Magdalena Chorzewska o kulisach odejścia ze "Ślubu od pierwszego wejrzenia". "Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny"
Staraliśmy się przewidzieć nieszczere intencje uczestników, ale nie mieliśmy ze sobą wykrywacza kłamstw. Po wstępnej selekcji w programie pozostawały osoby, które z założenia chciały znaleźć miłość. I z tym bywało różnie. Dlatego program zaczął mnie męczyć - mówi w wywiadzie z WP Kobietą Magdalena Chorzewska. Ekspertka niedawno poinformowała o odejściu z programu "Ślub od pierwszego wejrzenia".
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski: Dlaczego odeszła pani z programu?
Magdalena Chorzewska: Przygotowywałam się do zakończenia tej przygody od co najmniej dwóch sezonów. Uważam, że każdą rzecz, którą zaczynamy, należy też skończyć. Nie ukrywam, że byłam przywiązana do programu i trudno było mi się z nim rozstać. Produkcja "Ślubu od pierwszego wejrzenia" zabierała mi jednak dużo czasu. Wiązała się z wyjazdami, pochłaniającą pracą koncepcyjną i poświęceniem wolnych chwil, które mogłabym spędzić z rodziną lub na rozwijaniu kariery zawodowej. Zmieniły się po prostu moje priorytety. Poczułam, że formuła programu się dla mnie wyczerpała.
Przyznaję, że zasiedziałam się w programie. Doceniam to, czego w nim doświadczyłam. Wiele nauczyłam się przez te lata. Mogłam współpracować z najlepszymi ekspertami, choć nie zawsze się ze sobą zgadzaliśmy. Cieszę się też, że poznałam Karolinę Tuchalską-Siermińską, z którą zdążyłam się zaprzyjaźnić. Myślę, że w przyszłości nawiążemy jeszcze jakąś współpracę.
Czy ostatnie kontrowersje związane z Rafałem Olszakiem miały wpływ na decyzję o odejściu?
Trudno byłoby kontynuować nagrywanie kolejnych odcinków z Rafałem Olszakiem w zespole. Zupełnie nie utożsamiam się z jego światopoglądem. Wizerunkowy kryzys dotknął także mnie i Karolinę. Koniec końców wycięto nas z wielu ujęć, które kręciliśmy wraz z Rafałem. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że czas się rozstać z programem. Niezależnie od mojej decyzji stacja postanowiła odświeżyć format i zatrudnić nowych ekspertów. Jest to dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. Dla mnie ten moment nadszedł właśnie teraz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ślub od pierwszego wejrzenia" jest nazywany eksperymentem. Wielu widzów dodaje, że nietrafionym.
Często zarzucano nam, że program nie zbiega się z pierwotnymi założeniami. Pamiętajmy, że eksperyment polega na weryfikacji postawionej wcześniej hipotezy. My założyliśmy, że dwie obce sobie osoby mogą stworzyć parę i mieć szansę na udany związek. Nasz eksperyment pokazuje, że czasem się to udaje. Wszystko zależy od tego, czy dobrani w związki uczestnicy będą umieć te związki tworzyć. Jako eksperci nie mieliśmy wpływu na umiejętności uczestników. Mimo wszystko pokazaliśmy, że możliwe jest stworzenie, nawiązywanie i rozwijanie relacji z zupełnie obcą osobą.
Ale czy udanej relacji?
Wiele osób, które połączyliśmy w programie, stworzyło szczęśliwe związki. Niektórzy nie uniknęli rozstania, ale to nie jest nietypowe zjawisko. W życiu prywatnym także dobieramy się w pary, a po latach podejmujemy trudną decyzję o rozstaniu. Wpływa na to nieumiejętność budowania relacji oraz inne czynniki zewnętrzne.
Czyli o rozstaniach uczestników przesądziło życie?
Doskonale obrazuje to przykład Julii i Tomasza. Dostali szansę na poznanie się bliżej i zbudowanie relacji. Nie przewidzieliśmy tego, jak zachowa się Tomek. Żadna kobieta nie chciałaby kontynuować związku z mężczyzną, który wytyka jej, że jest za gruba. Żeby pojawiła się miłość, musi istnieć najpierw relacja. Tego powinny chcieć obie strony.
Rozumiem, że zaskoczeń w programie nie brakowało?
Nie mogliśmy narzekać na to, że było ich za mało. Pierwsze etapy każdej edycji przypominały randkowanie. Kandydaci na uczestników opowiadali nam swoje historie, a w trakcie trwania eksperymentu okazywało się, że ukrywali przed nami wiele rzeczy. Mógł to być jeden z powodów, dla których nie wiodło im się w poprzednich związkach i zgłosili się do programu.
Nie wychodziło im, bo nie byli szczerzy?
Nie chodzi tu tak bardzo o szczerość, jak brak pewnych narzędzi do rozwijania relacji. Nie potrafili rozmawiać, słuchać, odpowiadać adekwatnie na potrzeby, radzić sobie z emocjami i swoimi problemami. Nie byli w stanie zaangażować się w związek przez odległości, jakie dzieliły ich z dopasowaną żoną lub mężem. Nie dla wszystkich był to kłopot. Przykładem na to jest Anita pochodząca z Krakowa i Adrian mieszkający w Szczecinie. Dla nich ten ogromny dystans nie stanowił przeszkody w założeniu szczęśliwej rodziny. Myślę, że ludzie zaczęli przychodzić do programu po to, żeby zaistnieć. Przestali szukać miłości. Kiedy kończył się eksperyment, rozpadała się tworzona na oczach widzów relacja.
