"Musieliśmy zmienić córce szkołę, bo była wyśmiewana, że nie chodzi na religię". Wiara dzieli nie tyle dzieci, ile ich rodziców
- Kilka lat temu przeprowadziliśmy się z żoną na wieś na południe Polski. To mała religijna miejscowość. Jednak nasze przekonania są, jakie są i nie zamierzamy ich zmieniać tylko dlatego, że wyjechaliśmy z wielkiego miasta w centralnej Polsce - wyjaśnia Krzysztof. Z powodu wytykania córki palcami, musiał zmienić dziecku szkołę.
17.02.2021 17:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Instytut Badań Naukowych przeprowadził analizę, z której wynika, że przemoc szkolna dotyka 10 proc. uczniów w Polsce. Ofiarami dotychczas najczęściej byli uczniowie pochodzący z biednych rodzin, a także ci, którzy nie najlepiej się uczyli lub nie radzili sobie na zajęciach wychowania fizycznego.
80 proc. przebadanych przez IBN dzieci podało, że najczęstszymi formami prześladowania w szkole są: obgadywanie, negatywne nastawienie klasy, izolowanie, poniżanie, obrażanie, wyzywanie czy ośmieszanie. Problem w szczególności dotyka dzieci z klas IV-VI, ale występuje także wśród starszych uczniów. W ostatnim czasie na sile przybiera "trend" wyśmiewania i wytykania dzieci, które rezygnują z lekcji religii, ale i szydzenia z tych, które noszą na szyi medalik.
"Nie chcę Lence mówić, z kim ma się kolegować i bawić"
Joanna Nadolska to wierząca i praktykująca katoliczka z Częstochowy oraz mama 10-letniej Leny. W 4. klasie szkoły podstawowej jej córki troje dzieci nie chodzi na religię. Joanna ze względu na swoje konserwatywne poglądy religijne i polityczne zdecydowanie wolałaby, żeby jej córka przyjaźniła się z dziećmi z rodzin o podobnych wartościach, jednak zdaje sobie sprawę, że nie do końca ma na to wpływ.
- Nie chcę Lence mówić, z kim ma się kolegować i bawić, a z kim nie, chociaż delikatnie zwracam jej uwagę na wartości, jakie ma nasza rodzina. Jednak nie uczę córki szykanowania i też nie chcę, żeby ktoś wyśmiewał ją czy nękał ją za to, że chodzi do kościoła czy nosi łańcuszek z medalikiem – mówi Joanna, powołując się na wzajemną miłość bliźniego.
Kobieta zwraca uwagę na fakt, że wartości rodzin katolickich są trochę inne niż tych mniej wierzących, a jej, jako matce, zależeć będzie, zwłaszcza gdy córka stanie się nastolatką, aby nie zadawała się z tymi, którzy z religii i religijnych osób szydzą. Jednocześnie Joanna twierdzi, że nie słyszała od córki, aby w klasie ktoś kogoś za udział w religii albo za nieuczęszczanie na nią szykanował.
- Nie mieliśmy dotychczas, żadnych nieprzyjemnych sytuacji z powodu religii i naszej wiary, ani nie słyszałam, żeby ktoś szydził z tych mniej wierzących. Jednak mąż, który od zawsze jest człowiekiem bardzo religijnym i też z takiej rodziny pochodzi, opowiadał, że gdy sam był uczniem, był wielokrotnie wyśmiewany i wyzywany przez to, że był ministrantem i chodził często do kościoła. Opowiadał, jak trudne to dla niego wtedy było. Nie chciałabym i absolutnie nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko przeżywało coś podobnego – mówi Joanna.
"Dziecko nie chciało chodzić do szkoły w ogóle"
Z innej perspektywy na problem dotyczący udziału w lekcjach religii patrzy Krzysztof, ojciec 12-letniej Oliwii. Córka pana Krzysztofa weszła w konflikt z koleżanką z klasy, gdy rodzice drugiej dziewczynki, dowiedzieli się, że Oliwia nie chodzi na religię, a jej rodzice nie wierzą w Boga, mało tego, obchodzą Halloween.
Rodzice koleżanki tak nastawili swoją córkę przeciwko Oliwce, jak twierdzi rozgoryczony ojciec, że dziewczynka robiła jego córce wiele przykrości. Odsunęła się od niej, namawiała inne koleżanki, żeby się z nią nie zadawały, wytykała ją palcem. Oliwia przestała być zapraszana na urodziny i inne spotkania pozaszkolne. W efekcie doszło do tego, że córka Krzysztofa zaczęła odczuwać coś w stylu fobii, lęku przed szkołą. Rodzice dziewczynki zmienili córce szkołę.
