Mężczyznę poznaje się po tym, jak traktuje własne dzieci. Dorosłe dzieci złych ojców
Tego dnia Justynka nałożyła swoją najpiękniejszą sukienkę. Przebierając niecierpliwie nóżkami, przycupnęła na spakowanej po brzegi walizce. Zabrała wszystko: kostium, zabawki, kredki do rysowania. Nawet dwa notesy - jeden dla siebie, drugi dla niego. Cała jej uwaga koncentrowała się na wypatrywaniu taty, który obiecał wspólne wakacje. Nie przyjechał.
28.02.2021 10:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Zostawił nas, jak miałam pół roku, wyjechał do Niemiec ze swoją nową kochanką. Mama się z nim rozwiodła, przyznano jej alimenty, których oczywiście ojciec nie płacił. Byłyśmy zdane tylko na siebie. Później znowu zniknął - wspomina swoje dzieciństwo Justyna Kurach, 34-latka z Warszawy, dziś szczęśliwa żona i matka. Pomimo bolesnych doświadczeń mamie kobiety zależało, by córka miała kontakty z drugim rodzicem. Wiedziała, jakie to dla niej ważne. W końcu udało się zaaranżować pierwsze spotkanie.
- Nie pamiętam, ile dokładnie miałam lat, jak go poznałam, 4, może 5. Pamiętam, że bardzo się cieszyłam na to spotkanie. To było coś, wreszcie poznam swojego tatusia! - wspomina. Pierwsze spotkanie odbyło się w domu jej dziadków. Dziewczynka czekała w ogrodzie. W końcu usłyszała głośny silnik nadjeżdżającego TIR-a. - Jak babcia powiedziała, że to on, to wyskoczyłam przez furtkę, i pobiegłam prosto do niego... To było takie uczucie, jakbym wygrała w totka! - wspomina.
Wtedy, jako mała dziewczynka, była przekonana, że teraz już wszystko będzie dobrze, że on pozna się na niej i zostanie córeczką tatusia. Niestety tak się nie stało. Ojciec zaangażowany w kolejne związki i romanse nie zamierzał wziąć odpowiedzialności na swoje barki i zmieniać dotychczasowego stylu życia. Nie było w nim miejsca na troskę o bliskich i stabilizację.
Byłam na każde zawołanie
Kurach pracuje nad uzdrowieniem z syndromu dziecka, które miało ojca "Piotrusia Pana", jednak widzi wyraźnie, że wiele odruchowych zachowań i decyzji życiowych było właśnie konsekwencją złej relacji z rodzicem. Trauma spowodowana odrzuceniem zdominowała jej życie i poczucie własnej wartości.
- Całe moje młode życie miałam poczucie, że nie jestem wystarczająco dobra, że może tak ma być, że każdy po kolei kopnie mnie w tyłek. Dla przyjaciół zawsze poświęcałam się, dawałam z siebie wszystko, a ludzie to wykorzystywali. Byłam na każde zawołanie. Miałam skryty lęk, jak się nie będę tak starać, to mnie nie polubią - przyznaje.
Relacja z ojcem, jakiej doświadczyła kobieta, nie należy do rzadkości. Jak podają statystyki w Polsce, aż jeden na pięciu ojców nie uczestniczy w życiu dziecka. O tym, że niesie to ze sobą przykre konsekwencje, alarmują psychologowie. Dziecko chłonie wszystko jak gąbka, zwłaszcza emocje będące częścią codziennej atmosfery w domu.
Akceptacja ze strony własnego taty to priorytet, który w połączeniu z nieodpowiedzialnym rodzicielstwem (lub w ogóle jego brakiem) później przekłada się na walkę o akceptację otoczenia - niestety za wszelką cenę.
Jak tłumaczy zjawisko Irena Jaczewska, psychoterapeutka z poradni Psycholodzy24: "kontakt z ojcem dla dzieci obu płci jest kluczowy. Stanowi on zawsze pierwowzór relacji rodzicielskich, a w pełnej rodzinie - wzór zachowania w relacji romantycznej".
- Kiedy ojciec z doskoku kojarzy się z "nagrodą", dziecko stara się tłumaczyć jego zachowanie np. koniecznością pracy czy innymi obowiązkami. Nie zakłada, że jego nieobecność może być spowodowana złą wolą. Postrzeganie takie może ulec zmianie w okresie dojrzewania, w którym co prawda właśnie rozluźnia się więź z rodzicami na rzecz więzi z własnymi rówieśnikami, ale także jest to okres burzliwych zmian nastroju i psychicznych trudności nastolatków, które mogą być rozumiane przez samo dziecko, jako wynikające m.in. z braku ojca - wyjaśnia specjalistka. Wtedy twarda skorupka ślepego idealizowania ojca zaczyna pękać.
Moja wina
Jednak małe dziecko, które ma sporadyczny kontakt z rodzicielem lub nie ma go w ogóle, stara się do końca bronić ojca i wybiela jego przewinienia. Niestety kosztem siebie. Stara się podtrzymać autorytet rodzica w swoich własnych oczach. Często można się też spotkać, z tym że dziecko obwinia siebie. Bo jest "za głupie", "coś z nim nie tak" lub "zostawił nas, bo nie jestem wart miłości". Te i inne szpile wbite w podświadomość rosną wraz z dzieckiem, zatruwając jego cały świat.
Justyna wyrosła w przekonaniu, że nigdy nie była dla ojca wystarczającą dobra, by podtrzymać jego zainteresowanie. - Kobiety ojca zawsze były na pierwszym miejscu, miał ich pełno. Ja byłam zawsze pomijana. Swojego syna z innego związku ojciec zabierał na wakacje, spędzał z nim czas. Ze mną nie. Myślałam, że to moja wina, że może za mało się staram, że jestem zbyt głupia, że na niego nie zasługuję... - wylicza i dodaje, że totalnie zdewastowało się jej poczucie, że jest warta troski i uczucia.
- Od kiedy pamiętam, miałam o sobie zaniżone mniemanie, zawsze uważałam się za gorszą od innych. Myślałam, że nie jestem warta zainteresowania, że jak mój własny ojciec mnie nie chciał, to dla nikogo nie będę nic warta - przyznaje kobieta.
Zobacz także
Ponieważ przytoczona relacja miała bardzo negatywne skutki dla kobiety, czasem warto podjąć decyzję, by zerwać kontakt - właśnie dla dobra dziecka. - Decyzja o podtrzymaniu bądź zaniechaniu kontaktów z ojcem powinna zostać podjęta na bazie wpływu, jaki ta relacja wywiera na dzisiejsze życie dziecka. Jeśli relacja taka przysparza więcej cierpienia niż radości – nie warto jej na siłę podtrzymywać. Jednak jeśli istnieje chociaż cień szansy na nawiązanie relacji z ojcem – być może już po latach, kiedy ówczesne dziecko samo pełni już rolę ojca lub matki – warto ojcu z doskoku dać szansę sprawdzić się czy to jeszcze w roli ojca, czy już dziadka - wyjaśnia psycholożka.
Rana na zawsze
Oczywiście wszystko jest zależne od specyfiki konkretnej sytuacji i osobowości zarówno ojca, jak i dziecka w tej relacji. Ojciec nieobecny w życiu dziecka nie zawsze oznacza ojca, który nie zbudował z dzieckiem więzi. O ile została ona zbudowana wcześniej, przed rozstaniem. Zgoła inaczej wygląda sytuacja, gdy - tak jak w przypadku Justyny - nieobecność jest zastana, zanim więź między dzieckiem i ojcem ma szansę się nawiązać.
- Brak więzi może być spowodowany wcześniejszym obojętnym stosunkiem do dziecka, brakiem czasu spędzanego razem czy własnymi deficytami emocjonalnymi, np. pochodzącymi ze złych wzorców z własnej rodziny pochodzenia. W takiej sytuacji odwiedziny ojca najczęściej nie spowodują przypływu dobrych emocji u dziecka, a jego nieobecność potwierdza tylko, że nie można na niego liczyć. Dziecko zamknie się emocjonalnie na taką relację i pozornie nie będzie cierpiało - wyjaśnia Jaczewska.
W późniejszym okresie cierpienie może zostać spotęgowane poprzez uświadomienie sobie braku wzorca dobrej relacji w dorosłym życiu dziecka. Taką zaburzoną relację trzeba przepracować, wyjaśnić i uporządkować – np. w gabinecie psychologa rodzinnego. W przeciwnym razie jej skutki mogą żyć w nas i wpływać na podejmowane w życiu decyzje już zawsze. I chociaż sytuacja czasem wydaje się beznadziejna, nie warto zamiatać jej pod dywan. Decyzja o pierwszym kroku będzie początkiem nowej jakości w życiu, w której nie będziemy dłużej ofiarą.
- Całe dorosłe życie chciałam mu powiedzieć, jak ogromną krzywdę mi wyrządził, jak miałam przez niego zniekształcony cały swój obraz. Nigdy nie zebrałam się na odwagę, bo uważałam, że się obrazi i więcej do mnie nie odezwie. Teraz jednak jest czas, w którym rozliczam to wszystko. Jestem już dorosła, jestem żoną i matką, a jednak nadal to nie jest takie proste. Do dnia dzisiejszego, jak tata dzwoni i mówi, że przyjedzie, zmieniam wszystkie swoje plany, czekam na niego cała w skowronkach. Po wszystkim pluję sobie w brodę, czemu jestem taka głupia i po co się nim przejmuję... Wypłakuję morze łez, jestem załamana. Echem wracają te same gorzkie emocje znane z dzieciństwa - mówi.