Odrzucaliście takich kandydatów?
Staraliśmy się przewidzieć nieszczere intencje uczestników, ale nie mieliśmy ze sobą wykrywacza kłamstw. Po wstępnej selekcji w programie pozostawały osoby, które z założenia chciały znaleźć miłość. I z tym bywało różnie. Dlatego potrzebowałam zmiany. W moich pierwszych edycjach, spotykałam osoby, które zgłaszały się do nas o pomoc, ponieważ miały trudności z poznaniem partnerów. W dwóch ostatnich sezonach trafiło się znacznie więcej kandydatów skoncentrowanych na zyskaniu rozpoznawalności.
Na ekranie widzimy krótkie urywki eksperckiej dyskusji nagrania z rozmów z uczestnikami. Jak tak naprawdę wyglądał proces parowania uczestników?
Najpierw zbieraliśmy informacje o kandydatach. Prosiliśmy ich o wykonanie różnych testów, głównie psychologicznych. W poprzednich edycjach dochodziły także badania antropologiczne, które przeprowadzał prof. Bogusław Pawłowski. Dobierając parę, braliśmy pod uwagę różne parametry: podobieństwo osobowości, wyznawanego systemu wartości czy historie poprzednich związków. Pytaliśmy o ich podejście do życia, priorytety czy to, w jaki sposób myślą o związku. Staraliśmy się zrozumieć uczestników - zwłaszcza ich schemat poznawczy, osobowość oraz charakter. Opieraliśmy swoje decyzje na ich deklaracjach i potrzebach.
Co w tym całym doświadczeniu ceni sobie pani najbardziej?
"Ślub od pierwszego wejrzenia" był dla mnie nowym doświadczeniem. Zazwyczaj występowałam w telewizji w roli eksperta. Wchodziłam do studia, mówiłam przez parę minut i wychodziłam. W tym przypadku musiałam się znacznie bardziej zaangażować. Nie tylko podczas etapu parowania uczestników, ale także w trakcie trwania programu. Jego bohaterzy rzeczywiście korzystali z obecności ekspertów, konsultując z nami ważne decyzje czy mówiąc o swoich przemyśleniach. Bardzo często relacje rozpadały się dopiero wtedy, gdy nie było nas w pobliżu.
Cenię sobie też aspekt socjologiczny "Ślubu od pierwszego wejrzenia". Zauważyłam, jak wielu w Polsce jest samotnych ludzi. Za cenę wzięcia ślubu z obcą osobą w obecności kamer i wystawiania się na ocenę publiczną próbowali znaleźć szczęście w miłości. Dla nich dzielenie życia z drugą osobą było niezwykle ważną sprawą. Cieszę się, że niektórym udało się zrealizować marzenie o stworzeniu rodziny dzięki temu programowi.
Nauczyła się pani czegoś nowego o relacjach?
Nic szczególnego mnie nie zaskoczyło. Z podobnymi problemami spotykam się w swojej praktyce gabinetowej. Jedyną różnicą był nietypowy sposób zawierania związków. Można powiedzieć, że "Ślub od pierwszego wejrzenia" był naturalną kontynuacją mojej pracy.
Z jakimi problemami przychodzą do pani pacjenci?
Do gabinetu trafiają osoby, które nigdy nie były w związkach. Boją się zaangażować i przywiązać do kogoś. Zdarzają się także ludzie tkwiący w nieszczęśliwych lub toksycznych relacjach. Pary najczęściej konsultują się ze mną w trakcie kryzysów, których podstawą są zdrady, zmiany w życiu partnera oraz problemy sytuacyjne - trudności z dziećmi, rodziną czy nawet inwazyjną teściową.
Pacjenci przychodzą zazwyczaj wtedy, gdy są samotni. Rozmawiam z kobietami, które wybierają się na kilkadziesiąt randek rocznie i nie decydują się na kontynuację żadnej relacji. Samotność to największy problem XXI wieku. Szczególnie gdy rozwija się w związkach. Z takich relacji wychodzimy straumatyzowani. Przechodzimy przez różne zaburzenia psychiczne, w tym depresję i zaburzenia lękowe.
Jak zatem budować zdrową relację?
Pracę powinniśmy zacząć od siebie. To, co przydarza się w naszym życiu uczuciowym, może być przypadkiem, ale równie dobrze pewnym schematem postępowania. Warto więc zastanowić się, dlaczego w taki sposób kierujemy naszym życiem. Poznanie źródła naszych problemów jest kluczowe w uzyskaniu pełnej świadomości.
Edukujmy się i poszerzajmy wiedzę. Korzystajmy z pomocy specjalistów, jeśli tego potrzebujemy. Nie bójmy się pytać i dociekać. Ale przede wszystkim wrzućmy na luz. Skupmy się na własnych potrzebach. Poczujmy radość z tworzenia relacji z samym sobą. Nie próbujmy na siłę szukać związku. O wiele łatwiej znaleźć drugą połówkę, gdy nie czujemy wewnętrznej presji.
Rozmawiała Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl