Marzą o klubie dla swingersów. Na miejscu są rozczarowani
- Warto mieć świadomość, że w klubie dla swingersów spotka się takich samych ludzi jak na osiedlowej poczcie. Będą podobnie zadbani, atrakcyjni, pociągający. Ludzie jednak nie chcą wierzyć, że tak właśnie wygląda swingowa rzeczywistość – mówi Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta.
15.04.2023 12:00
Katarzyna Trębacka, Wirtualna Polska: Po co ludzie chodzą do swingers klubów? Jakie rzeczywiste potrzeby kryją się pod marzeniem o seksie grupowym na oczach innych obserwujących?
Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta, założyciel warszawskiego Instytutu Psychoterapii i Seksuologii "Arte Vita": Odpowiem paralelą. Seksworkerki mówią, że mężczyźni przychodzą do nich po iluzję: prawdziwe zrozumienie i akceptację z jednej strony, a ekscytujący seks i wyuzdanie z drugiej. Tymczasem często to, co dostają, znacząco odbiega od ich wyobrażeń, powodując rozczarowanie. Podobnie jest z osobami, które wybierają się pierwszy raz do klubu dla swingersów. Oczekują orgii rodem ze starożytnych malowideł, gdzie wszyscy uczestnicy są piękni i młodzi, tymczasem trafiają do miejsca, gdzie średnia wieku gości to ok. 50 lat, a wnętrza mocno passé niczym nie przypominają starogreckich marmurowych pałaców.
Jakiś czas temu para dobijająca do trzydziestki podczas pierwszej wizyty w klubie dla swingersów przeżyła szok poznawczy; okazało się, że nie ma tam ani jednej pary, która by im się podobała, że wielu mężczyzn jest zaniedbanych, z wiszącymi brzuchami, owłosieniem na plecach przypominającym dywan i łuszczącą się skórą na stopach. Na dodatek część z nich była albo porządnie wstawiona, albo pijana. W efekcie ta młoda kobieta ciągle musiała się opędzać od namolnych facetów proponujących jej seks, a jej partner czuł się w gotowości do interwencji. Nie było to dla nich relaksujące doświadczenie, jakiego potrzebowali.
Dlaczego ta para tam poszła? Czego oczekiwała?
Jedna trzecia osób trafia do klubu dla swingersów, bo ma taką fantazję erotyczną i chce ją zrealizować. Takie osoby chciałaby przeżyć superintensywny seks w sytuacji, w której większość jego uczestników jest dla nich atrakcyjna, a do tego żadne hamulce nie blokują ich naturalnej ekspresji i nie zakłócają przeżywania rozkoszy. Tymczasem to zupełna iluzja, bo takie wyobrażenie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Nie da się odciąć od emocji, naturalnie odczuwanego w takiej sytuacji lęku czy zawstydzenia. Chyba że pod wpływem substancji chemicznych, czyi tzw. chemseksu, ale wtedy nasz odbiór rzeczywistości jest daleko zakłócony.
Pozostali odwiedzający sądzą, że w swingers klubie jest jak na filmach pornograficznych i wszystko odbywa się tam na podobnych zasadach, czyli mężczyźni siedzą i mogą wybierać partnerki jak na castingu erotycznym. Tymczasem warto mieć świadomość, że w klubie dla swingersów spotka się takich samych ludzi jak na osiedlowej poczcie. Będą podobnie zadbani, atrakcyjni, pociągający. Ludzie jednak nie chcą wierzyć, że tak właśnie to wygląda.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Swingersi - mój pierwszy raz
"Wizyta w swingers klubie to jedno z najbardziej obrzydliwych, uprzedmiotowiających doświadczeń w moim życiu" – napisała na jednym z forów internetowych młoda kobieta. I nie jest odosobniona. Ludzie nie czytają opinii na ten temat przed pierwszą wizytą?
Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi wie, że może odwiedzić swingers klub bez konieczności uczestniczenia w zabawach erotycznych. Napisane jest to w każdym regulaminie, takimi informacjami dla początkujących miłośników swingu wymieniają się bywalcy klubów na forach internetowych czy grupach na Facebooku. Jednak mimo tej wiedzy, u wielu osób jednocześnie pojawia się presja, że skoro zrobiły ten krok i zdecydowały się na wizytę w takim miejscu, to grzech nie pójść dalej i nie skorzystać z całego wachlarza możliwości, które ono oferuje. Myślą sobie: "pewnie już tu więcej nie przyjdziemy, trzeba iść na całość", a jednocześnie nie zdają sobie sprawy, że to może wiązać się nie tylko z przekroczeniem ich potrzeb, ale przede wszystkim naruszeniem ich cielesnych, psychicznych i emocjonalnych granic.
Jak to przekroczenie granic się manifestuje?
Na wiele sposobów. Ale niech za przykład posłuży para moich pacjentów: ona zgodziła się na seks z innym mężczyzną, bo jej partner tego od niej oczekiwał. Zaczęło się tak, że podszedł do nich facet, który zapytał, czy może się do nich przyłączyć. Ona nie była przekonana, ale jej partner zaczął ją namawiać. Chciał, żeby uprawiała z tym obcym mężczyzną seks, a on sam miał ich obserwować i masturbować się. Zgodziła się, ale po minucie penetracji doszła do wniosku, że to w ogóle nie jest to.
Klęczała oparta na dłoniach i odwrócona twarzą do ściany, jej partner za to patrzył nie tylko na nią i tego obcego mężczyznę, ale także na inną kochającą się parę. Powiedziała, że czuła się jak dmuchana lalka. W efekcie była wściekła na swojego partnera, a także na siebie, że zgodziła się na coś, na co nie miała ochoty. Mówiła, że jej mąż potraktował ją przedmiotowo.
Jak zatem uniknąć rozczarowania w czasie wizyty w takim miejscu? Czy lepiej w ogóle zrezygnować z tej formy doświadczeń erotycznych?
Uważam, że w czasie pierwszych wizyt w swingers klubie warto przyjąć postawę obserwatora, urealnić swoje wyobrażenia i dopiero potem zdecydować, czy chce się zrobić następny krok. Niezwykle istotne jest, by znaleźć miejsce, w którym można poczuć się bezpiecznie i swobodnie. Dlatego warto odwiedzić dwa, trzy kluby i wybrać ten, który najbardziej odpowiada naszym standardom.
Wskakiwanie na głęboką wodę i pójście na całość za pierwszym razem rzadko kończy się poczuciem satysfakcji i zadowolenia. Wielu moich pacjentów, którzy zdecydowali się na taki krok, mówiło później, że nie tylko było im mało przyjemnie, ale że żałowali swoich decyzji.
Mówimy o zagrożeniach, jakie czyhają na nowo przybyłych gości klubów dla swingersów. Ale zapewne mogą wyniknąć z tego jakieś profity?
Oczywiście! Jeśli znajdzie się miejsce, w którym panujące zasady są akceptowalne, ma się za sobą jedną lub dwie wizyty, to fajnym doświadczeniem na początek może być potraktowanie swingers klubu i tego, co tam się dzieje, jako formę urozmaicenia swojego życia erotycznego. Zwłaszcza jeśli ma się do czynienia z osobami, które wydają się atrakcyjne. Obserwowanie takich osób w czasie aktów erotycznych może działać na parę lub pojedyncze osoby bardzo podniecająco.
Ponadto można sobie urealnić instagramowe normy dotyczące ciała. Ludzie, których tam spotkamy, są odzwierciedleniem rzeczywistości, bez filtrów i selekcji zdjęć. Pacjenci mężczyźni mówią mi w gabinecie, że dzięki wizytom w tych miejscach eliminują "kompleks małego członka", bo widzą realną średnią krajową, a nie rzekome normy wielkości penisa rodem z filmów porno.
Często w kontekście swingers klubów zapomina się, że to miejsce, w którym można poznać ciekawe osoby, z którymi niekoniecznie trzeba od razu uprawiać seks. Nieraz słyszałem w swoim instytucie historie o tym, że ktoś z moich pacjentów poznał w takim miejscu albo inną fajną parę, albo pojedyncze osoby, które połączyło wiele różnych rzeczy poza seksem. Część osób gra w swingers klubach na przykład w planszówki, doskonale się bawiąc.
W planszówki? Ale chyba erotyczne?
Nie, zwykłe planszówki. Naprawdę nie wszyscy klienci swingers klubów chodzą tam, żeby uprawiać seks. Można je potraktować jak świetlicę erotyczną, w której jest okazja do spotkania ciekawych osób. I być może z tymi nowo poznanymi osobami w końcu wyląduje się w łóżku, ale niekoniecznie w klubie, bo takich przypadków też jest sporo.
A co z prywatnymi imprezami, na które można natrafić na forach internetowych dla swingersów. Organizatorzy wynajmują dom na weekend, sprzedają bilety 12 czy 15 parom i zabawa odbywa się w mniejszym gronie.
Moim zdaniem to jest lepsze rozwiązanie, bo dzięki temu trafia się na wyselekcjonowane osoby, które przestrzegają zasad, dbają o higienę, nie upijają się nadmiarowo. I nie chodzi oczywiście, by wykluczać kogokolwiek, ale jednak dobór osób na takiej imprezie ma niebagatelne znaczenie.
Spotkałem się też z taką praktyką, że mężczyzna, który chce doprowadzić do zdrady kontrolowanej, wynajmuje mężczyzn singli, którzy za zgodą jego partnerki uprawiają z nią seks. A on się temu przygląda. Wszyscy ci mężczyźni są albo przez niego, albo wspólnie przez parę wybrani, przechodzą swoistą selekcję, podczas której on sam lub z partnerką rozmawiają z potencjalnymi kochankami przez telefon, a potem przez wideo i na tej podstawie podejmują decyzję. Rzecz ma miejsce w wynajętym apartamencie.
Zobacz także
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Katarzyna Trębacka