Mieszkają razem przed ślubem. Ksiądz Łukasz Nycz: "Zerwanie kontaktu z dzieckiem nie jest rozwiązaniem"
Młode pary coraz częściej decydują się na wspólne mieszkanie przed ślubem. Ksiądz Janusz Chyła publicznie wyraził swoją opinię na ten temat na Twitterze: "Nie wiem, co gorsze. Mieszkanie młodych ludzi bez ślubu, czy akceptacja tego stanu i usprawiedliwianie ze strony rodziców i dziadków". Nie wszyscy się z nim zgadzają.
29.10.2019 | aktual.: 29.10.2019 21:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zadzwoniłam do parafii księdza Chyły, żeby zapytać, co rodzice powinni zrobić w sytuacji, kiedy dorosłe dzieci podejmują decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Przecież nie mówimy tu o wyborach 16-latków, a często samodzielnych i dorosłych osób. Obwinianie rodziców, tak jak ksiądz Chyła zrobił to w swoim tweecie, wydaje się w tej sytuacji bezzasadne. Usłyszałam w odpowiedzi, że ksiądz wyjechał i że nikt nie może ze mną rozmawiać na tematy moralne przez telefon. Odesłano mnie "z Bogiem".
Życie razem przed ślubem - trudna rozmowa
Udaje mi się dodzwonić do księdza Łukasza Nycza. Godzi się na rozmowę i zaznacza, że przede wszystkim rodzice powinni podejmować ze swoimi dziećmi temat dojrzewania do miłości. Kiedy dostrzegają, że rodzi się sympatia w relacjach ich dzieci, powinni pokazywać im obraz miłości. Wyjaśniać, że jest czymś naturalnym.
– Jako mężczyzna i kobieta jesteśmy na siebie ukierunkowani i ten czynnik seksualny jest podstawą budowania relacji, jednak podjęcie wspólnego zamieszkania i co za tym idzie, współżycie, często zaciemnia wybór. Nie wiemy, czy ta druga osoba jest tą, z którą chcemy spędzić całe życie i nie jesteśmy pewni, czy powinniśmy oddać jej się w całości – komentuje.
Często jednak komunikacja kuleje. Zamiast rozmowy, pojawiają się wyrzuty. Zamiast wsparcia – obwinianie. Dorota wyprowadziła się do Konrada, kiedy w jej domu zaczęły się problemy. Miała wtedy 20 lat. Mieszkali w małej wiosce na Mazurach. Rodzice nieustannie się kłócili. Nie mogła tego znieść. Z dnia na dzień spakowała walizki i zapukała do drzwi swojego chłopaka. Jego rodzice od razu zgodzili się, żeby razem zamieszkali.
Rodzina Doroty nie zrozumiała jej decyzji. – Wszyscy byli oburzeni, nazywali mnie powsinogą, bo jak to będę mieszkała u faceta i to jeszcze z jego rodzicami. Głównym argumentem był brak ślubu. Dziadkowie nawet powiedzieli, że jestem puszczalska – wyznaje. Winą obarczali nie tylko ją, ale też rodziców. Mówili, że źle ją wychowali, że w ich czasach coś takiego byłoby niedopuszczalne.
Stopniowo traciła kontakt z rodziną. Za każdym razem, kiedy pojawiali się w święta przy rodzinnym stole, musiała słuchać nietaktownych komentarzy. "Kiedyś jeszcze wrócisz z płaczem i z bachorem" – życzyli jej. Mieszka u partnera już dwa lata. Pomimo tego, że dzielą mieszkanie z jego rodzicami, dogadują się i nawet nie myśli o powrocie do rodzinnego domu.
