Mężczyźni wyrugowani z ciałopozytywności
- Męski znaczy wielki. Pod każdym względem tego słowa: wysoki, muskularny, duże dłonie, duże stopy, duży penis… To jest dopiero mężczyzna. Wszyscy pozostali - dla nich nie ma miejsca w przekazach medialnych, ich nikt nie stawia za wzorzec. Tymczasem problem akceptacji ciała tak samo dotyczy mężczyzn jak i kobiet - mówi seksuolog i psychoterapeuta Michał Pozdał, który o męskiej ciałopozytywności rozmawia z Katarzyną Trębacką.
Ciałopozytywność to ruch dotyczący kobiet, a mężczyźni są z niego wyrugowani… Z czego to wynika?
Przede wszystkim ze stereotypu, że mężczyzna nie powinien się przejmować swoim wyglądem. Facet nie ma tego typu problemów, bo to jest niemęskie. W efekcie w tej debacie, która przetacza się przez media od jakiegoś czasu, o mężczyznach w ogóle się nie wspomina. Ale my, jako mężczyźni, też jesteśmy za to odpowiedzialni, bo bardzo mało mówimy o potrzebie akceptacji. Sami się o ciałopozytywnosć męską nie upominamy. Dlaczego kobiety miałyby brać mężczyzn na sztandary, skoro my o tym nie mówimy? A przecież problem braku akceptacji własnego ciała dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Górę bierze stereotypowe myślenie, że nam nie wypada się przyznać, że cokolwiek robimy dla naszego wyglądu. Facet, który dobrze wygląda, na pewno nie powinien mówić, jak do tego doszedł. Nie może się przyznać, że spędził czas w łazience, nałożył na twarz krem, był na manicurze, pedicurze, na siłowni, u kosmetyczki.
Dlaczego nie może o tym powiedzieć?
Bo to jest niemęskie! Ba! Pedalskie! Niestety to okropne i obrzydliwe określenie wielu mężczyzn utożsamia z dbaniem o siebie. A paradoks polega na tym, że mężczyźni dbają o siebie, jednak nie mogą o tym mówić i tego pokazywać. I tak w ciągu ostatnich lat jest z tym lepiej, mężczyzna zadbany, wypielęgnowany pojawia się w przestrzeni publicznej, w mediach, ale wciąż wielu nas ma z tym problem.
Czy body shaming dotyczy tak samo mężczyzn, jak i kobiet? Jeśli tak, to w jaki sposób zawstydza się mężczyzn?
Mężczyźni zapewne przejmują się mniej w kwestiach wyglądu niż kobiety, bo kultura wobec nich jest mniej opresyjna. Nie bez powodu wciąż stosuje się powiedzenia, że wystarczy, żeby facet był tylko trochę ładniejszy od diabła, że mężczyzna starzeje się jak wino, albo szpakowaty facet wygląda świetnie, co rzadziej można usłyszeć o szpakowatej kobiecie. Jednak body shaming dotyka nas tak samo. Proszę spojrzeć choćby na aktorów, którzy do ról bardzo pracują nad swoją muskulaturą, a gdy w czasie wolnym fotoreporterzy złapią ich na plaży z jakimiś niedoskonałościami ciała, lekko wystającym brzuchem czy kilkoma dodatkowymi kilogramami, natychmiast stają się przedmiotem kpin, naśmiewania, wytykania palcami. Dobrymi przykładami są tu Dwayne Johnson czy Vin Diesel, którzy w swojej karierze mieli różne momenty. O Vin Dieselu, który na wakacjach, między zdjęciami, pokazał się z brzuszkiem i lekko obwisłą klatką pisało się, że jest spasiony… Faceci bez muskulatury jak z okładki magazynu mówi się pogardliwie, że mają dad's body, czyli tatuśkowate ciało.
Nie tylko kobiety muszą gonić za ideałem…
Mężczyznom stawia się też kompletnie nierealistyczne wzorce dotyczące muskulatury, sześciopaku, wzrostu, wagi, owłosienia. Jestem zbulwersowany tym, że traktujemy zaburzenia postrzegania własnego ciała, zaburzenia odżywiania u kobiet, takie jak anoreksja i bulimia, jako bardzo poważny problem, a bigoreksję, czyli uzależnienie od budowania tkanki mięśniowej chwalimy i podziwiamy mężczyzn, którzy z jej powodu cierpią. Sam widziałem, jak znana postać w telewizji śniadaniowej prężyła monstrualne muskuły, a prowadzące program dziennikarki nie mogły powstrzymać się od okrzyków zachwytu: "Och, jaki ty jesteś wielki". Czy naprawdę nikt nie ma świadomości, że ta osoba musiała wziąć ogromne ilości, często nielegalnych substancji, żeby móc zbudować tak nienaturalnych rozmiarów tkankę mięśniową? A przecież te zażywane preparaty przyczyniają się nie tylko do poważnych chorób, np. zawału serca, niewydolności nerek, marskości wątroby, ale także do śmierci tych mężczyzn, którzy nie są w stanie siebie zaakceptować i wciąż im się wydaje, że ich mięśnie są za małe.
Co może być przyczyną tej sytuacji?
Kultura promuje taki wzorzec mężczyzny. Krytykuje się publikowanie na okładkach magazynów zdjęć wychudzonych kobiet, coraz częściej możemy oglądać panie z różnymi niedoskonałościami urody, modelki size plus, Jane Fondę, która lata młodości ma za sobą. Tymczasem na okładkach gazet dla facetów o tego typu różnorodności w ogóle nie ma mowy. Nie uświadczymy zwyczajnie wyglądających mężczyzn. Na okładce możemy spotkać albo super biznesmena, znakomicie ubranego, szczupłego, dobrze wyglądającego lub faceta rozebranego do połowy z ciałem Adonisa. W programie telewizyjnym "Prince Charming" (gejowskiego reality show - przyp. red.) wybierającym nie mógł zostać facet, który wygląda zwyczajnie, tylko idealny Jacek Jelonek. Proszę obejrzeć programy "Warsaw Shore" czy "Love Island" i zwrócić uwagę, jak tam są prezentowani mężczyźni. Wszyscy mają muskularne ciała, przeważnie chodzą półnago i zazwyczaj widać u nich półwzwód. Do tego większość z nich jest non stop napalona.
O mężczyznach powtarza się nieprawdziwe informacje, że nieustannie mają ochotę na seks i myślą o nim kilkanaście razy na minutę…
W słynnym serialu "Bridgetonowie" jest scena, w którym kobieta gwałci mężczyznę, ujeżdża go, doprowadza do wytrysku, mimo że wie, że on nie chce mieć dziecka. Widać po nim, że dzieje się to wbrew jego woli. Nikt na to nie zwraca uwagi, a serial jest wielokrotnie nagradzany. Gdyby to mężczyzna gwałcił kobietę, słowom krytyki nie byłoby końca. Ostatnio byłem w Teatrze Ochoty, gdzie widziałem podobną scenę: dziewczyna ma zabawiać dziennikarza i mimo że on nie chce, ona uprawia z nim seks. On krzyczy, że nie chce, a to wywołuje salwy śmiechu wśród publiczności. Nie chcę krytykować sztuki, ale zwrócić uwagę, że jeśli w kulturze pojawiają się obrazy gwałtu dokonanego na mężczyźnie, to albo są traktowane obojętnie, albo ze śmiechem. Przecież mężczyzny nie można zgwałcić - zdaje się wierzyć wiele osób. Tak właśnie postrzegamy męską seksualność i męską cielesność. Nas można naruszać. Mój przyjaciel jest tego dobrym przykładem! Ponieważ pracuje jako trener personalny, jest dobrze zbudowany. Liczba razy, kiedy był macany, dotykany, głaskany po klatce piersiowej, ramionach, barkach przez swoje koleżanki i znajome, jest ogromna. Oczywiście żadna z nich nie pytała go, czy chce być dotykany, czy się na to zgadza, czy to lubi. I działo się to bez jakiejkolwiek zachęty z jego strony, bez przyzwolenia. I nie mam na myśli parkietu w klubie.
A jak kultura postrzega męskie przyrodzenie? Czy ciągle stawia się przed nim nierealistyczne oczekiwania?
Na szczęście coraz mniej osób ogląda mainstreamową pornografię, która przedstawia nierealistyczny obraz ludzkiego ciała oraz seksu i która w znaczącym stopniu jest odpowiedzialna za ten fałszywy obraz penisa. Większą popularnością cieszą się teraz pornografia amatorska, które mają więcej wspólnego z rzeczywistością. Nie zmienia to jednak faktu, że w naszej kulturze nieustannie wychwala się wielkie penisy, a mężczyźni, którzy nie mogą się pochwalić ogromnym przyrodzeniem bardzo się tego wstydzą. Nic w tej sprawie się nie zmienia, bo ciągle jesteśmy wychowywani do tego, by ze sobą rywalizować, a nie np. rozmawiać o swoich problemach. Mężczyźni nie umieją ze sobą gadać, trudno im się w ogóle do tego zebrać, żeby szczerze porozmawiać z przyjacielem, kumplem. A skoro nie umieją mówić o swoich problemach w małej grupie, to jak mają powiedzieć głośno, że mają dosyć, że nie zgadzają się na takie traktowanie w mediach, na takie pokazywanie męskiej cielesności i seksualności, na przyzwolenie, by bez mrugnięcia okiem prezentować bez odpowiedniego komentarza gwałt na facecie.
Jednym z ważnych głosów w dyskusji o ciałopozytywności są prawdziwe zdjęcia kobiet, które pokazują siebie na dwóch zdjęciach: na jednym idealnie upozowane ciała, a na drugim to, jak wyglądają naprawdę: z cellulitem, fałdkami na brzuchu, pryszczami… Nie znalazłam w Internecie takich zdjęć mężczyzn.
Ja też nie. Zdjęcia, które można oglądać w social mediach przedstawiają facetów, którzy tak naprawdę nie wyglądają. To jest tworzenie równoległej, nieprawdziwej, wirtualnej rzeczywistości. Przecież sześciopak u niektórych mężczyzn nigdy nie będzie widoczny, bo mają taką budowę. No chyba, że doprowadzi się do ogromnego odwodnienia organizmu. I wtedy zrobione zdjęcie to jedyna szansa na to, by pokazać się z uwypuklonymi mięśniami brzucha. Tymczasem mężczyźni mają różne typy sylwetek…
…tak samo jak kobiety
Tak, ale w ogóle się tego nie bierze w przypadku mężczyzn pod uwagę. My mamy iść w wielkość. Męski znaczy wielki. Pod każdym względem tego słowa: wysoki, muskularny, duże dłonie, duże stopy, duży penis… To jest dopiero mężczyzna. Wszyscy pozostali - dla nich nie ma miejsca w przekazach medialnych, ich nikt nie stawia za wzorzec. Jednak dopóki mężczyźni sami nic z tym nie zrobią, to zmiana nie będzie możliwa. I mimo że coraz więcej mówi się i pisze o męskiej cielesności, seksualności, to w kulturze popularnej nic się nie zmienia.
Mężczyźni nie tylko nie dbają o to, jak ich się przedstawia w kulturze, ale np. o własne zdrowie. Akademickie centrum medyczne Clivland Clinic przeprowadziło badania, z których wynika, że aż 72 proc. mężczyzn woli sprzątać mieszkanie niż iść do lekarza. Panowie boją się diagnozy i tego, że po jej usłyszeniu będą musieli odgrywać superbohatera, który sobie ze wszystkim radzi.
Za taki stan rzeczy odpowiada przede wszystkim edukacja, a właściwie jej brak, ale też system opieki zdrowotnej, który po macoszemu traktuje wiele kwestii związanych z męskim zdrowiem. Gdy mężczyzna koło czterdziestki przychodzi do mnie – seksuologa i terapeuty - i mówi, że ma problemy z seksem, to pierwsze pytanie, które mu zadaję, to czy był u lekarza. I on mówił, że był, zrobiono mu podstawowe badania, ale nikt nie zająknął się słowem na temat badań poziomu testosteronu, prolaktyny, estradiolu. Lekarzowi pierwszego kontaktu nie przychodzi do głowy, by je zlecić. Nie ma w ogóle tego tematu. Sam kilka lat temu w jednej z prywatnych klinik postanowiłem skorzystać z pakietu dla facetów po czterdziestce. Pani doktor mnie przepytała w kwestiach stanu zdrowia, dała skierowania na podstawowe badania, ale nie pojawiły się żadne pytania dotyczące mojej gospodarki hormonalnej czy erekcji. Dzięki temu, że jestem seksuologiem, upomniałem się o te kwestie. W efekcie lekarka zaczęła mi zadawać pytania, które powinna była zadawać sama z siebie.
Michał Pozdał - psychoterapeuta, seksuolog, wykładowca Uniwersytetu SWPS. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach. Ekspert akcji Sexedpl. Autor książki "Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta". We wrześniu 2021 ukazała się jego najnowsza książka "Kobieta świadoma".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.