- To mała religijna miejscowość. Kilka lat temu przeprowadziliśmy się z żoną na wieś na południe Polski. Praca nas tu ściągnęła. Jednak nasze przekonania są, jakie są i nie zamierzamy ich zmieniać tylko dlatego, że wyjechaliśmy z wielkiego miasta w centralnej Polsce. W efekcie zachowań klasowych musieliśmy zmienić córce placówkę, bo dziecko nie chciało chodzić do szkoły w ogóle. Teraz jest dobrze. Co prawda musimy zawozić córkę do szkoły 25 km, aż do Krakowa, jednak chodzi do takiej szkoły i do takiej klasy, gdzie sprawia jej to przyjemność. A na religię nie chodzi sześcioro uczniów z jej klasy i w aktualnej szkole nikt nikogo z powodu religii nie wyśmiewa – mówi z zadowoleniem ojciec Oliwki.
"Dzieci w tamtej klasie były dla siebie niemiłe, nieprzyjemne"
O podobnej sytuacji opowiedziała w rozmowie z WP Kobieta Anna Wiłkowska, nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej na Mazowszu.
- Mieliśmy kilka lat temu klasę, gdzie faktycznie był problem na tle polityczno- religijnym. Były tam dzieci Hindusów i Arabów, były też bardzo wierzące z rodzin katolickich oraz dzieci z rodzin ateistycznych. Nieczęsto zdarza się, aż taki przekrój w jednej klasie, a tam faktycznie było gorąco – wspomina nauczycielka.
Rodzice nie lubili siebie nawzajem, powstawały konflikty, zaognione kwestiami politycznymi i religijnymi. Konflikty, a może brak sympatii i zrozumienia rodziców względem siebie, przekładał się na relacje wśród dzieci.
- Dzieci w tamtej klasie były dla siebie niemiłe, nieprzyjemne. Nie lubiły się. Robiły sobie na złość. Tworzyły się grupki, wzajemnie się wyśmiewające – opowiada polonistka. - Trudna klasa, zwłaszcza że nie mieliśmy wsparcia rodziców, aby sytuacja uległa poprawie. Organizowaliśmy tam spotkania z psychologiem, z pedagogiem szkolnym, prosiliśmy katechetę o wsparcie, aby zminimalizować napięcie. Na trochę pomagało, ale pamiętam, że do końca były różne nieporozumienia. Nie było jakichś dramatów, ale nieprzyjemne sytuacje się często zdarzały. Pamiętam, że chyba w 4. klasie dwoje uczniów zmieniło szkołę – wspomina nauczycielka. - W końcu po 6. klasie dzieci rozeszły się do gimnazjów, a w szkole skończył się problem.
Zobacz także: Rozwody nie powinny się zdarzać? Padają takie argumenty
"Dzieci trzeba uczyć przede wszystkim tolerancji"
Aktualnie trudna i od kilku lat szczególnie napięta sytuacji polityczna w naszym kraju sprzyja budowaniu niezgody i podziałów, jak widać nie tylko w Sejmie czy na ulicach, ale również w szkołach.
- Przekonania polityczne czy religijne rodziców nie powinny wpływać na kontakty rówieśnicze dzieci, które, dzięki nim, mają szansę na rozwinięcie własnych poglądów i przekonań w tak ważnych kwestiach. Jednak w praktyce bywa inaczej – mówi, Marta Pociecha, psycholożka i psychoterapeutka Kliniki PsychoMedic.pl - Rodzice głośno komentują tematy polityczne czy religijne w obecności dzieci. Dzieci ufają i wierzą swoim rodzicom bezgranicznie, dlatego ich postawy, przekonania i to, co i w jaki sposób mówią, stanowi dla nich punkt odniesienia. Słysząc różne poglądy w domu, będą je z dużym prawdopodobieństwem powtarzać i komentować rzeczywistość w podobny do rodziców sposób. A w im młodszym są wieku, tym bardziej bezrefleksyjnie będą to robić – zauważa psycholog.
- Jeśli z jakichś ważnych dla rodziców powodów nie chcą oni, aby dziecko miało kontakty z innym rówieśnikiem, warto wytłumaczyć córce albo synowi, co jest tego przyczyną - mówi ekspertka. - Jednak istnieje ryzyko, że dziecko głośno będzie o tym mówić na forum, na przykład w klasie, co daje szanse na powstanie konfliktu i grozi tym, że to drugie dziecko albo nasze własne odczuje w grupie ostracyzm - dodaje.
Psycholog zwraca uwagę, że w sytuacji, gdy rodzice nie chcą, aby dziecko miało kontakty z rówieśnikiem z klasy czy innej grupy, powinni zadać sonie pytanie: czy powód, dla którego tak się dzieje, nie leży po stronie uprzedzeń? - Dzieci trzeba uczyć przede wszystkim tolerancji i nie tworzyć podziałów społecznych, ucząc od małego wykluczania innych osób na podstawie kategorii, które tworzymy - podkreśla psycholog.