Blisko ludziMężczyzna na porodówce. "Chciałem patrzeć na ręce lekarza"

Mężczyzna na porodówce. "Chciałem patrzeć na ręce lekarza"

W latach 50. XX wieku dr Dick Read jako pierwszy zaczął mówić o wspólnych porodach. Wówczas mężczyźni i kobiety uważali to za niedorzeczne. Dzisiaj mężczyzna, który mówi, że za miesiąc idzie z żoną na porodówkę, nikogo nie dziwi.

Mężczyzna na porodówce. "Chciałem patrzeć na ręce lekarza"
Źródło zdjęć: © East News
Dominika Czerniszewska

24.09.2019 | aktual.: 19.01.2022 09:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wbrew powszechnej opinii często to kobieta nie chce rodzić w towarzystwie swojego partnera. Obawia się, że stanie się dla niego aseksualna. On natomiast boi się, że nie stanie na wysokości zadania. Decyzję o wspólnym porodzie podjęli Michał z żoną Pauliną, Marcin i Ania, Joanna i Piotr oraz Magda z mężem Bartkiem. Nie żałują. Wręcz przeciwnie. W jednym przypadku uratowało to życie.

Michał: "Złapałem położną za rękę i siłą przytrzymałem"

– Nasze pierwsze dziecko chcieliśmy rodzić w domu, więc zamówiliśmy położną. Tylko ten poród za długo się przeciągał – wody odeszły, były skurcze, ale nasza córka po prostu nie chciała wyjść. Położna zadecydowała, że jedziemy do najbliższego szpitala – mówi Michał. W szpitalnej recepcji usłyszał: "Pan tutaj zostaje, aby uzupełnić dokumenty, a żona w tym czasie urodzi". Odpowiedział, że nie ma takiej opcji i chce być przy porodzie. Zostawił biurokrację i pobiegł do rodzącej Pauliny.

– Moja żona leżała już na stole. Tam był cały tabun ludzi. W pewnym momencie położna z tego szpitala zaczęła pięścią wyciskać to dziecko z brzucha. Czytałem, że takie sytuacje się zdarzają, ale to w ogóle nie działa, wręcz może zaszkodzić. Dlatego złapałem tę położną za rękę i siłą ją zatrzymałem. Ona się oburzyła, ale przestała to robić – tłumaczy.

Lekarze przyszli, zrobili swoje i cały tabun się rozszedł. – Byłem jedyną osobą, która cały czas była na miejscu. Mogłem zareagować, przynieść wody, zrobić zakupy – wspomina Michał.

W przypadku drugiego porodu Michał i Paulina wybrali tzw. dom narodzin, w którym zapewnia się rodzącej salę, położną, wannę, a nawet akcesoria do masażu. Tym razem było już wszystko zorganizowane. Michał nie musiał patrzeć lekarzom na ręce.

Michał przyznał, że dla niego było to naturalne, że będzie przy porodzie. Nie rozumie mężczyzn, którzy nie decydują się na taki krok. – Popłakałem się wręcz przy narodzinach, zarówno pierwszego, jak i drugiego dziecka. Ten moment jest nie do opisania – serce wali, krew buzuje, robi się gorąco – wspomina z rozrzewnieniem.

Joanna: "Ratunkiem był mąż"

O tym, że mąż Joanny będzie przy porodzie, wiedzieli od zawsze. To osoba, której najbardziej ufa. Oprócz tego, że 32-latka nie chciała być sama, to z tyłu głowy miała myśl, że kobieta w trakcie porodu jest najbardziej bezbronna, dlatego potrzebuje osoby, która będzie jej "głosem".

Piotr, mąż Asi, z wykształcenia jest fizjoterapeutą, więc ma wiedzę medyczną. Nigdy nie przerażał go widok krwi czy nawet ludzkich zwłok. Joanna miała pewność, że jakby coś się działo, wezwie pomoc. To był główny powód, dla którego chciała, żeby był przy porodzie. Wsparcie miało być tylko dodatkiem. Wtedy nie przypuszczała jeszcze, że tak się to wszystko potoczy…

Asia specjalnie nie czytała historii z polskich porodówek, ale wolała się zabezpieczyć. Wybrała jeden z warszawskich szpitali, w którym podkreśla się aspekt rodzinny i pozwala przyszłym ojcom być na porodówce. Okazało się, że obecność męża Asi była niezbędna. – Był to bardzo długi poród. Od momentu odejścia wód płodowych trwał 36 godzin. Przez ponad dobę szyjka macicy mi się nie skracała – opowiada 32-latka.

W takim stanie leżała 28 godzin. Po 20 godzinach zaczęła prosić o znieczulenie. Z powodu bólu zaczęła już tracić siły. Położne uznały, że nie podadzą znieczulenia, bo może to zatrzymać akcję porodową. – Fizycznie nie miałam już siły na ten poród. W tym czasie nie jadłam, praktycznie nie piłam, a personel nie zainteresował się tym. Mój mąż wtedy wkroczył do akcji – dodaje.

Piotr zaczął dopytywać o kwestie medyczne, a w odpowiedzi dostawał: "To wymysł współczesnych czasów i kobiet. Wszystkie teraz chcą rodzić z partnerami i żądają tyle praw dla siebie. Kiedyś kobieta przychodziła, rodziła i tyle". – Zaczął regularnie prosić lekarza o znieczulenie, o to, żeby ktoś kontrolował fakt, że nie jem, nie pije, nie robię siku. Stażystki rzucały nieprzyjemne uwagi w moją stronę. Piotr stanął w mojej obronie – wyjaśnia.

Udało się. Wyprosił znieczulenie. Asia musiała dostać dwie dawki, bo była już tak roztrzęsiona. Dygotały jej mięśnie od tego wielogodzinnego wysiłku. Po tym wszystkim zastanawiała się, co by się stało, gdyby jej męża nie było na miejscu. Anestezjolodzy również nie rozumieli decyzji położnych. Uważali, że kobieta powinna mieć cesarskie cięcie.

Dziś Asia apeluje do wszystkich kobiet, aby miały bliską osobę podczas porodu, bo może ona wpłynąć na zdrowie, a nawet życie. Tak jak w jej przypadku ratunkiem był Piotr.

Magda: "Wzięła męża, żeby patrzył na ręce lekarzom"

– Nie byliśmy przekonani do pomysłu, aby mój mąż był przy porodzie. Bartek bał się, że nie sprosta zadaniu, że to obrzydliwe, że to w ogóle babska sprawa. Ja też gdzieś miałam takie przekonanie – opowiada Magda.

Trzydziestoparoletnia kobieta tłumaczy jednak, że nie chciała być sama w tym dniu. Zwłaszcza po tym, jak przeczytała różne porodowe historie. Czasami były to dramatyczne sytuacje, jak ta, że lekarz nie chciał się zgodzić na cesarskie cięcie, a były ku temu wskazania albo przyszła matka nie była już w stanie rodzić. Na początku Magda pomyślała, aby towarzyszyła jej kobieta. Nie miała jednak pomysłu, kogo o to poprosić. – Moja mama ma skłonność do panikowania, więc wprowadzałaby nerwowość. Siostry nie mam, a przyjaciółki mieszkają w Krakowie. Stanęło na mężu – dodaje.

W szkole rodzenia jak mantrę powtarzano, że dobrze by było, żeby partner był przy porodzie. Głównie, aby zapewnić komfort psychiczny. Magda mówi wprost, że wzięła męża, żeby patrzył na ręce lekarzom oraz położnej. Chciała mieć pewność, że jak zacznie się coś dziać, będzie przy niej ktoś, kto zainterweniuje. – Jak będzie coś nie halo, po prostu krzyknie, tupnie, zrobi aferę, weźmie kogoś za fraki – stwierdza.

Na szczęście nic złego się nie wydarzyło, jednak mąż Magdy faktycznie stanął na wysokości zadania, gdy pojechali na izbę przyjęć. – Mieliśmy umówioną położną, taką za dodatkowe pieniądze. Pomyliła mnie z inną kobietą i poszła z nią rodzić. Więc nagle zostaliśmy bez położnej, a miałam już takie skurcze, że nie byłam w stanie jej gonić. Także w jej roli wystąpił mój mąż – kwituje z uśmiechem Magda.

Marcin: "Odciągałem uwagę żony"

Myśl, że Marcin będzie przy porodzie, przyszła samoczynnie. I dobrze, że był na miejscu. Jego żona rodziła 20 godzin. Skończyło się na cesarskim cięciu. – Widziałem przerażenie w jej oczach. Zwłaszcza że nigdy wcześniej nie była w szpitalu. To ją kosztowało tyle zdrowia i stresu, że nawet przez moment nie przyszło mi do głowy, że może nie powinienem tu być – wyjaśnia.

Był to szpital, w którym porodówka jest łączona. Rodzące są rozdzielone wyłącznie ściankami, wszystkie drzwi są pootwierane. Hałas i harmider. W tym samym czasie, co żona Marcina, rodziło pięć kobiet.

– To było straszne. Jechała rodząca kobieta i to dziecko jej prawie wyskoczyło po drodze na łóżku, strasznie się darła – opowiada mężczyzna. – Na tym nie koniec. Obok za ścianką kobieta urodziła dziecko, po czym lekarze musieli wyjąć łożysko. Następnie wyłożyli je na metalową tackę i poturlali po stole. Widziałem jak to łożysko 'jechało'. Dlatego tym bardziej cieszę się, że tam byłem i odciągnąłem uwagę żony od tych zdarzeń – dodaje.

Marcin, nauczony doświadczeniem, przyznał, że następnym razem zapłaciłby położnej i wziął prywatną salę. Wnioski wyciągnął, a wcześniej po prostu nie miał tej świadomości. Nie zdecydowałby się na ten szpital po raz drugi.

– Opieka była całkiem niezła, ale popełniają dużo błędów. W przypadku mojej żony, zamiast dziecko dać do piersi, od razu podali butlę, przez co moja żona przez trzy miesiące musiała odciągać pokarm. To praca przez 24 godziny na dobę – odciągasz, karmisz, odciągasz, karmisz i tak w kółko. Strasznie to odchorowała. Mówiła, że jest złą matką, bo nie jest w stanie nakarmić swojego dziecka. Skończyło się depresją poporodową i wizytą u psychologa – wspomina Marcin.

Apel

Mówi się, że poród obdziera kobietę z seksualności. Mężczyźni, którzy wahają się, czy towarzyszyć żonie, powinni pamiętać, że nikt nie każe zaglądać w krocze podczas akcji porodowej. Dla kobiet liczy się wsparcie, które czasami okazuje się ratunkiem.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (125)