"Nie mają wstydu". Pracownice sklepów mówią o najgorszych klientach

Jeden chciał zwrócić stare bokserki, drugi w połowie zużyte podkłady higieniczne dla szczeniąt, a trzeci szczotkę do czyszczenia muszli klozetowej. Klienci potrafią zaskoczyć, choć dla pracownic handlu takie sytuacje to chleb powszedni.

Sprzedawczynie ujawniły, jak zachowują się klienci
Sprzedawczynie ujawniły, jak zachowują się klienci
Źródło zdjęć: © East News | Wprost
Agnieszka Woźniak

Pracownicy handlu z pewnością nie mają łatwego zadania. Klienci potrafią być naprawdę zaskakujący. Dziwne reklamacje, próby zwrotu zużytych produktów czy nadużywanie dostępnych w drogerii testerów to sytuacje, z którymi mierzą się na co dzień.

Reklamacje niczym dyscyplina sportowa

Niektórzy z klientów nieustannie reklamują produkty. Regularnie próbują oddać zakupione rzeczy, a tym samym zaoszczędzić parę groszy. Choć trudno w to uwierzyć, sytuacje, w których ktoś próbuje zwrócić używaną bieliznę, naprawdę się zdarzają.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Marzena pamięta pana, który chciał zwrócić używane bokserki. Wyjął je z plecaka, po czym prezentował obecne na nich przetarcia. W tym wszystkim najbardziej absurdalne było to, że zakupił je prawie rok wcześniej.

- Podszedł do lady, otworzył plecak i zaczął wyjmować z niego sprane bokserki. Powiedziałam mu, że ja takiej reklamacji nie przyjmę i spytałam, czy chce, abym zawołała kierownika. Moja wymowna mina, jak i reakcja ludzi, którzy stali za nim w kolejce, chyba go spłoszyła. Spakował bieliznę z powrotem do plecaka i wyszedł obrażony.

Z kolei Iza, która pracuje w sklepie zoologicznym, wspomina klienta, który chciał oddać maty dla zwierzaków. - Przyniósł w połowie zużyte podkłady higieniczne dla szczeniąt, które służą do nauki załatwiania swoich potrzeb w jednym miejscu. Stwierdził, że jego pupil nie chce ich używać, więc na pewno są wadliwe. Argumentował, że "Fafik skorzystał z nich jedynie kilka razy i cały czas sika obok". Twierdził, że to na pewno wina podkładów, bo z poprzednim psem nie było takiego problemu.

Chciał zwrócić szczotkę do toalety. "Czasami ludzie nie mają wstydu"

Monika pracuje w sklepie z wyposażeniem domu. Można kupić tam dekoracje, pościel, kosze na pranie, haczyki na ręczniki i wiele innych, przydatnych produktów, np. szczotki do czyszczenia muszli klozetowej. Właśnie taki produkt postanowił zwrócić jeden z klientów. - Stwierdził, że szczotka do toalety nie zbiera wystarczająco dobrze, po czym wyjął ją ze starej reklamówki - opowiada. - Czasami ludzie nie mają wstydu, tym bardziej, że szczotka ta kosztowała 15 zł. Za taką cenę nie robiłabym z siebie pośmiewiska.

Dziwne zwroty zdarzają się w każdej branży. Jedna z pracownic sex shopu do dziś wspomina klientkę, która po tygodniu chciała zwrócić wibrator, bo oznajmiła, że jej były do niej wrócił i nie potrzebuje erotycznej zabawki. Problem w tym, że produkt był używany.

Pracownice drogerii mają za to na co dzień do czynienia z klientami, którzy kupują drogie kremy lub balsamy, a po paru dniach chcą je zwrócić lub zareklamować, ale bez ich zawartości.

- Niektóre z pań myślą, że nie wyjmiemy produktu z kartonika i nie sprawdzimy, że flakon jest już pusty - mówi Kamila, pracownica drogerii.

- Czasem wykazują się większą kreatywnością i wypełniają je wodą, a nawet... piaskiem. Pamiętam panią, która do butelki po olejku do ciała wlała zwykły olej spożywczy.

Na wesele i do zwrotu

Oprócz reklamacji pracownicy muszą przyjmować również zwroty. W sklepach z odzieżą zdarzają się one niezwykle często. - Czasem na dziesięć osób czekających w kolejce do kasy, aż sześć chce zwrócić jakiś produkt. Oczywiście zgodnie z polityką naszego sklepu mamy obowiązek przyjąć towar w ciągu 30 dni, jeśli nie nosi śladów użytkowania. Mam jednak wrażenie, że klienci mocno tego nadużywają - stwierdza Anna, która od ponad trzech lat pracuje w dużej sieciówce odzieżowej.

Zwraca uwagę, że coraz większą zmorą pracowników są stylistki, które kupują worki ubrań, np. na sesję zdjęciową, a kilka dni później wszystko zwracają. - Czasem są to zwroty na kwotę kilku tysięcy złotych! Już nawet kojarzę te osoby i wiem, że parę dni później zwrócą cały towar. Mam związane ręce.

Pracownica przyznaje, że takie osoby mają swoje sposoby na to, aby towar wyglądał jak nowy, nawet po całodniowej sesji. - Podklejają podeszwy butów taśmą klejącą, chowają metki albo usuwają je potem w Photoshopie. Od jednej ze znajomych słyszałam nawet, że gdy strój się poplami, są w stanie go wyprać tak, by metka pozostała nietknięta. Dla nas oznacza to dodatkowe godziny pracy, a dla innych klientów wydłużony czas stania w kolejce.

Najczęściej zwracane są sukienki.

- Panie chcą kupić kreację na wesele, a po imprezie odnoszą ją z powrotem do sklepu. Widziałam już chyba wszystko: ubrania z plamami od podkładu, podoszywane metki, a nawet załatane dziury. Niektórzy zrobią naprawdę wiele, by dostać z powrotem te dwieście czy trzysta złotych - mówi Anna w rozmowie z WP Kobieta.

Zawodowe "próbkowiczki"

A co jest zmorą pracowników perfumerii? Jak twierdzą pracownice, to tak zwane "próbkowiczki".

- Tak nazywałyśmy kobiety, które przychodzą co tydzień po darmową próbkę nowego kremu lub podkładu. Wiecznie narzekają na odcień lub jakość, co jest pretekstem do poproszenia o kolejną. Gdy mówimy, że słoiczki się już skończyły, potrafią wpaść w szał. Niektóre przychodzą z własnymi pojemnikami, np. na mocz - mówi Weronika, która pracowała pięć lat w perfumerii.

Nie brakuje też osób, które wizytę w drogerii traktują jak poranną toaletę. - Pamiętam pana, który przychodził dosłownie codziennie przed pracą i pryskał się obficie trzema, a czasem nawet pięcioma różnymi perfumami. Kropił się nimi po karku, plecach, torsie, a nawet brzuchu. Czasem psikał nawet dłonie, po czym wcierał zapach w swoją łysinę. Musiałyśmy zmieniać testery co kilka tygodni - przyznaje Eliza, która od pięciu lat pracuje jako konsultantka.

Często prosił też o próbki perfum. - Udawałyśmy, że nie mamy ich na stanie - wyznaje pracownica i dodaje: - Chyba zastępowało mu to codzienne kąpiele, choć taka mieszanka zapachowa raczej odstraszała.

Co przepisy mówią o zwrotach i reklamacjach?

Jaka jest skala zjawiska? Ciężko pokazać to na liczbach, bo nikt nie prowadzi takich statystyk. Natomiast ekspedientki zgodnie przyznają, że takie zachowania klientów są nagminne. Specjalistka ds. psychologii marketingu i sprzedaży Dagmara Kokoszka-Lassota w rozmowie z Wirtualną Polską zauważa, że Polacy mają teraz większą świadomość podczas zakupów.

- Dzięki dostępności informacji w mediach społecznościowych stali się bardziej odpowiedzialnymi konsumentami. W swoim smartfonie w ciągu kilku chwil mogą sprawdzić składy produktów, komentarze ekspertów czy ceny u konkurencji. Znamy swoje prawa, ponieważ słuchamy specjalistów, którzy uczą nas, jak być świadomymi klientami, więc chętniej walczymy o swoje - mówi ekspertka.

Jak czytamy na stronie biznes.gov.pl, każdy kupujący ma prawo do reklamacji wadliwego towaru lub usługi na zasadzie rękojmi lub gwarancji. Może o nią wnioskować w przypadku, gdy zauważy wadę fizyczną (towar nie nadaje się do celu, do którego jest przeznaczony) lub wadę prawną (na przykład pochodzi z kradzieży). Sprzedawca odpowiada za brak zgodności towaru z umową przez dwa lata od jego wydania.

A jak wygląda kwestia zwrotów? Sprzedawca nie ma obowiązku przyjmowania zwrotu towaru, jeżeli został zakupiony w sklepie stacjonarnym, tylko dlatego, że klient się rozmyślił. Niektórzy wychodzą jednak klientom naprzeciw i umożliwiają zwroty w określonym terminie i pod określonymi warunkami, na przykład tylko z paragonem zakupu i oryginalnymi metkami, w stanie nienaruszonym – jednak wynika to z ich polityki sprzedaży, a nie z obowiązków prawnych.

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

© Materiały WP

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (229)