Macierzyństwo na 200 procent. "Do zmęczenia właściwie się już przyzwyczaiłam"
Zdecydowały się na macierzyństwo pełną parą, rodząc dwoje lub troje dzieci w krótkich odstępach czasu. Nie żałują, choć przyznają, że łatwo nie było. Ale nieprzespane noce, kilka lat "w pieluchach" i mieszkanie przypominające żłobek to nie jedyny ich problem.
04.10.2020 11:08
Marta Nawrocka doskonale pamięta, jak przysięgała sobie, że nigdy nie będzie mieć dzieci. - Studiowałam zarządzanie na Uniwersytecie Jagiellońskim i chciałam robić karierę w biznesie, a nie niańczyć malucha, przecierać mu zupki i zmieniać pieluchy - opowiada ze śmiechem. - Niestety nie przewidziałam, że się zakocham. I że albo miłość, albo hormony, albo jedno i drugie sprawi, że jednak zapragnę być mamą - opowiada i przystawia do piersi małego Jasia.
Rytm wystukują dzieci
W pierwszą ciążę zaszła zaraz po ślubie. - Byłam zdziwiona, bo wszystkie moje koleżanki miały z tym problem - mówi Marta. - Albo bezowulacyjne cykle, albo laparoskopowe udrażnianie jajników. A ja odstawiłam tabletki i dwa miesiące później byłam w ciąży. Pracowałam wtedy w firmie handlującej sprzętem budowlanym, zajmowałam się marketingiem i kochałam to, co robiłam. Wydawało mi się, że zaraz po porodzie wrócę do pracy, a Majka, moja córka, którą nosiłam w brzuchu, po przyjściu na świat niczego w moim życiu nie zmieni. Szybko przekonałam się, jak bardzo się myliłam. Na domiar złego moja firma ogłosiła upadłość. Dostałam porządną odprawę, ale nie miałam po urlopie macierzyńskim gdzie wrócić. Szybko znalazłam nową pracę, jednak w dniu pierwszych urodzin Majki okazało się, że jestem znowu w ciąży. Starałam się pracować, ale z jednym maluchem u boku i drugim w brzuchu nie dawałam rady.
Dla Marty najtrudniejsze okazało się to, że jej dzieci żyją w zupełnie różnych rytmach. - Gdy Jasiek śpi, Majka szaleje, gdy ona pada, on potrzebuje mojej uwagi. Jestem na nogach właściwie 24 godziny na dobę - opowiada Marta. - Do zmęczenia właściwie się już przyzwyczaiłam, do bycia w pieluchach też. To są rzeczy, z którymi można sobie poradzić. Poza tym nie będą trwać wiecznie. Tym, co mnie martwi bardziej, to wyrwa w życiu zawodowym. Trzeci rok jestem wykluczona z tego, co się dzieje na rynku, nie rozwijam się zawodowo i nie śledzę w praktyce tego, co się dzieje. Czytanie to za mało. Boję się powrotu do pracy, choć nie wiem, kiedy on nastąpi. Jedno małe dziecko łatwiej zostawić z opiekunką, dwoje - trudne do wyobrażenia sobie, zwłaszcza w obecnej sytuacji pandemicznej.
Wypalenie macierzyństwem
Zdaniem psycholożki Katarzyny Szymańskiej bycie mamą dwójki małych dzieci to duże obciążenie nie tylko dla organizmu, ale też dla psychiki. - Permanentne zmęczenie fizyczne przekłada się na samopoczucie psychiczne - twierdzi Szymańska. - U kobiet, które zajmują się maluchami w pojedynkę lub mają tzw. trudne dzieci, czyli płaczliwe, nieprzesypiające całych nocy, może dojść do stanu wypalenia macierzyństwem. Objawia się to apatią, ciągłym zmęczeniem, złym humorem, brakiem energii, brakiem zainteresowania seksem, kłopotami ze snem. Niektóre kobiety są tak zmęczone, że żałują, że się zdecydowały na macierzyństwo. Choć oczywiście kochają swoje dzieci, to jednak bycie mamą jest dla nich bardzo trudne. Do tego wiele kobiet stresuje się, jak zostaną przyjęte w swoich firmach po powrocie z urlopu macierzyńskiego.
Stres związany z pracą paraliżował Karolinę, 36-letnią specjalistkę od PR-u. - Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę - opowiada. - Zapewne dlatego, że sama z takiej pochodzę - mam pięcioro rodzeństwa. Ale kariera zawodowa pochłonęła mnie na tyle, że nawet nie wiem, kiedy skończyłam 32-lata. Tym samym plany, żeby pierwsze dziecko urodzić przed trzydziestką okazały się niemożliwe do zrealizowania. Ale bałam się wcześniej zdecydować na ciążę, bo w agencji, w której pracuję, macierzyństwo jest postrzegane niemal jako próba okradzenia firmy. Na dodatek na kilka koleżanek po powrocie z urlopu macierzyńskiego czekały wypowiedzenia. To jednak nie mogło mnie powstrzymać przed byciem mamą. Zwłaszcza, że gdy nasza szefowa zaszła w ciążę mówiło się, że ciężarówki, tak nazywaliśmy w pracy przyszłe mamy, dostają amnestię - uśmiecha się blado.
Żerowanie na firmie?
Karolina urodziła Stasia w styczniu, a w firmie zapowiedziała, że wraca do pracy już w kwietniu. - Dowiedziałam się od koleżanki, że zwolnią mnie przy pierwszej nadarzającej się okazji - opowiada. - Postanowiłam zatem do końca wykorzystać urlop macierzyński, wypoczynkowy i nawet przejść na urlop wychowawczy, ale gdy Staś miał pół roku, okazało się, że jestem w drugiej ciąży. W mojej agencji coś takiego spotyka się z całkowitym ostracyzmem, wiele osób otwarcie mówiło, że zachodząc w kolejną ciążę, żeruję na firmie. A przecież mój zasiłek macierzyński wypłaca ZUS, a nie agencja! - złości się Karolina. - W drugiej ciąży czułam się świetnie, ale do firmy nie wróciłam. Nie chciałam pracować w takiej atmosferze.
Amelka przyszła na świat w drodze cesarskiego cięcia. Karolina dużo czasu zajęło odzyskanie sił. Operację zniosła nie najlepiej. Do tego opieka nad Stasiem i drugim dzieckiem dały jej w kość. Wtedy postanowiła spotkać się z szefową i porozmawiać o możliwości powrotu do pracy. - Była bardzo miła, powiedziała, że miejsce na mnie czeka. Jednocześnie dodała, że skoro mam dwoje małych dzieci, to chyba trudno mi będzie oddać się obowiązkom zawodowym - opowiada Karolina. - Wtedy zyskałam pewność, że mnie zwolni. Mimo to, gdy skończył mi się urlop, postanowiłam wrócić do pracy, bo życie w stresie związanym z wiszącą nad głową groźbą zwolnienia było nie do zniesienia. Potrzebowałam też oddechu od macierzyństwa. Zwłaszcza że moja mama przeszła na emeryturę i zgodziła się pomagać mi przy dzieciach. Wtedy okazało się, że… miałam m.in. anemię i przedwcześnie rozwierającą się szyjkę macicy. Do problemów z pracą doszły te zdrowotne…
Organizm musi odpocząć
Ile powinna trwać przerwa między ciążami, gdy kobieta rodziła naturalnie? Zdaniem ginekolożki dr Agnieszki Timorek-Lemieszczuk idealny czas na przerwę to rok. – Pacjentkom, których poprzednia ciąża przebiegła bez powikłań, zalecam zaczekanie co najmniej pół roku. Najlepiej jednak przedłużyć ten okres do roku. To pozwoli organizmowi na pełną regenerację i uzupełnienie wszelkich niedoborów po poprzedniej ciąży i połogu - mówi dr Timorek-Lemieszczuk. - Podkreślam jednak, że każdy przypadek warto konsultować indywidualnie ze swoim ginekologiem.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku kobiet, których dzieci, tak jak Karoliny, przyszły na świat w drodze operacji chirurgicznej. – Sytuacja pacjentki, która poddała się cesarskiemu cięciu, diametralnie różni się od kondycji tej, która rodziła w sposób naturalny – tłumaczy dr Agnieszka Timorek-Lemieszczuk. – W pierwszym wypadku zalecenia są proste: ze względu na bezpieczeństwo kolejnej ciąży oraz prawidłowe zagojenie się rany po cięciu cesarskim, niewskazane jest decydować się na kolejną ciążę wcześniej niż po upływie roku od porodu. Niezastosowanie się może grozić rozejściem się blizny po cesarskim cięciu, przedwczesnym porodem, a w skrajnych przypadkach – nawet stanem zagrożenia życia spowodowanym pęknięciem macicy, krwotokiem wewnętrznym lub innymi ciężkimi powikłaniami medycznymi.
Zalecenia te nie dotyczą pacjentek po porodzie fizjologicznym, jednak każda kobieta planująca drugą ciążę w krótkim odstępie czasowym powinna zrobić badania podstawowe, czyli: morfologię i stężenie ferrytyny, jeśli miała anemię w poprzedniej ciąży. W takiej sytuacji warto sprawdzić, czy organizm pacjentki doszedł już do stanu odpowiedniej wydolności. Należy też pamiętać, że każda kolejna ciąża to obciążenie dla organizmu. Mama musi wykarmić przede wszystkim dziecko, które nosi w sobie. Wszelkie deficyty, na które cierpi pacjentka, będą się nasilać po zajściu w ciążę.
Karolina urodziła Natalię i obiecała sobie, że już więcej dzieci mieć nie będzie. Rozważa założenie własnego biznesu, bo dzięki temu będzie mieć nienormowany czas pracy i więcej go poświęcać dzieciom. Marta zapisała się na kurs zarządzania projektami. Chce być bardziej konkurencyjna na rynku pracy.