Mąż przelewa jej 5 tys. zł miesięcznie. "Taki był warunek"
- Przy zarobkach mojego męża, umówiliśmy się na 5 tys. zł miesięcznie. Taki był warunek. To pieniądze, które przeznaczam na moje potrzeby, czasem zakupy, własne oszczędności - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Monika, która zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz opieki nad domem i dziećmi.
19.01.2024 | aktual.: 19.01.2024 09:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gotowanie, sprzątanie, pranie, a do tego opieka nad dziećmi. W 2022 roku Główny Urząd Statystyczny przeprowadził badanie, z którego wynika, że kobiety codziennie przeznaczają na wykonywanie obowiązków domowych przynajmniej kilka godzin. GUS wyliczył, ile warta jest ich praca.
Przy nierezygnowaniu z pracy zawodowej, kobiety przeznaczają co najmniej 1 h 9 min na sprzątanie, 1 h 53 min na gotowanie i 2 h 47 min dziennie na opiekę nad dziećmi. Jeszcze więcej - jeżeli praca "przy domu i dzieciach" jest pracą na pełen etat. Jakiej wysokości wynagrodzenie powinny otrzymywać? Z wyliczeń GUS wynika, że miesięcznie powinno to być 5,8 tys. zł.
- Przy zarobkach mojego męża, umówiliśmy się na 5 tys. zł miesięcznie. Taki był warunek. To pieniądze, które przeznaczam na moje potrzeby, czasem zakupy, własne oszczędności - mówi Monika*.
Opieka nad domem pracą na pełen etat
Sześć lat temu Monika i jej mąż powitali na świecie pierwszą córkę. Dwa lata później - drugą. Monika, która rozwijała się zawodowo jeszcze przed zajściem w pierwszą ciążę, zrezygnowała z pracy najpierw "chwilowo". Wychowanie dzieci stało się jej priorytetem. Po wielu rozmowach podjęli z mężem decyzję, że kobieta pozostanie w domu. Jej pracą na pełen etat stała się opieka nad domowym ogniskiem oraz dwoma pociechami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Już przy pierwszej rozmowie na ten temat zastanawialiśmy się, jak rozwiązać kwestię finansową. Jako że zrezygnowaliśmy z niani, bym to ja zajęła się córkami, zdecydowaliśmy z mężem, że część pieniędzy, które zarabia, otrzymam na swoje wydatki. Nie nazywamy tego pensją, bo nie chcemy, żeby wyglądało to tak, że mąż płaci mi za opiekę nad dziećmi. To nasz kompromis, który - przynajmniej na razie - się sprawdza - opowiada.
Otrzymywane co miesiąc na konto 5 tys. zł przeznacza głównie na własne potrzeby - fryzjera, kosmetyczkę, hobby, ale także zakupy spożywcze, które niekiedy opłaca z tych pieniędzy czy zabawki dla dzieci bądź prezenty dla męża. Nie ukrywa, że pewna część tej kwoty zawsze jej zostaje. Wówczas odkłada sobie pieniądze na lokatę.
- Po prostu tam są. Nigdy nie wiadomo, co przydarzy się w życiu, a dobrze jest mieć oszczędności. Szczerze mówiąc, trudno jest wydać przez miesiąc 5 tys. zł ot tak. Przynajmniej mnie. Nie mogę wypowiedzieć się za wszystkie kobiety - mówi.
Zobacz także: Od 15 lat żyje w "rzymskim małżeństwie". Jest zachwycona
"Teściowa była tym oburzona"
Kwestia "wypłaty" dla Moniki nigdy nie poróżniła jej i jej męża, ponieważ była ich wspólną, przemyślaną decyzją. Inaczej było jednak w przypadku teściowej kobiety, która słysząc któregoś razu o tym, że "jej syn płaci żonie 5 tys. zł", była nie tylko zaskoczona, ale i wściekła.
- Teściowa zdębiała, a potem wpadła w furię. Zaczęła komentować, że "to przecież mój obowiązek, żeby zajmować się domem i dziećmi", że "co to w ogóle za wymysły", "w głowie się to nie mieści" i - moje ulubione - "kiedyś tego nie było" - wspomina Monika.
- Nie wiem, czy bardziej krzyczała na mnie, czy na mojego męża, ale on też się wtedy wściekł. Najpierw próbował jej wytłumaczyć, skąd taka decyzja, że zrezygnowałam z pracy na rzecz domu i córek. Potem zaczął jej powtarzać, że nie życzy sobie wtrącania się w nasze sprawy. Konflikt między nami - mną i mężem a teściową trwał kilka ładnych tygodni. Polepszyło się, kiedy teść wkroczył do akcji i zapanował nad teściową - oznajmia w rozmowie z WP.
"Było nas stać na takie rozwiązanie"
Anna, która zrezygnowała z pracy zarobkowej na rzecz opieki nad domem i trojgiem dzieci, była w podobnej sytuacji. W pewnym momencie przestali sobie radzić z mężem z łączeniem obowiązków zawodowych i domowych, a nie chcieli angażować w nie osób trzecich. Tym bardziej że różnica wieku pomiędzy ich trzema pociechami jest niewielka. Anna zaszła w pierwszą ciążę dość późno.
- Mąż pracuje na wysokim stanowisku. Z tego względu stać nas na takie rozwiązanie. Inaczej szukalibyśmy pewnie innych - oznajmia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Nie ukrywa jednak, że na początku nie była przekonana do tego pomysłu.
- Lubiłam swoją pracę, realizowałam się w niej, ale zarabiałam znacznie mniej od męża. Długo staraliśmy się o pierwsze dziecko, dlatego tak bardzo oboje stawiamy dziś na rodzinę. Z drugim i trzecim było już łatwiej, bo nie wywieraliśmy na sobie takiej presji. Teraz jesteśmy szczęśliwą rodziną i cieszę się, że jestem żoną i mamą na pełen etat - mówi.
Gdzie pojawiły się więc wątpliwości?
- Dziwnie się czułam, kiedy wyobrażałam sobie, że mąż przesyła mi pieniądze. Nie wiem dlaczego. On natomiast od początku podchodził do tego normalnie, naturalnie. Stwierdził, że skoro nas stać, dlaczego miałby tego nie robić? Dlaczego to ja miałabym być stratna? - wyjawia Anna.
Obecnie otrzymuje od męża ponad 3 tys. zł miesięcznie.
- Wstyd się przyznać, ale to mąż sam mnie czasem namawia: "Idź sobie coś kup, umów się na paznokcie, przecież masz na to pieniądze". A ja mimo wszystko nie mogę się do tego przyzwyczaić. Problem jest po prostu gdzieś we mnie - stwierdza.
Zobacz także: Babcia zostawiła testament. "Zniszczył naszą rodzinę"
"To nie pieniądze męża, tylko z budżetu domowego"
O ile psycholożka Dorota Minta przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że takie finansowe rozwiązanie powinno być dla nas wszystkich normalne, o tyle nie zgadza się z przedstawianiem go jako "wypłacania żonie pensji za pracę".
- Budżet rodzinny to wspólne pieniądze - żony i męża. Jeżeli oboje, za porozumieniem, zdecydują, że żona porzuci pracę na rzecz domu i dzieci, nie możemy mówić, że to pieniądze, które "otrzymuje", bo są pieniędzmi męża. To nie pieniądze męża, tylko pieniądze pochodzące z budżetu domowego. Mąż nie wypłaca jej pensji. Część wspólnego budżetu jest przeznaczona na jej prywatne zasoby. Mówiąc, że "mąż płaci jej za pracę", utwierdzamy patriarchalne, niewolnicze patrzenie na brak aktywności zawodowej u kobiety - tłumaczy Dorota Minta.
Zaznacza także, że rozmowy na temat takich rozwiązań, które mogą mieć miejsce, chociażby w przyszłości, powinny być przeprowadzone już na początku związku.
- Dlaczego o tym mówię? W większości przypadków kobiety rezygnują z kariery zawodowej, przechodzą na pracę na pełen etat w domu i nie mają swoich pieniędzy, zabezpieczenia finansowego. A wynika to z braku rozmów i zgody na uzależnienie się finansowe od mężczyzny. To natomiast często ma złe skutki. Trzeba kierować się rozsądkiem - podkreśla psycholożka.
*Imię rozmówczyni zostało zmienione na jej prośbę.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.