Legalny dzień wagarowicza. Czy pozwalać nastolatkom na opuszczanie lekcji?
Przed feriami, przerwą świąteczną czy wakacjami, to pytanie pojawia się najczęściej. "Mamo, tato, mogę dzisiaj nie iść do szkoły?". Co odpowiedzieć nastolatkowi i czy legalne wagary to pierwszy krok do moralnego upadku dziecka? Sprawdzam!
Małe dzieci z reguły z dużą radością idą do szkoły. Gdzieś w okolicach IV-V klasy zaczyna się pojawiać zniechęcenie. A może po prostu – zmęczenie, które sprawia, że dzieci marzą o dodatkowym dniu wolnym. Gdy proszą rodziców o zgodę, by danego dnia zostać w domu, padają różne argumenty.
Uczeń jak etatowy pracownik
– Moja najstarsza córka, teraz ma 16 lat, w gimnazjum kombinowała na różne sposoby. Najpierw próbowała argumentem "bo mamy moich koleżanek im pozwalają". Zbijałam to zawsze tym samym tekstem, że nie jestem mamą jej koleżanek. No trudno z tym dyskutować – śmieje się Alina, mama trójki dzieci. Potem dziewczynka zaczęła symulować chorobę, ból głowy, brzucha.
Alina i jej mąż wzięli pierworodną na rozmowę. Na początku nie było łatwo, bo dziewczynka obstawała przy wersji, że faktycznie źle się czuje. Dopiero po wizji wizyty w szpitalu, celem wykonania dogłębnej diagnostyki, okazało się, że problemem nie jest boląca głowa, tylko brak czasu i przemęczenie.
Daria, córka Aliny, jest tancerką. Taniec pochłania 8 godzin tygodniowo. Do tego dodatkowy angielski, korepetycje z matematyki i 33 godziny zajęć lekcyjnych w tygodniu. – To więcej niż praca na etacie. A do tego doliczmy dojazdy, czas poświęcony na odrabianie lekcji. Nie mówiąc o życiu towarzyskim, które dla szesnastolatki jest bardzo ważne – analizuje Alina.
– Gdy podliczyłam z mężem czas, jaki nasze dziecko poświęca na edukację, złapałam się za głowę. Nie chciałam, żeby moja 16-letnia córka przeszła przez wypalenie, zanim jeszcze zda maturę. I choć kłóciło się to z moją etyką pracy, dałam się przekonać mężowi.
Wagary na żądanie
Argument, jaki podał tata Darii, był prosty. Skoro dorośli zatrudnieni na etacie mają 4 dni urlopu na żądanie w roku, z uczniami powinno być tak samo.
– Ustaliliśmy, że ma prawo do dwóch dni wolnych w semestrze. Takich bez podania powodu. Oczywiście jest to obwarowane kilkoma warunkami. Po pierwsze, nie ma mowy o miganiu się od sprawdzianów. Jeśli tego dnia jest test czy kartkówka, trzeba iść. Nawet, jeśli skończy się to pałą. Po drugie, w miarę możliwości chcemy, żeby Daria planowała te nieobecności z wyprzedzeniem. I po trzecie, to właściwie nie jest warunek, tylko metoda wychowawcza, poprosiliśmy ją, żeby wcześniej mówiła nam o problemach, zmęczeniu, chęci zrezygnowania z dodatkowych zajęć – Alina przeraziła się, że córka haruje, żeby sprostać oczekiwaniom stawianym przez rodziców.
A co z młodszym rodzeństwem Darii? Olek ma 11 lat, więc od roku też ma "wagary na żądanie", bo 10. rok życia to w domu Aliny wiek graniczny. – Ewelina jest w trzeciej klasie. Kocha szkołę i nie rozumie, dlaczego Daria czasem wolałaby zostać w domu. Mam nadzieję, że ta miłość nie skończy się wraz z końcem nauczania początkowego – śmieje się Alina.
- Czasem wręcz zdarza nam się, że rodzice zarządzają wagary. Mój mąż bardzo często wyjeżdża w delegacje. Bywa tak, że kiedy wraca do domu, z premedytacją nie posyłamy dzieciaków do szkoły. Ja biorę wolne, pakujemy się do auta i jedziemy na wycieczkę albo zamawiamy pizzę na śniadanie, gramy w planszówki i wywracamy porządek dnia. Wiem, totalna degrengolada. Zwolennicy zasad, reguł i żelaznej konsekwencji pewnie już szykują na mnie donosy do kuratorium. Wiesz, czego mnie nauczyło macierzyństwo? Odpuszczania. I sobie, i dzieciom – podsumowuje mama trójki dzieci.
Równia pochyła
Bartek, tata dwóch córek, odpuszczania nie lubi. – Zojka, moja starsza córka, ma 13 lat. I w zasadzie nie jęczy, że nie chce jej się iść do szkoły. Sporadycznie zapyta, czy może zostać w domu, ale z góry wie, jaka będzie moja odpowiedź. Nie ufam sobie i myślę, że jak raz odpuszczę, to będę odpuszczał coraz częściej. A Zoja nie potrafi nadrabiać lekcji. Trzeba jej wszystko wytłumaczyć jak w szkole. Więc ewentualne wolne i tak musi "oddać" w postaci siedzenia ze mną, czy z mamą i słuchania naszych wykładów. A powiedzmy szczerze, zanim opowiem jej o cyklu rozrodczym żaby, muszę sam sobie co nieco przypomnieć. Czasowo – wszyscy na tym tracą – mówi Bartek.
Dlatego Zojka i jej młodsza siostra Helena do szkoły chodzą codziennie. – Chyba że są chore. Wtedy wiadomo, zostają w domu. Wydaje mi się, że w wychowaniu dzieci trzeba być elastycznym, ale w ramach żelaznych granic. I u mnie tą granicą są nieobecności – wyjaśnia stanowczo, ale dodaje, że razem z żoną zadbali o to, aby córki miały w miarę dużo czasu dla siebie.
– Ich dni nie są zaplanowane od rana do wieczora. Chodzą do szkoły, w której nie zadaje się prac domowych na weekendy, więc te dwa dni są tylko na odpoczynek, ewentualnie przygotowania do większych sprawdzianów – tłumaczy Bartek.
Życie rodzinne realizują wieczorami. – Po osiemnastej wszyscy jesteśmy w domu. Jeśli dziewczynki nie są u koleżanek, na jakichś imprezach, spędzamy czas razem. Wspólnie gotujemy kolację, bawimy się, choć ze starszą jest coraz trudniej, bo przecież 13-latka to już dorosła kobieta – śmieje się tata.
– A wracając do wagarów, powiedziałem córkom, że jak chcą wagarować, to proszę bardzo, ale niech to robią tak, żebym o tym nie wiedział.
– Przecież w dobie elektronicznych dzienników, to niewykonalne – mówię.
– No właśnie – diabolicznie uśmiecha się Bartek.
Czy rodzice mogą pozwalać na wagary?
Postawy obojga rodziców konsultuję z Anną Kisiel, nauczycielką i doradczynią zawodową. – Zacznijmy od tego, jak prawo oświatowe zapatruje się na kwestie nieobecności uczniów i usprawiedliwianie tychże. Ustawa o systemie oświaty i rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej w sprawie ramowych statutów publicznego przedszkola oraz publicznych szkół regulują kwestię usprawiedliwień. Nieobecności uczniów niepełnoletnich usprawiedliwiają rodzice. Pełnoletnich – oni sami – informuje.
– Forma, w jakiej to usprawiedliwienie się dokonuje, jest regulowana przez statut szkoły. I tu każda placówka może mieć inne zasady. W szkole, w której pracuję, rodzic lub pełnoletni uczeń składa wniosek o usprawiedliwienie nieobecności i podaje jej przyczynę. A od nauczyciela – wychowawcy zależy, jak ten wniosek rozpatrzy. W innych szkołach usprawiedliwienia mają mieć formę pisemną albo być wysyłane tylko przez dziennik elektroniczny. Bywa, że nauczyciele proszą, aby rodzic telefonicznie informował o nieobecności dziecka i podawał przyczynę – wylicza Anna Kisiel.
A czy nauczyciel ma prawo wymagać, by rodzic przedłożył zwolnienie lekarskie? – Nie ma żadnego przepisu, który daje nauczycielowi takie prawo. Zatem o zwolnienie prosić nie może – rzeczowo wyjaśnia Kisiel i dodaje, że jak wszędzie, potrzebny jest zdrowy rozsądek.
– Nauczyciel nie ma obowiązku usprawiedliwiania każdej nieobecności, nawet jeśli prosi o to rodzic. Jeśli te "wagary" są sporadyczne, najczęściej nikt nie robi problemów. Uczeń też człowiek, może mieć spadek formy, złe samopoczucie. Ale jeśli to złe samopoczucie pojawia się w każdy poniedziałek i czwartek, przed lekcją chemii, albo zawsze, wtedy gdy jest sprawdzian, to jest to rzecz alarmująca. Nauczyciele wówczas muszą reagować – wyjaśnia i zaznacza, że bez względu na statut szkoły, nieobecności nie mogą przekraczać 50 proc. wymiaru dni szkolnych.
– Gdy dziecko opuszcza więcej niż połowę lekcji, nauczyciel nie ma podstaw do klasyfikacji. Wówczas, jeśli są to usprawiedliwione nieobecności, uczeń może pisać egzamin klasyfikacyjny. Gdy nie ma usprawiedliwienia, dopuszczenie do takiego egzaminu zależy tylko od dobrej woli rady pedagogicznej – podsumowuje nauczycielka.
W świetle prawa decyzja o tym, czy dziecko idzie na lekcje, czy nie, należy do rodziców. Biorąc pod uwagę wszystkie "za" i "przeciw" związane z legalnymi wagarami, warto jednak pamiętać, że dziecko, to też człowiek. Często bardzo zmęczony.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl