"Mąż chce, żebyśmy oddali dziecko do żłobka". Kamila musi wrócić do pracy
Nie chciały być "niedzielnymi matkami". Podjęły świadomą decyzję, by poświęcić się wychowaniu dziecka. Opór przyszedł z najmniej spodziewanej strony. – Mój mąż pewnego dnia stwierdził, że mamy oddać naszego 14-miesięcnego synka do żłobka, a ja mam iść do pracy – opowiada Kamila. Nie jest jedyną kobietą, której się to przytrafiło.
15.02.2020 | aktual.: 15.02.2020 13:56
Jeśli 33-letnia Kamila czegoś żałuje w swoim życiu, to tego, że w tej sprawie nie rozmówiła się z mężem, zanim Jagoda pojawiła się na świecie. Dla niej to było naturalne: być mamą, jak mówi, z prawdziwego zdarzenia. Zawsze lubiła swoją pracę, siedziała w biurze do siódmego miesiąca ciąży, ale po porodzie wybrała macierzyństwo. – Przez rok byłam na urlopie macierzyńskim i to było okej, ale po roku komuś zaczęło to przeszkadzać – mówi.
Komu? Córka miała 14 miesięcy, kiedy Norbert, mąż Kamili, doszedł do wniosku, że dość siedzenia w domu – córka do żłobka, a żona do pracy. – Nie potrafił mi wytłumaczyć, skąd taki pomysł – relacjonuje Kamila. – Pieniądze? Wiadomo, że zawsze może być ich więcej, ale bez przesady, starczało nam. Nie rozumiałam, co jest grane.
Zobacz także
Wkrótce Kamila odkryła, że mąż miał długi, o których nie wiedziała. Przyznał się dopiero wtedy, gdy go przycisnęła. – Na gwałt potrzebowaliśmy pieniędzy. Z dnia na dzień straciłam poczucie bezpieczeństwa. Córki do żłobka jednak nie oddałam. Zwerbowałam mamę do pomocy i zaczęłam pracować zdalnie – opowiada.
Karolina, lat 34, też postanowiła poświęcić się wychowaniu dzieci (urodziła dwie córki na przestrzeni trzech lat). Uzgodnili z mężem, że dopóki małe nie pójdą do przedszkola, ona zostanie w domu. – Nie chciałam być nieobecną matką. Po co mieć dzieci, skoro już po paru miesiącach oddaje się je do żłobka albo zatrudnia nianię? To był mój świadomy wybór. Mąż dobrze zarabiał, więc pieniądze nie stanowiły problemu – opowiada Karolina.
Problem pojawił się gdzie indziej: z jednej pensji, nawet niezłej, trudno było coś odłożyć. Żyli na dobrym poziomie, lecz bez oszczędności. – Pewnego dnia mama zadała mi pytanie: co byś zrobiła, gdyby twojemu mężowi coś się stało? Jest jedynym żywicielem rodziny, a ty wypadłaś z rynku. Co wtedy? Przyznam, że o tym nie myślałam. Dopiero wtedy otworzyły mi się oczy.
Wcześniej Karolina pracowała jako copywriterka-freelancerka. W tym fachu – zresztą jak w każdym innym – konkurencji nie brakuje i trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie, żeby nie zostać w tyle. Dlatego Karolina zdecydowała, że wykupuje ubezpieczenie. Postanowiła też w wolnym czasie wdrożyć się ponownie w copywriting. Uznając, że jeśli nawet nie teraz, to przecież dzieci rosną, a ona końcu będzie chciała wrócić do aktywności zawodowej.
"Człowiek potrzebuje odmiany, stymulacji"
Kamila i Karolina to niejedyne matki, które spotkało coś takiego. Wystarczy zajrzeć na fora dyskusyjne.
"Są awantury o to, że nie przynoszę do domu pieniędzy, mąż dziś oznajmił mi, iż mnie znienawidzi, jeśli będzie musiał łożyć na mnie i dziecko jeszcze przez 1,5 roku, czyli do 3. urodzin dziecka" – żali się jedna z użytkowniczek forum Kafeterii. "Mąż mnie wysyła na cały etat, bo musi mieć lepsze auto, większy dom itp. Ja tego nie potrzebuję, chcę być z dzieckiem do 3. urodzin".
Na innym forum użytkowniczka pisze: "Mamy 2-letnie dziecko. Ja siedzę w domu i zajmuję się dzieckiem i domem. Dobrze mi z tym, w domu idealny błysk, moje maleństwo ze mną. A mąż wymyślił, chociaż dobrze zarabia, że powinnam iść do pracy!".
Czasem za takim pomysłem męża stoją pieniądze, a konkretnie – ich brak. Czasem jednak okazuje się, że motywacje są inne. "Mąż ma rację" – odpowiada jej jedna z internautek. "W domu się nie rozwijasz. Dał ci do zrozumienia, że się uwsteczniasz. Zależy ci na małżeństwie? Działaj. Siedziałam w domu całą ciążę i pół roku po urodzeniu. To nie było rozwijające".
Ewelina była z synkiem w domu przez dwa lata. Mówi, że przenigdy nie oddałaby go do żłobka. – Czas tak szybko mija, a dzieci tak szybko dorastają. To są bezcenne chwile! Nigdy nie chciałam być matką od wielkiego dzwonu – mówi.
Dlatego kiedy mąż zaproponował, żeby oddali półtorarocznego synka pod opiekę dziadkom albo niani, ostatecznie do żłobka (bał się chorób), Ewelina stanęła przed wielkim dylematem. Szef właśnie obniżył jej mężowi wymiar czasu pracy (z całego etatu na pół), więc w tym przypadku chodziło o pieniądze. Ale nie tylko. – Łukasz widział, że jestem zmęczona. Kochałam wychowywać nasze dziecko, ale jednak nie jest to kaszka z mlekiem. Człowiek potrzebuje odmiany, stymulacji, a praca ją zapewnia – przekonuje.
Na żadną nianię się jednak nie zgodziła, na żłobek tym bardziej. Na podrzucanie dzień w dzień synka dziadkom też nie. Dogadała się z pracodawcą, że będzie wpadać do firmy dwa razy w tygodniu, a część zadań wykonywać w domu. To się sprawdziło. – Najgorsze było poczucie winy. Gdy pracowałam, miałam wyrzuty sumienia, że nie jestem z synkiem. Gdy byłam z synkiem, miałam wyrzuty sumienia, że nie pracuję.
Teraz syn Eweliny ma 4 lata, chodzi do przedszkola. Ona wróciła do pracy na cały etat. – Nie żałuję, że się wtedy postawiłam mężowi – podkreśla. – Nieprzypadkowo mówi się o pierwszych 1000 dniach życia dziecka, bo są kluczowe dla jego rozwoju. Nie darowałabym sobie, gdybym coś zaniedbała albo poszła na łatwiznę.
"Jestem mamą, co ja potrafię?"
Z badań opublikowanych w czasopiśmie "Family Relations" wynika, że nawet najlepsze małżeństwa się kłócą, a najbardziej ryzykowne – bo mogą zwiastować rozwód – są kłótnie o finanse. Sonya Britt z Uniwersytetu Stanowego Kansas uważa, że rozsądne jest przedyskutowanie sytuacji finansowej i zrobienie konkretnych planów (np. dotyczących rozdzielenia dochodów na wypadek sytuacji, w której jeden z partnerów miałby poświęcić się wychowaniu dzieci).
Jest też druga strona tego konfliktu. Czasem kobieta, która nie tak dawno została matką, chciałaby wrócić w końcu do pracy, ale nisko ocenia swoje kompetencje, szczególnie po przerwie związanej z ciążą i wychowaniem. Fundacja Mamo Pracuj realizuje projekt "Odważ się mamo i wróć z nami do pracy!". Startując z nim przed kilkoma miesiącami, niemal 70 proc. jego uczestniczek swoje szanse na rynku pracy oceniło bardzo nisko lub przeciętnie. Mówiły o sobie: "Mam przerwę zawodową… długą, trwa prawie pięć lat. Ja już nie potrafię mówić językiem dorosłych ludzi". Albo: "Pracowałam w środowisku międzynarodowym i mówię w dwóch językach, ale wiesz, teraz jestem mamą, co ja potrafię? Ja już nic nie pamiętam".
Natomiast po zakończeniu udziału w projekcie ponad 73 proc. jego uczestniczek swoje szanse na rynku pracy oceniło wysoko lub "lepiej niż przeciętnie". Spośród 22 kobiet, które wzięły udział w tym przedsięwzięciu, dziewięć już pracuje.
– Osiągnięte efekty projektu przeszły nasze oczekiwania, a motywacja i zaangażowanie uczestniczek zasługują na medal. Szczególnie że niektóre z tych kobiet mają za sobą kilkuletnią przerwę zawodową, ba, nawet kilkunastoletnią, a niektóre dodatkowo posiadają niewielkie doświadczenie zawodowe. Mają natomiast te kompetencje, które dzisiaj na rynku pracy znaczą najwięcej – mówi Anna Łabno-Kucharska z Fundacji Mamo Pracuj.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl