Łamie tabu wokół zdrowia intymnego. "Przede wszystkim: nie oceniam"
- Mocą tego profilu jest to, że poruszam tematy trudne i wstydliwe w sposób otwarty, a jednocześnie oparty na wiedzy. Siłą jest to, że pytania, które wiele Polek zadawało sobie tylko w myślach, wreszcie wybrzmiewają publicznie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr n. med. Karina Barszczewska, ginekolożka, autorka profilu medycyna_na_obcasach.
W swojej praktyce ginekologicznej codziennie radzi i pomaga dziesiątkom pacjentek, a po godzinach misyjnie prowadzi edukacyjny profil w mediach społecznościowych, bo wierzy, że czas zerwać ze wstydem i tabu wokół tematów zdrowia intymnego. Dr n. med. Karina Barszczewska zgromadziła na Instagramie społeczność sięgającą aż 226 tys. obserwujących. Lekarka, nominowana w kategorii #Wszechmocne w sieci, opowiada nam o tym, co stanowi największe wyzwanie w jej działalności i kiedy czuje, że jej praca ma najwięcej sensu.
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Oprócz pracy z pacjentami, prowadzi pani profil edukacyjny o tematyce zdrowotnej, co nie jest takie łatwe w czasach dezinformacji i podważania autorytetów naukowych. Co jest największym wyzwaniem w takiej działalności?
Największym wyzwaniem nie jest sama dezinformacja, ale brak zaufania. Kiedy medycyna oparta na faktach zderza się z krzykliwymi hasłami obiecującymi "cudowne rozwiązania", łatwiej jest uwierzyć w prostą obietnicę niż w proces leczenia, który wymaga czasu i cierpliwości. Moim zadaniem jest więc mówić językiem prostym i bliskim, ale jednocześnie nie zatracać naukowej rzetelności.
Mocą tego profilu jest to, że poruszam tematy trudne i wstydliwe w sposób otwarty, a jednocześnie oparty na wiedzy. Siłą jest to, że pytania, które wiele Polek zadawało sobie tylko w myślach, wreszcie wybrzmiewają publicznie.
"Pasja jest kobietą". Kornelia Olkucka to następczyni Kubicy? 22-latka odnosi gigantyczne sukcesy
Jakie mity jeszcze funkcjonują w sferze zdrowia intymnego i gdzie najbardziej brakuje nam wiedzy?
Najwięcej mitów dotyczy naszej seksualności - libido, podniecenia czy orgazmu. Wciąż wiele kobiet żyje w przekonaniu, że brak orgazmu podczas penetracji oznacza ich "wadę", że brak ochoty na seks to zawsze problem, albo że po 60. roku życia życie intymne się kończy.
Druga specjalizacja, którą obecnie robię - seksuologia - otworzyła mi oczy na człowieka w pełnym wymiarze. Stała się mostem między wiedzą ginekologiczną a tym, co dzieje się w sferze emocji, bliskości i relacji. Dzięki temu takie tematy, jak ból przy współżyciu, niemożność odbycia stosunku czy seks po menopauzie, stają się częścią mojej codziennej praktyki. Każda kobieta powinna mieć przestrzeń, by o tym mówić bez wstydu i wiedzieć, że wreszcie ma kogo zapytać.
No właśnie, wstyd. Jest pani autorką książki "Bez wstydu", w której obala pani tabu wokół tematów związanych z pani specjalizacją. Jak sobie pani radzi z tym wstydem w pracy z pacjentką, na co dzień?
Przede wszystkim - nie oceniam. Daję przestrzeń i czas. Często zaczynam od najprostszych, "bezpiecznych" pytań, które pozwalają pacjentce się otworzyć. Wiem, że za wstydem kryje się lęk przed oceną, dlatego zawsze staram się być po stronie pacjentki, a nie ponad nią. Bardzo dbam o relację lekarz-pacjent. Uważam, że współczesne zadanie lekarza to nie tylko diagnozowanie i leczenie, ale także edukacja i towarzyszenie w całym procesie diagnostyczno-terapeutycznym. Bez zaufania żadna diagnoza nie będzie pełna.
Faktycznie, praca lekarza, ale i realia pacjenta stale ewoluują. Co się zmieniło w edukacji zdrowotnej na przestrzeni 20 lat, a co stanowi nowe wyzwanie?
Na pewno mamy większy dostęp do wiedzy. Kobiety są coraz bardziej świadome, pytają, szukają informacji, chcą rozumieć swój organizm. Tematy, które kiedyś były szeptane, dziś coraz częściej wybrzmiewają publicznie. Z drugiej strony - pojawił się problem nadmiaru informacji. Kiedyś brakowało wiedzy, dziś mamy jej przesyt, ale często bez filtrów jakości. Internet podaje wszystko na tacy, ale nie uczy, jak odróżniać fakty od marketingu. I to jest coś, co mnie najbardziej niepokoi.
W dobie mediów społecznościowych łatwo dziś wypromować pewne trendy, także zahaczające o zdrowie. Pojawia się nagły "szał" na suplement, produkt, metodę. Co obecnie trenduje i jest rozwiązaniem wartym wypróbowania, a co może wręcz zaszkodzić?
W tej chwili dużą popularnością cieszą się probiotyki ginekologiczne i różne suplementy "na wszystko". Niepokoją mnie profile, które obiecują szybkie rozwiązania albo sprzedają produkty bez żadnego potwierdzenia medycznego. Niestety, często trafiają w najbardziej wrażliwe punkty - suplementy dla kobiet w okresie menopauzy, "cudowne" preparaty na infekcje czy środki mające korzystnie wpływać na gospodarkę hormonalną kobiet.
Ta "moda na zdrowie" sama w sobie nie jest zła, pod warunkiem że za ciekawością idzie krytyczne myślenie i konsultacja ze specjalistą - a nie wiara w osoby, które chcą zarabiać na bólu i cierpieniu drugiego człowieka.
W jakich momentach najbardziej czuje pani sens tej działalności?
Nie ma dnia, żebym nie dostała wiadomości od kobiet, że dzięki moim treściom odważyły się iść do lekarza, że po raz pierwszy przeczytały u mnie o objawach, z którymi same się zmagają, ale nie wiedziały, co zrobić. Piszą, że wreszcie rozumieją różnicę między lubrykantem a preparatem nawilżającym, że zaczęły oglądać srom w lusterku, albo że po raz pierwszy rozmawiały z partnerem o swoich fantazjach. Te historie i codzienna wdzięczność, które od nich dostaję, są największym potwierdzeniem, że to, co robię, ma sens. To właśnie one dodają mi siły, by dalej mówić głośno - także o tematach trudnych, bolesnych i wstydliwych.
Rozmawiała Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!