naszego dziecka – na przykład, jeśli po powrocie ze żłobka potrzebuje kolejnej godziny, żeby odreagować pobyt w placówce – tłumaczy ekspertka.

Drogie użytkowniczki, mamy dla Was otwartą rekrutację do testowania kosmetyków marki Ziaja. Jeśli macie ochotę dostać zestaw kosmetyków i sprawdzić jak działają, zgłoszenia zbierane są TUTAJ.

Źródło artykułu:WP Kobieta
żłobekadaptacjerodzice

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (69)