Naya Rivera utonęła. Autopsja wykazała obecność leków i alkoholu we krwi
Naya Rivera, aktorka znana z produkcji "Glee", wraz z 4-letnim synem pływała w jeziorze Piru, gdy doszło do tragicznego wypadku. 33-latka straciła życie, ratując dziecko. Dziś wiemy, jakie są wyniki autopsji. Uwagę zwracają pewne ilości alkoholu, narkotyków i leków we krwi aktorki.
15.09.2020 14:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Amerykańska gwiazda zmarła przez utonięcie – i to oficjalna przyczyna zgonu. W ostatnich dniach dziennikarzom udało się dotrzeć do wyników autopsji Nayi Rivery.
Naya Rivera – autopsja
Lekarz sądowy hrabstwa Ventura podał, że aktorka przed śmiercią cierpiała na infekcję zatok i miała zawroty głowy, ale poza tym nic jej nie dolegało. Jeśli chodzi o zdrowie psychiczne, "nie było mowy o myślach ani próbach samobójczych".
Rivera, jak czytamy, "była znana z tego, że piła napoje alkoholowe, paliła około paczki papierosów tygodniowo i używała marihuany przez waporyzację (inhalacja bezdymna)". Podobno w jej organizmie znaleziono niewielkie ilości amfetaminy, diazepamu (lek psychotropowy) i kofeiny. W autopsji można przeczytać, że "uznawano ją za dobrą pływaczkę". Być może z tego powodu nie założyła kamizelki ratunkowej przed skokiem do jeziora.
Śmierć aktorki była przypadkowa. Jej 4-letni syn powiedział, że przed utonięciem wyciągnęła rękę i wołała o pomoc. Wcześniej zdążyła uratować chłopca, wpychając go z powrotem na łódź.
Naya Rivera – problemy
33-latka otwarcie opowiadała o swoich problemach psychicznych. W autobiografii "Sorry Not Sorry" pisała, że w trakcie zdjęć do serialu "Glee" przeszła aborcję, a jako nastolatka chorowała na anoreksję. Przyznawała też, że wejście do show-biznesu w młodym wieku oznaczało stykanie się z uzależnieniami na co dzień. Narkotyki i alkohol były na wyciągnięcie ręki.
"Byłam taka młoda i to wydawało się być normą. Każdy czegoś doświadczał. Nie miałam pojęcia, że ja przeżyję pewne sprawy mocniej niż inni" – wyznała. To spowodowało, że Rivera czuła się jak "79-latka uwięziona w ciele 29-latki".
Swego czasu rzuciła się na swojego męża z pięściami podczas rodzinnego spaceru. Ryan Dorsey zadzwonił na policję, mówiąc, że "Naya straciła nad sobą kontrolę" i "stosowała przemoc", będąc pod wpływem alkoholu. Potem aktorka odpowiadała za napaść przed sądem. Ostatecznie jednak nie wylądowała w więzieniu, bo Dorsey wycofał oskarżenia. Para niedługo później się rozwiodła i postanowiła po równo dzielić się opieką nad Joseyem. Dziś to mąż Nayi zajmuje się chłopcem. Niedawno przyznał, że nie wie, jak sobie poradzi bez byłej żony.