Powrót do pracy po macierzyńskim. Kobiety często lądują na bruku
- Po pierwsze, żyjemy w państwie prawa, a nie na Dzikim Zachodzie. Nie możemy pozostawiać nierozwiązanych spraw tylko dlatego, że się boimy. Są na to wszystko paragrafy i to nie my mamy się bać, a nieuczciwy pracodawca. Kobiety, nie bójcie się odezwać! – apeluje Sara. Jej problemy zaczęły się w chwili, gdy powiedziała przełożonemu o ciąży.
11.09.2020 17:53
Matka Polka walcząca
Sara Kos z Krakowa pracowała na pół etatu, z umową na czas określony. Umowa była cały czas przedłużana, bo firma była z niej zadowolona. Do czasu, aż oznajmiła, że jest w ciąży…
- Pierwsze słowa mojego kierownika były miażdżące: "Ale wie pani, że właściciele nie zgodzą się na przedłużenie umowy?" – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Byłam w szoku. Jak to się nie zgodzą? Powiedział, że ich dopyta, ale wątpi. Zanim do mnie oddzwonił, zdążyłam poszperać w przepisach. Powiedziałam mu, że kobiety w ciąży są chronione i mają nie tylko swoje obowiązki, ale i prawa. Jednym z nich jest obowiązek pracodawcy, by w takiej sytuacji przedłużył umowę. Czy mu się to podoba, czy nie.
Całą swoją wiedzę zaczerpnęła nie od prawnika, a z internetu. - A i tak wystarczyła, żeby zamknąć usta szefostwu. Dlatego uważam, że kobiety nie mogą się bać i przyjmować ciosów. Ja jestem waleczna, teraz już to wiedzą. Po sytuacji z umową próbowali jeszcze pozbawić mnie wyrównania do macierzyńskiego. W ramach "kosiniakowego" każda kobieta na macierzyńskim powinna dostawać 1000 zł. Ja miałam tylko 500 wynikające z umowy. Pracodawca powinien więc dołożyć do tej kwoty, ale w mojej firmie chcieli to ominąć.
Odsyłali ją od urzędu do urzędu. - Wiedzieli, że to po ich stronie leży obowiązek prawny, ale liczyli, że sprawa rozejdzie się po kościach - mówi Sara. - Kombinowali z terminem złożenia wniosku, żeby tylko nie dokładać. To mi dało jeszcze większego kopa do działania. Nie mogę spuścić głowy i przytaknąć, tylko muszę walczyć o to, co mi się należy. Batalię toczyłam przez pół roku, ale się udało.
Obecnie Sara jest na macierzyńskim, a do tamtej pracy nie chce już wracać. - Mam inne plany na przyszłość – mówi.
Wie też, co doradziłaby innym kobietom, które urodziły dziecko i stoją przed widmem utraty pracy. - Po pierwsze, żyjemy w państwie prawa, a nie na Dzikim Zachodzie. Nie możemy pozostawiać nierozwiązanych spraw tylko dlatego, że się boimy. Są na to wszystko paragrafy i to nie my mamy się bać, a nieuczciwy pracodawca, który powinien mieć świadomość, że jego zdanie to jedno, a nasze prawa – drugie. Kobiety, nie bójcie się odezwać! Jeśli nawet wymaga to od was czasu i jest trudne, to warto doprowadzić sprawę do końca. Nawet jeśli zostaniecie zwolnione, to są jeszcze takie instytucje jak sąd pracy. Nie można się poddawać!
"Chciałabym chociaż wiedzieć, dlaczego"
Historia Anety jest zupełnie inna. Zaufała swojemu pracodawcy (dużej i znanej firmie), a teraz wylądowała na bruku.
- Byłam zatrudniona na czas określony jako sprzedawca. Moja ciąża była zagrożona, dlatego poszłam na zwolnienie lekarskie. Jeśli chodzi o umowę, to była ona przedłużana i kończyła się w dniu porodu – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Kierowniczka uspokajała, że jeśli tylko będzie miejsce w sklepie, kiedy wrócę z macierzyńskiego, to ona na pewno mnie przyjmie. Rok temu tak było z moją koleżanką. Faktycznie nie miała problemu z powrotem, więc ja też byłam spokojna.
Gdy Aneta postanowiła wrócić do pracy, przeżyła szok. - Zaaplikowałam na ogłoszenie, które było wywieszone w moim sklepie. Szybko zadzwoniła do mnie rekruterka mówiąc, że zaprasza na spotkanie, że słyszała o mnie bardzo dobre opinie. Na rozmowie pojawiła się również moja kierowniczka, która powiedziała, że… dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi i że nie ma dla mnie pracy. Nie mogłam w to uwierzyć - wspomina młoda matka.
Zobacz także
Zadzwoniła więc do kierownika regionalnego. - Chciałam się dowiedzieć, co poszło nie tak. O co w tym chodzi - mówi Aneta. - Nie wiedział, że taka sytuacja miała miejsce. Obiecał, że oddzwoni. Za drugim razem już nie był miły. Powiedziałam, że chciałabym chociaż wiedzieć, dlaczego już mnie nie chcą. A on na to, że nie jest od takich rozmów. I się rozłączył. A ja nie wiem, co robić.
Sprawdziliśmy, co na ten temat mówi prawo pracy. - W świetle naszych przepisów działanie pracodawcy nie było bezprawne – stwierdza w rozmowie z WP Kobieta dr Magdalena Rycak, radca prawny w kancelarii Rycak Kancelaria Prawa Pracy i HR. - Gdyby pani Aneta miała dowód na to, że kierowniczka obiecała jej nową umowę po urlopie macierzyńskim, miałaby możliwości prawne. Mogłaby wtedy dowodzić, że zawarła przedwstępną umowę ustną i dochodzić przed sądem nawiązania umowy o pracę. Ze względu na to, że rozmowa odbywała się bez świadków, możliwości niestety są niewielkie.
"Nie wiem, co mnie czeka"
Jest jeszcze Magda, pracownica korporacji. W stanie zawieszenia i lęku o przyszłość. - Urodziłam w zeszłym roku, byłam na urlopie macierzyńskim, teraz jestem na wychowawczym – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Miałam plan, żeby wrócić do pracy w czerwcu, ale tego nie robię. W wyniku pandemii moja firma zaczęła notować spadki, czego efektem są zwolnienia grupowe. Pracę straciło już kilkadziesiąt osób. Dopóki jestem na wychowawczym, nic nie mogą mi zrobić. Ale kto da mi gwarancję, że kiedy wrócę do pracy, nie dostanę wypowiedzenia? Strasznie się boję i nie wiem, co robić. Zamiast cieszyć się czasem spędzanym z córką, ja snuję czarne scenariusze.
Czy faktycznie ma się czego bać? Na to pytanie również odpowiada radca prawny.
- Po powrocie z urlopu wychowawczego pracodawca powinien zaproponować Magdzie podobne warunki pracy, z uwzględnieniem wynagrodzenia, które miała przed urlopem macierzyńskim, z uwzględnieniem ewentualnych podwyżek na jej stanowisku pracy w tym czasie – wyjaśnia dr Magdalena Rycak. - Jeżeli jednak mają miejsce zwolnienia grupowe, osoba wracająca z urlopu wychowawczego nie jest chroniona. Pracownicy po powrocie mogą się, przynajmniej częściowo, zabezpieczyć przed zwolnieniem indywidualnym poprzez obniżenie wymiaru czasu pracy. Wtedy przez rok są chronieni przed wypowiedzeniem umowy. Pod warunkiem jednak, że w grę nie wchodzą zwolnienia grupowe.
Czy prawo pracy chroni matki?
W teorii kobiety w ciąży, na urlopie macierzyńskim oraz wychowawczym zwolnić nie można. W prawie są jednak pewne luki, które wykorzystywane są przez pracodawców. I tak, podstawą do zwolnienia nawet w tym szczególnym okresie ochronnym może być popełnienie przestępstwa, rażące naruszenie obowiązków, ale też ogłoszenie upadłości lub likwidacja firmy.
Jeśli chodzi o umowę na okres próbny, to o ile nie była ona zawarta na okres maksymalnie jednego miesiąca, musi ona zostać przedłużona do dnia porodu. Po tym czasie stosunek pracy ustaje, tak jak to miało miejsce u Anety.
A co w przypadku, gdy pracownica otrzyma wypowiedzenie, zanim dowie się o tym, że jest w ciąży? Jeśli przedstawi pracodawcy stosowne zaświadczenie, będzie on musiał wycofać wniosek.
W przypadku, gdy pracodawca wypowie umowę kobiecie na urlopie macierzyńskim, może ona zaskarżyć taką decyzję do sądu pracy. Ważne: to działa również w przypadku, gdy do zwolnienia dojdzie po powrocie z urlopu macierzyńskiego czy wychowawczego. Takie działanie może zostać uznane za dyskryminacyjne.
Jeśli stanowisko, które kobieta zajmowała w firmie przed porodem, nie jest już dostępne, pracodawca ma obowiązek przywrócić ją do pracy. Powinno to być zajęcie równorzędne i z takim samym wynagrodzeniem.
A jeśli znajdziesz się pod ścianą?
Brak reakcji to najgorsza droga. Chroni cię sąd pracy oraz prawo. Skonsultuj się z prawnikiem specjalizującym się w prawie pracy, który pomoże ci znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji.