"Najwyższa pora zwrócić się do sprawców". Kampania antyprzemocowa z wykorzystaniem wizerunków kobiet ze świecznika podzieliła opinię publiczną
30.11.2021 17:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zdjęcia pobitej Kate Middleton, Kamali Harris, przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen i hiszpańskiej królowej Letizii obiegły wszystkie media. W wywiadzie dla WP Kobieta psycholożka Monika Perdjon mówi: "trzeba edukować sprawców przemocy, a nie przenosić całą odpowiedzialność na ofiarę".
Od 25 listopada obchodzimy "16 Dni Przeciwko Przemocy ze względu na Płeć". Włoski artysta Alexsandro Palombo na potrzeby antyprzemocowej kampanii spreparował zdjęcia kobiet z pierwszych stron gazet tak, by wyglądały na pobite. Już samo użycie wizerunków kobiet bez ich wiedzy i zgody jest wielkim nadużyciem. Monika Perdjon, psycholożka, mediatorka rodzinna i specjalistka od interwencji kryzysowych tłumaczy, dlaczego epatowanie takimi obrazami w kampaniach donikąd nie prowadzi.
Marta Kutkowska, WP Kobieta: Czy pokazywanie w kampaniach pobitych kobiet w jakikolwiek sposób pomaga ofiarom przemocy?
Monika Perdjon, psycholożka: Takie kampanie miały sens kilkanaście lat temu. Wystarczy wspomnieć kampanię z hasłem "bo zupa była za słona", która wystartowała w Polsce w 1997 roku. Wtedy rzeczywiście była potrzebna, bo zwróciła uwagę na to, że jest takie zjawisko, że tak się nie buduje relacji, że po prostu nie wolno tego robić. Natomiast teraz jesteśmy już na trochę innym etapie budowania społecznej świadomości. Teraz każdy już wie, że nie można "lać" drugiego człowieka. Kampania, o której mówimy dziś, pokazuje tylko wycinek tej "przemocowej" rzeczywistości. Przecież prócz fizycznej, mamy także przemoc seksualną, psychiczną czy ekonomiczną. I tu mi się zapala czerwona lampka, bo kobiety doświadczające przemocy psychicznej myślą sobie, że skoro nie ma siniaków, to w takim razie nie dzieje im się nic złego.
Nie ma siniaków, nie ma przemocy.
Tak. Szkodliwość tej kampanii polega na tym, że utrwala postrzeganie przemocy tylko jako przemocy fizycznej i dotyczącej jedynie kobiet.
Inny zarzut w stosunku do tej kampanii brzmi: "znowu pokazujemy pobite kobiety, a nie pokazujemy sprawców".
Ta kampania pokazuje to, co się dzieje w prawie i w społeczeństwie. Cała odpowiedzialność za zmianę sytuacji spoczywa na osobie, która doświadcza przemocy. My oczekujemy, że to ofiara pójdzie, zgłosi, wyprowadzi się, zapewni bezpieczeństwo dzieciom… A przecież odpowiedzialność za to zachowanie leży po stronie sprawcy. Ja także uważam, że należy tworzyć kampanie skierowane do osób, które przemoc stosują. Pytanie brzmi: w jaki sposób to robić?. Niektórzy sugerują, żeby pokazywać np. wściekłego sprawcę lub osobę za kratkami. Ja uważam, że nie należy takiej osoby stygmatyzować, tylko dawać do zrozumienia, że samo zachowanie jest naganne, że my jako społeczeństwo go nie akceptujemy, ale że trzeba nad nim pracować. Żadna stygmatyzacja nie jest wskazana, dlatego wolę określenia takie jak osoba stosująca i doznająca przemocy, a nie sprawca i ofiara. Takie podejście pozwala "odkleić się" od zachowania, doświadczenia. Ono przestaje być częścią tożsamości.
Czytaj też: Przemoc w polskich domach. Wnioski są okrutne
Wyobraża sobie pani kampanię z Joe Bidenem w więzieniu bądź wściekłym księciem Harrym?
Nie. I zwróciła pani uwagę na bardzo ważną rzecz. To jest kampania walcząca z przemocą ze względu na płeć, a artysta użył bezprawnie wizerunków kobiet. Czy odważyłby się użyć wizerunków mężczyzn? Wątpię. Myślę, że wystraszyłby się konsekwencji prawnych.
Zdarza się, że przemocowcy zwracają się do pani z prośbą o pomoc?
Oczywiście. Sprawcy zgłaszają, się np. na Niebieskiej Linii lub w Warszawskim Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Odbieram także telefony od mężczyzn, którzy mówią, że oni nie wiedzą, czy stosują przemoc… W zeszłym tygodniu przyszedł do mnie pan, któremu zdarzył się wybuch agresji pierwszy raz od lat i nie radził sobie z tym, co się stało. Wiedział, że tak nie chce postępować i przyszedł po pomoc.
Wchodzi do gabinetu mężczyzna i mówi "pobiłem swoje dziecko"?
Tak, przychodzą i mówią: "Pobiłem dziecko. Nie wiem, co zrobić, by przestać".
Jakiej odpowiedzi może się spodziewać sprawca?
Nie oceniamy osoby, tylko zachowanie. Często sprawcy są "pozamrażani", odcięci emocjonalnie. Boją się oceny, potępienia, racjonalizują swoje zachowanie, tłumaczą motywy. Nie zdają sobie sprawy, co czuje zaatakowane dziecko czy kobieta. Staramy się im tę perspektywę przybliżyć. Bardzo często sprawcami przemocy są osoby, które wychowały się w przemocowych domach. One nie znają innego sposobu funkcjonowania. Wystarczy przytoczyć komentarze na niektórych grupach w Internecie: "mnie bito i wyrosłem na porządnego człowieka". Sprawca może i powinien nad sobą pracować, bo nawet po rozstaniu wciąż będzie np. ojcem, będzie tworzył nowe relacje z innymi kobietami.
W jaki sposób pracuje się ze sprawcą przemocy?
To zależy, z czego ta przemoc wynika. Jeżeli mamy do czynienia z osobą cierpiącą na zaburzenie osobowości, to zalecana jest długoterminowa terapia w nurcie psycho-dynamicznym. Natomiast to, co się stosuje na "tu i teraz", to trening zastępowania agresji. Uczymy sprawców regulacji napięcia, emocji. Do tego dochodzi nauka komunikacji bez przemocy. Uczymy, że słowa też są raniące. Mówimy, jak zastępować oceniające, poniżające komunikaty konstruktywnymi.
Czy kampanie epatujące obrazami pobitych kobiet nie znieczulają nas na przemoc?
Jest taki mechanizm, że jeśli jesteśmy często wystawiani na jakiś bodziec, to przestajemy być na niego wrażliwi. Ja mam nadzieję, że nie jesteśmy jeszcze jako społeczeństwo na tym etapie, że widok pobitej kobiety nie robi na nas wrażenia. Natomiast powinniśmy edukować sprawców i uczyć kobiety, że przemoc to nie tylko podbite oko.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.