Blisko ludziKwitnąca depresja

Kwitnąca depresja

09.09.2010 11:36, aktualizacja: 09.09.2010 11:51

Od efektownej blondynki, w komplecie niebieska spódnica i niebieska marynarka, dowiedziałam się, że choroba, która za dwadzieścia lat będzie w Europie i Ameryce Północnej zbierać największe żniwa to... depresja.

Od efektownej blondynki, w komplecie niebieska spódnica i niebieska marynarka, dowiedziałam się, że choroba, która za dwadzieścia lat będzie w Europie i Ameryce Północnej zbierać największe żniwa to... depresja. Kobiety, które noszą komplety robią na mnie wrażenie. Są ułożone, poukładane. Ta atrakcyjna pani to doktor Paulina Miśkiewicz, dyrektor Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Polsce.

W Szwecji już dziś setki tysięcy mieszkańców zgłaszają się do gabinetów psychologów i psychiatrów, gdzie otrzymują pomoc w leczeniu. W Polsce zarejestrowanych chorych na depresję jest kilkakrotnie mniej niż w Szwecji, ale zastanawiam się, czy statystyki oddają stan rzeczywisty?

Może w Polsce człowiek wstydzi się brać prochy na depresję, bo to nie jest macho? Bo może obniża to potencję? Bo może zmienia to nasz charakter, a jesteśmy krajem pełnym narcyzów, którzy nawet jeśli są w depresji, to uważają, że „jestem jaki jestem“ i nie chcą dać sobie pomóc? Znam takie przypadki osobiście. Dorośli wykształceni ludzie latami bez pracy, mieszkający gdzieś u mamusi, bądź kątem u kolejnych kumpli, przesypiający całe dnie, potem już nawet nie szukający pracy lub szczęścia w związkach. Racjonalizują swą depresją mówiąc, że „zabunkrowali się“ w takiej rzeczywistości kloszarda.

Pani doktor z World Health Organization podawała tę wiadomość ze spokojem typowym dla ludzi, którzy z nieszczęściem i tragediami obcują na co dzień. Tym razem w ramach konferencji pt: “Etyka w biznesie“. Co ma depresja do etyki w biznesie? Tego mieliśmy się chyba, jako słuchacze, domyśleć sami. Może chodzi o to, że jeśli nie zmienią się standardy w naszych pracach, to wkrótce wszyscy będziemy psychicznie wykończeni? Pani prezes bez inicjatywy i chęci rozwoju to zła prognoza dla całej firmy. Depresja dotyka nie tylko menadżerów średniego szczebla, ale i panie i panów prezesów rad nadzorczych oraz zarządów.

Podłoże depresji bywa oczywiście „chemiczne“, niezwiązane z przyczynami zewnętrznymi. Ale często schemat wygląda podobnie. Już trzydziestoletkawie zaczynają czuć wypalenie zawodowe. Harowali już na studiach. Wakacje? Tylko kilka dni w roku i z laptopem w plecaku. Lęk przed kredytem czy utratą pracy lub zapętlenie ambicjonalne powoduje, że jedyną wartością w ich życiu jest praca. Nie daj Boże tę pracę utracę, to natychmiast okazuje się, że nie mam nic. Przyjaciółki? Jakie przyjaciółki? Nie widywałyśmy się od matury. Rodzina? Nie było czasu założyć, a o rodzicach jakoś w ferworze roboty się nie pamiętało - tylko spotkania na Gwiazdkę.

Takie dołerskie myślenie mnie przeraża. Zaczęłam zastanawiać się, czy może gdy cały kraj pogrąży się w depresji to, paradoksalnie, będzie lepiej? Wszyscy będziemy na zwolnieniach lekarskich, nikt nie będzie czuł się jak kloszard czy jak słabeusz, który zarabia mniej niż sąsiad, bo sąsiad też w pościeli do południa, z podkrążonymi oczami. Siłownie opustoszeją i wreszcie kobitki z talią osy nie będą psuć nam humoru, zamiast silnych i zdrowych joggujących ludzi sukcesu, zamiast służbowych meroli i hybryd - wszyscy prezesi spotkają się w tramwajach.

Wtedy zaczniemy więcej czasu spędzać wspólnie, pocieszać się przy herbatce bez prądu, bo przyjmowane leki zapewne wykluczać będą alkohol. Przyjemność, zamiast zakupów, zaczną sprawiać nam darmowe kwiatki w parkach i pachnące lasy sosnowe. Kto będzie nas utrzymywać w tym kraju kwitnącej depresji? Hmm? Mają Państwo jakieś pomysły? Może imigranci z Indii? Podobno oni wciąż chodzą uśmiechnięci!