"Najgorszy był strach. Czekanie, czy ojciec wróci trzeźwy, czy pijany" – mówi Agnieszka, DDA
Między dorosłymi dziećmi alkoholików a ich rodzicami może dojść do pojednania, ale tylko pod warunkiem, że z obu stron istnieje wola szczerego zmierzenia się z trudnym doświadczeniem. Agnieszka, DDA, swojemu ojcu wybaczyła, ale przez wiele lat jej poczucie własnej wartości było równe zeru.
Moja rozmówczyni ma 36 lat i na wstępie zastrzega anonimowość – prosi nawet o zmianę imienia. Proponuję imię Agnieszka, zgadza się. O tym, że jest DDA – Dorosłym Dzieckiem Alkoholika – wiedzą nieliczni: obecny i były mąż, dwie przyjaciółki. – Uznałam, że jeśli o tym opowiem, ktoś z podobnym problemem zdecyduje się na terapię, która mnie bardzo pomogła, bez wsparcia psychologa nie byłam w stanie normalnie funkcjonować – mówi.
Poczucie wstydu i lęku
Wychowała się w rodzinie alkoholowej. Choć, jak zastrzega, nie takiej "typowej", którą większość osób nazwałoby patologiczną. – Tak naprawdę prawie nikt nie wiedział, że ojciec nadużywa alkoholu, zwłaszcza że nie pił codziennie, normalnie pracował, podczas gdy mama zajmowała się domem – wspomina Agnieszka. – Ale kiedy już zaczynał pić, to na całego. Do domu wracał pijany, z byle powodu wszczynał awantury, rodzice krzyczeli na siebie, podczas gdy ja siedziałam skulona w kącie i zatykałam uszy.
Koleżanki w szkole nie miały pojęcia, że w domu Agnieszki coś może być nie tak. Znały jej rodziców, ojca również, dla otoczenia był miłym panem z wąsami. – Dla mnie to był wstyd mówić o takich rzeczach, poza tym miałabym poczucie, że jak głośno powiem, że w mojej rodzinie jest taki problem, to tylko to przypieczętuję, a w okresach, gdy ojciec nie pił, wmawiałam sobie, że wszystko jest normalnie – przyznaje Agnieszka.
Zwłaszcza że jej ojciec potrafił być troskliwy i czuły. Na urodziny i święta córce i żonie kupował piękne prezenty. Ale też w domu się nie przelewało, o czym nikt nie wiedział dzięki temu, że matka Agnieszki była przedsiębiorcza. – Ciągle coś liczyła, dodawała, mnożyła. Zawsze dbała o to, żebym była ładnie ubrana i nie odstawała od rówieśników, ale np. na kolonie nie jeździłam. Rodzice często sprzeczali się o pieniądze, mama zarzucała ojcu, że je przepija – wspomina Agnieszka. – W dzieciństwie najgorszy był strach. Czekanie, czy ojciec wróci trzeźwy, czy pijany.
Niebezpieczne związki
Agnieszka była jedną z najlepszych uczennic w klasie. Na maturze osiągnęła świetne wyniki, dostała się na wymarzone studia. By studiować, przeprowadziła się do innego miasta. O niczym innym nie marzyła. Myślała, że tam odżyje, ale trauma z dzieciństwa nie pozwalała o sobie zapomnieć. Niskie czy wręcz zerowe poczucie własnej wartości, nieustanna potrzeba kontroli, ładowanie się w nieodpowiednie związki, uzależnianie samooceny od tego, jak jest postrzegana przez otoczenie, paniczny lęk przed samotnością – do czasu psychoterapii to wszystko było jej codziennością.
Po wyjechaniu z rodzinnego domu szybko wyszła za mąż. – To nie było dobre małżeństwo – przyznaje. – On nie traktował mnie dobrze, był agresywny, ale na wszystko się godziłam, bo nie chciałam być sama.
Bardzo zależało jej na tym, żeby wszyscy ją lubili. Gdy nawaliła np. w pracy, przez długi czas żyła w ogromnym poczuciu winy. Wszystko brała na siebie, potrafiła jedną osobę przepraszać dziesięć razy za bzdet. Kiedy były mąż ją uderzył, uznała, że go sprowokowała i też go przeprosiła. Małżeństwo jednak nie przetrwało, bo odkryła zdradę i uznała, że to już za dużo.
Zobacz także: "Kościół zrobił wszystko, by odstręczyć od siebie młodych". Socjolożka wprost o wartościach Polaków
Pomogła terapia
Dopiero kiedy poznała swojego obecnego męża, zaczęła wychodzić na prostą. – Tak naprawdę to on otworzył mi oczy – mówi Agnieszka. – Jego najlepszy przyjaciel jest DDA i mój mąż wie, jak zachowują się takie osoby, umie rozpoznać pewne charakterystyczne cechy. Nalegał na terapię. Początkowo nie chciałam o niej słyszeć, ale gdy bez większego powodu wpadłam w taki dół, że nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, zgodziłam się.
Dziś Agnieszka uważa, że terapia była najlepszą decyzją w jej życiu. Trwała dwa lata, kobieta wciąż spotyka się ze swoim psychoterapeutą. – Mamy małą córeczkę i czasem łapię się na tym, że jestem względem niej nadopiekuńcza, próbuję chować ją pod kloszem. To wciąż skutki tego, przez co przeszłam w dzieciństwie, ale pracuję nad tym – przyznaje.
Ile jest w Polsce DDA? Dokładnych statystyk nie ma, bo i nie wszyscy zgłaszają się po pomoc. Szacuje się, że może ich być między 3 a 5 milionów.
Według Kuby Kielczyka, psychoterapeuty z Pracowni Psychorozwoju Kielczyk, każde nasze doświadczenie ma na nas wpływ. A dzieci w rodzinach alkoholowych dorastają w ciągłym napięciu. – To chroniczne napięcie może wywołać objawy posttraumatyczne, choć nie musi, bo każdy jest inny i dorastanie w takiej rodzinie przeżywa inaczej. Prawdopodobieństwo traumy u dorosłych dzieci alkoholików jest jednak bardzo duże – twierdzi ekspert.
Przyznać się do błędu
U dzieci w rodzinach alkoholowych zazwyczaj wykształcają się mechanizmy obronne, które pozwalają im przetrwać. Ale, jak zauważa Kuba Kielczyk, w dorosłym życiu mogą one przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu.
Czy do jego gabinetu zgłaszają się rodzice z nałogiem, którzy po latach chcą przepracować swoją relację z (dorosłym już) dzieckiem? – Częściej zgłaszają się osoby, które albo chcą wyjść z nałogu, albo już z nim zerwały i chcą nauczyć się życia po wyjściu z nałogu. Ale czasem tak, są to rodzice, którzy chcą naprawić swoją relację z dzieckiem – odpowiada Kielczyk.
– Żeby to się udało, taki rodzic musi dopuścić do siebie myśl, że skrzywdził swoje dziecko. Musi przyznać się do błędu, nie wypierać tego, co zaszło w przeszłości. Musi też przyjąć do siebie doświadczenie dziecka, zaakceptować je, bez negowania czy oceniania sytuacji ze swojej perspektywy. Dopiero wtedy istnieje szansa na odbudowanie relacji i na wybaczenie. Między dorosłymi dziećmi alkoholików a ich rodzicami czasem dochodzi do pojednania, ale tylko jeśli z obu stron jest wola szczerego zmierzenia się z trudnym doświadczeniem.
Agnieszka mówi, że swojemu ojcu wybaczyła, choć na terapii się nie spotkali ani nawet nie rozmawiali o tym, co miało miejsce w ich domu w przeszłości. Dzwonią do siebie rzadko, widują się kilka razy do roku. – Ten dystans mi pasuje. Gdy przyjeżdżam do domu, mój ojciec jest teraz przede wszystkim dziadkiem dla mojej córki i mnie to odpowiada, bo nie widzi poza nią świata. Ona nie musi wiedzieć, jaki był kiedyś. Natomiast dla mnie ważne jest to, że od ośmiu lat nie sięgnął po alkohol.