Leczenie w czasach zarazy, czyli pacjenci kontra system
- Teleporady w niczym mi nie pomogły, wręcz doprowadziły do pogorszenia mojego stanu. Opóźniły też właściwe leczenie – uważa pani Małgorzata. Jest jednym z tysięcy Polaków, którzy narzekają na leczenie w czasach pandemii. Skargi do Rzecznika Praw Pacjenta płyną lawinowo, a lekarze z kolei mają swoje zdanie na temat teleporad.
Olbrzymie problemy z dodzwonieniem się do przychodni, długi termin oczekiwania na poradę czy wątpliwości co do zachowania należytej staranności w udzielonej teleporadzie – to główne zarzuty stawiane przez pacjentów w sprawach leczenia na odległość.
Biuro Rzecznika Praw Pacjenta opracowało raport, w którym podsumowano najważniejsze problemy z leczeniem w czasach pandemii. Przez kilka miesięcy wpłynęło do rzecznika ponad 22 tysiące skarg. - Na bieżąco podejmowano interwencje, jeżeli okazywało się, że całkowicie zaniechano udzielania konsultacji osobistych – zapewniają autorzy raportu.
Co najciekawsze, każda strona sporu ma swoje racje. Zarówno sfrustrowani brakiem dostępu do specjalistów pacjenci, jak i lekarze, którzy muszą także zadbać o zachowanie reżimu sanitarnego i przestrzegać narzuconych odgórnie przepisów.
Godzinami wiszą na telefonach
Kamila Drozdowicz z Warszawy jest matką trzech chłopców. Najmłodszy synek ma pięć lat. - Do tej pory dwukrotnie korzystałam z teleporad. Bez problemu dodzwoniłam się do przychodni i tam udzielono mi pomocy – przyznaje pani Kamila.
Ona jest w dobrej sytuacji, bo na co dzień korzysta z prywatnej opieki medycznej. Jej mąż jest menadżerem w spółce skarbu państwa, a rodzina korzysta z tzw. pakietu VIP.
W publicznych przychodniach kontakt z lekarzem nie jest już taki prosty.
45-letni Łukasz Wojciechowski z Warszawy ma problemy z kręgosłupem.
- Nie mogłem dostać się do lekarza pierwszego kontaktu. Najtrudniej było zapisać się do rejestracji, bo pół godziny czekałem na linii, żeby się połączyć. I gdy w końcu się udało, to usłyszałem, że mam spodziewać się telefonu od lekarza w ciągu trzech godzin - opowiada pan Łukasz w rozmowie z WP Kobieta.
Dodaje, że miał szczęście, bo lekarz oddzwonił. – Teleporada trwała tylko 10 minut. Lekarz chciał szybko załatwić sprawę, widać było, że mu się spieszyło. Wypisał receptę, podał kod i smsem wysłał zwolnienie – opowiada mężczyzna.
Pytanie, czy takie leczenie jest skuteczne. - Jak leki działały, czułem się dobrze, ale nie zawsze tak było. Czasami przychodził potworny ból kręgosłupa, aż nie dawałem rady. Żona próbowała załatwić to masażem, płakałem z bólu, czułem się bezsilny. Zwłaszcza że nie mogłem skorzystać z bezpośredniej pomocy lekarskiej – wspomina Łukasz.
Problemów z teleporadami jest więcej. Pani Zofia Wiejak z Lublina od lat choruje na POChP, czyli przewlekłą obturacyjną chorobę płuc. Kobieta chciała skontaktować się z pulmunologiem, bo została odwołana wizyta w szpitalu, w którym od lat się leczy. Gdy udało się jej w końcu zapisać w przychodni na teleporadę, lekarz nie zadzwonił do niej, tylko do osób z jej rodziny, bo... pomylił numer.
Z kolei pani Małgorzata przez ponad dwa tygodnie korzystała z wideoporad u lekarza rodzinnego, któremu wysyłała zdjęcia rumienia na ramieniu. Najpierw zdiagnozował on u niej jej liszaj i przepisał leki. Te nie pomogły. Zmiany na skórze nie ustępowały, a wręcz się zaogniły. – Przy kolejnej teleporadzie lekarz stwierdził, że to grzyb - opowiada w rozmowie z WP Kobieta. Zdecydowała się pójść na prywatną wizytę do dermatologa.
- On stwierdził z kolei, że to półpasiec. Gdy jednak pojawił się mocny ból, ostatecznie trafiłam na SOR, a potem na oddział neurologii, gdzie w końcu zdiagnozowano… boreliozę. Teleporady w niczym mi nie pomogły, wręcz doprowadziły do pogorszenia mojego stanu. Opóźniły też właściwe leczenie, a przy boreliozie czas ma ogromne znaczenie – uważa kobieta.
Zobacz także: Co zrobić, gdy lekarz odmawia przyjęcia w przychodni? Prawniczka opowiada, przez co przeszła i radzi innym pacjentom
Pacjenci kontra system
Zespół ekspertów pod kierunkiem Rzecznika Praw Pacjenta Bartłomieja Chmielowca opracował raport podsumowujący problemy pacjentów w czasie trwania epidemii SARS-CoV-2.
W samym październiku wpłynęło do Biura Rzecznika Praw Pacjenta 1 696 wniosków od indywidualnych pacjentów. Stanowi to wzrost o ponad 60 proc. w stosunku do września, natomiast do tożsamego okresu ubiegłego roku wzrost wynosi 175 proc.
Wzrosła także całkowita liczba zgłoszeń kierowanych na Telefoniczną Informację Pacjenta. W październiku odebrano tam ponad 11 tys. zgłoszeń, czyli o 44 proc. więcej niż we wrześniu.
- Większa liczba zgłoszeń pokazuje skalę potrzeb pacjentów, którzy poszukują informacji o funkcjonowaniu systemu ochrony zdrowia, aktualnych wytycznych i możliwości uzyskania świadczeń zdrowotnych – uważa Biuro Rzecznika Praw Pacjenta.
Jego pracownicy podejmowali interwencje w sytuacjach wymagających niezwłocznego działania, zagrażającego życiu i zdrowiu. Szczególnego wsparcia wymagały osoby starsze, z niepełnosprawnościami, dzieci i kobiety w ciąży.
Łącznie w okresie od 1 marca do 31 października 2020 roku Biuro RPP podjęło ponad 5 tys. interwencji w placówkach medycznych.
Teleporady nie są takie złe?
Sami lekarze uważają z kolei, że nie jest tak najgorzej z teleporadami. Z danych przygotowanych przez Ministerstwo Zdrowia wynika bowiem, że 57,7 proc. pacjentów jest zadowolonych z udzielonej porady, w ich ocenie jakość świadczonych usług była taka sama lub lepsza niż w przypadku osobistej wizyty.
- Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że pacjenci naszej przychodni zostali odcięci od bezpośredniej pomocy lekarskiej. Każdy pacjent, który zgłasza się do naszej poradni i uskarża na zły stan zdrowia jest - po uprzednim zebraniu wywiadu - kierowany do lekarza POZ - zapewnia Krystyna Kowalska, lekarka z przychodni na południu Polski.
Dr n.med. Jakub Sienkiewicz, jest nie tylko wokalistą zespołu Elektryczne Gitary, ale też neurologiem. Pracuje w przychodni przyszpitalnej Szpitala Bródnowskiego. Tam obsługuje pacjentów przez telefon i wystawia recepty elektroniczne.
- Udzielam teleporad i jest to bardzo rozpowszechniona forma konsultacji lekarskich. Pacjenci coraz częściej się na nią decydują, ale to przebiega falami. Jak jest teraz nasilenie epidemii, to więcej pacjentów woli rozmawiać online. Łączę się z pacjentami przez video albo przez telefon. Połączenie video ma dla mnie duże znaczenie, ponieważ zajmuję się głównie zaburzeniami ruchowymi, więc muszę ten ruch u pacjenta zobaczyć. Dzięki temu pewne rzeczy można ocenić prawie tak samo dobrze jak w gabinecie - zapewnia neurolog.
Sienkiewicz przyznaje, że czasami zdarzają się teleporady, kiedy nie można pomóc pacjentowi i powinien mieć on kontakt osobisty z lekarzem. Jednak w przypadku wizyt kontrolnych, gdy przebieg choroby jest dosyć przewidywalny i chodzi tylko o przedłużenie recept, to teleporada jest wystarczająca.- Jeśli z pacjentem dzieje się cokolwiek nietypowego, jeśli zmienia się obraz choroby, który jest lekarzowi znany, to mimo wszystko wizyta jest konieczna - dodaje.