Blisko ludziNauczyciele odchodzą z zawodu. "Zostawiłam w szkole zdrowie"

Nauczyciele odchodzą z zawodu. "Zostawiłam w szkole zdrowie"

Coraz więcej nauczycieli odchodzi z zawodu
Coraz więcej nauczycieli odchodzi z zawodu
Źródło zdjęć: © Getty Images | LawrenLu; Leren Lu
Anna Podlaska
07.02.2022 15:11, aktualizacja: 07.02.2022 17:38

W ostatnim czasie mnożą się grupy w mediach społecznościowych zrzeszające nauczycieli, którzy szukają nowego miejsca zatrudnienia. To między innymi pokłosie kontrowersyjnych zmian wprowadzanych przez ministra Przemysława Czarnka. – Są osoby mówiące biegle dwoma językami, które zakładają szkoły bądź udzielają korepetycji, wielu mężczyzn inwestuje w szkolenia z IT, inni idą do korporacji – zauważa doradca zawodowy Barbara Kaula, która jest w kontakcie z nauczycielami.

Annę Osękowską wykończył panujący w szkole hałas. Jej imienniczkę do zmiany zawodu popchnęły niskie zarobki. Justyna otworzyła własną szkołę językową, Agnieszka Sokołowska nie potrafi odejść ze szkoły, ale dorabia, malując porcelanę. Ostatnio jednak coraz częściej myśli o porzuceniu wyuczonego i ukochanego zawodu nauczyciela, dlatego zapisała się do grupy na Facebooku, gdzie jej koledzy i koleżanki z branży dzielą się ofertami pracy, pomagają uaktualnić CV i motywują.

W tej grupie jest również Barbara Kaula, która zawodowo zajmuje się pomocą w zmianie pracy. Zauważa, że wielu nauczycieli ma kompetencje, aby znaleźć atrakcyjne zajęcie, do tego ich wymagania finansowe są niewygórowane, czasami blokadą w podjęciu ryzyka jest jednak niska samoocena.

- Aktualnie pomagam kobiecie, która skończyła sześć kierunków podyplomowych, mówi biegle po angielsku i ma doświadczenie w prowadzeniu kont w mediach społecznościowych. Ma rozwinięte umiejętności organizacyjne i niewygórowane oczekiwania finansowe - 5500 zł na rękę – wyjaśnia ekspertka.

Rozmawiamy z kilkoma nauczycielkami i byłymi nauczycielkami, które opowiadają o swojej ścieżce zmian.

"Miałam wrażenie, że cały czas jestem w pracy"

Wielu laikom praca w szkole kojarzy się z dwoma miesiącami wakacji, dwoma tygodniami ferii, wolnymi weekendami, świętami i pracą w niepełnym wymiarze godzin. Anna Osękowska, była nauczycielka, zauważa, że to mrzonki.

- Praca w szkole to masa papierologii, brak wolnego czasu. Ja poświęcałam pracy urlopy i weekendy, chcąc przygotować atrakcyjne zajęcia, projekty. Do tego brałam udział w kursach, szkoleniach, prowadziłam warsztaty. Miałam wrażenie, że jestem w pracy non stop - wylicza Anna.

- Przy zajęciach dodatkowych, które prowadziłam, czas wolny jeszcze się kurczył. Zajęć miałam 4 godziny w miesiącu, a na ich przygotowanie poświęcałam około 20. Plany miesięczne, plany zajęć dodatkowych, plany pracy dla dzieci zdolnych i wymagających wsparcia, diagnozy, sprawozdania, ewaluacja placówki. Jeszcze kronikę z całego roku robiłam w czasie urlopu - dodaje.

Po urlopie zdrowotnym kobieta zdecydowała, że do szkoły nie wraca. – Wykończył mnie głównie hałas – podaje Osękowska.

Swoją historią podzieliła się z nami również Agnieszka Sokołowska, nauczycielka z dwudziestoletnim stażem. Podkreśliła, że kocha uczyć i robi to z pasją, ale coraz bardziej męczy ją organizacja pracy i nieprzemyślane, naprędce wprowadzane reformy.

- Mieszkając w małej miejscowości, jestem zmuszona do podejmowania kolejnych działań, aby nadążyć za zmianami w oświacie. Zrobiłam kolejne studia podyplomowe, zaangażowałam się w kolejne przedmioty, w konsekwencji dziś uczę: biologii, przyrody, informatyki, edukacji dla bezpieczeństwa i chemii. Przy jednooddziałowej szkole nie ma dla mnie etatu, pracuję w dwóch szkołach i nie wiem, jak długo wytrzymam takie tempo, od pewnego czasu zdaję sobie sprawę z tego, że musi nastąpić jakiś przełom. Nie praca, ale rodzina jest dla mnie najważniejsza – mówi 44-latka.

Aktualnie kobieta zaczęła też dorabiać do pensji, jak zauważa, dzięki rozwojowi swojej pasji, czuje się dobrze psychicznie. Ma odskocznię od codzienności.

- Od kilku lat maluję na porcelanie, na szkle, nawet na trampkach, robię okolicznościowe kartki. Tworzę głównie dla rodziny i przyjaciół, pozwala mi to na "dorobienie" do budżetu – podkreśla pani Agnieszka. Dodaje, że ma nadzieję, że za jakiś czas będzie mogła żyć ze swojej pasji.

"To zawód dla pasjonatów"

Anna zamieniła pracę w szkole na profesję, do której kształciła się jeszcze na studiach. Zaczęła zarabiać jako architekt. Jak twierdzi, aktualnie pracuje nad własną marką i szkoli się, przyjmuje małe zlecenia.

- Moje zarobki kształtują się aktualnie na poziomie takim, jaki miałam w szkole. Różnica jest taka, że pracuję o wiele mniej. Jak podreperuję zdrowie, zamierzam brać więcej projektów – mówi 41-latka.

W oświacie pracowała w wielu szkołach, uczyła m.in. w technikum. - Dojeżdżałam 80 km dziennie, ale nie mogę powiedzieć nic złego o tej pracy, bo to była moja pasja. Nauczyciel to jednak zawód dla pasjonatów. I z takimi oddanymi ludźmi pracowałam. Jeśli oni też zrezygnują, zostaną tacy, którzy nie powinni uczyć – ocenia.

41-latka zauważa również, że problemem w szkole jest podejście do dzieci i młodzieży.

- Straszne było też to, jak wiele wymaga się od uczniów. Jak wiele niepotrzebnych rzeczy. I to ja miałam być tą osobą, która im wciska, że coś jest ważne. Choć wiem, że wcale takie nie jest. To młodzi, inteligentni ludzie, ale system bardzo ich obciąża, nie dbając o ich indywidualny rozwój. Nie biorąc pod uwagę ich rozwoju neurologicznego – kwituje.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (937)
Zobacz także