Ks. Nycz uważa, że zerwanie kontaktu z dzieckiem nie jest rozwiązaniem. – Tak naprawdę wtedy tracimy oddziaływanie na tego człowieka. Popatrzmy też na postawę Chrystusa, który cały czas przebywał z grzesznikami, który był obecny, towarzyszył tym ludziom. To jest to, co teraz podejmuje papież Franciszek – towarzyszenie, czyli jasne nazywanie tej słabości, trzeba tutaj konsekwencji. Trzeba dobrze przemyśleć postępowanie, żeby dzieci nie odczytały zachowania rodziców jako akceptacji. Pan Bóg po grzechu pierworodnym dał ludziom skórę, aby ukryć ich nagość. Miłość to zapowiedź naszego zbawienia i na tym mamy się opierać. Mamy towarzyszyć dzieciom, ale mądrze prowadzić tę relację, to spotkanie.
Ksiądz radzi, żeby rodzice, którzy zostali postawieni przed faktem, pielęgnowali relację, ale byli konsekwentni w swoich przekonaniach. Sugeruje, że mogą pozwalać parze na odwiedziny w ich domu, ale nie powinni zgadzać się na spędzanie nocy w tym samym pokoju. – To jest też pokazanie, że nie odtrącamy was, ponosicie konsekwencje swojego grzechu, bo nie możecie przystępować do sakramentu komunii świętej i pokuty, ale wciąż was nie odrzucamy. Czekamy na ten moment dojrzałości waszej wiary, aż podejmiecie właściwą decyzję – mówi.
Rodzice nie są winni
Agnieszka ma 24 lata. Do niedawna mieszkała sama, jednak miesiąc temu wynajęła z chłopakiem mieszkanie w Warszawie. Mamie powiedziała po fakcie. Grażyna zaakceptowała jej wybór. – Nie do końca zgadzam się na to, żeby z nim mieszkała i nie do końca mi się to podoba, bo wolałabym go najpierw lepiej poznać, ale jest dorosła. Nie mogę jej zabronić. Ważne, że jest szczęśliwa.
Ks. Łukasz Nycz uważa, że rodzice nie są winni odejścia ich dzieci od wiary. Mówi, że wiele czynników wpływa na kształtowanie się osobowości młodego człowieka. – Czerpią wzorce z wirtualnego świata, z zachowań znajomych. Rodzice mogą zachować się dwojako: albo pójść za tym, żeby nie stracić wszystkiego i trwać przy swoich przekonaniach, albo być nowoczesnym i starać się przypodobać dzieciom. Przede wszystkim powinni być konsekwentni w swojej wierze i nazywać rzeczy po imieniu. Myślę, że czasami to może boleć, ale taka jest rola rodzica.
Taką postawę zaprezentowali rodzice Konrada. Kasia i Konrad, kiedy zdecydowali, że chcą razem zamieszkać, mieli po 23 lata, za sobą studia, oboje pracowali. Byli w związku od dwóch lat. Konrad mieszkał z rodzicami pod Poznaniem. Któregoś popołudnia wspólnie przeglądali ogłoszenia. Mieli umawiać się z właścicielami mieszkań.
Kiedy rodzice Konrada wrócili z pracy, udawali, że nie ma tematu. Nie pytali ich o to, czy udało znaleźć się mieszkanie albo czy potrzebują pomocy. Jednak, kiedy Konrad wyszedł do łazienki, jego mama podeszła do Kasi i zapytała: "Jesteście pewni, że chcecie razem mieszkać bez ślubu? Nie jest na to za wcześnie?".
Kasia wzruszyła ramionami i odpowiedziała, że tak – są pewni.
Nie próbowali rozwiązać tego problemu groźbami czy wywoływaniem poczucia winy. Od tamtej pory żyją w przyjaznych stosunkach, ale za każdym razem, kiedy rodzice Konrada składają im życzenia, życzą im, żeby w końcu się pobrali.
– To, że młodzi coraz częściej mieszkają razem przed ślubem, wynika z mody. Z takiego przekonania, że wszyscy tak robią, bo tak jest wygodniej. Uważają, że trzeba przede wszystkim sprawdzić się przed ślubem. W praktyce to jest tak, że jeśli budujemy coś na grzechu, to stawiamy zły fundament i przy jakichkolwiek przeciwnościach konstrukcja może się zawalić – mówi ksiądz Łukasz Nycz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl