"Reniferków" są tysiące. Detektywka mówi, jak działają stalkerzy
- Nigdy nie wiemy, kiedy i gdzie natrafimy na stalkera - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Małgorzata Marczulewska, detektywka z agencji Averto. - Niektórzy są na tyle uporczywi, że nawet jeżeli zmienimy numer telefonu i miejsce pracy, nie będą chcieli odpuścić - dodaje.
22.05.2024 06:00
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czy historia z "Reniferka" (serialu Netfliksa o stalkingu - przyp. red.) mogłaby się przytrafić każdemu z nas?
Małgorzata Marczulewska, detektywka, windykatorka: Jak najbardziej. "Reniferków" są tysiące (według danych policyjnych w 2019 roku wszczęto aż 10 712 postępowań o uporczywe nękanie - przyp. red.). Nigdy nie wiemy, kiedy i gdzie natrafimy na stalkera. Owszem, część spraw dotyczy stalkerów, którymi są byli partnerzy, partnerki lub osoby, z którymi umówiliśmy się na jednorazowe spotkanie. Większość historii powstaje jednak z przypadku. To osoby, których wcześniej nie znaliśmy.
Po premierze "Reniferka" wiele osób pisało w sieci, że ta historia jest wręcz nieprawdopodobna.
To całkowicie normalne. Ludzie, którzy nie mają styczności ze stalkingiem, bardzo często nie wiedzą, że ma on odzwierciedlenie w rzeczywistości. Najczęściej ktoś gdzieś o nim przeczyta, zobaczy go w filmie czy w serialu. Dopiero te nękane osoby są w stanie odczuć, jak trudna jest to sytuacja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pani miała zapewne do czynienia z wieloma takimi sytuacjami wśród klientów.
Ostatnio konsultowałam sprawę kobiety, która odpowiedziała na apel z prośbą o pomoc na Facebooku. Ktoś poszukiwał jakiejś rzeczy, a ona odpisała, że ma ją na zbyciu. Zadzwoniła do tej osoby i tak pozyskała stalkera. Nikt by się czegoś takiego nie spodziewał. Jej sytuacja była naprawdę trudna, bo stalker używał wobec niej przemocy psychicznej.
Po pewnym czasie kobieta zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że policja nie reaguje, co mnie nie zdziwiło, ponieważ to są bardzo ciężkie sprawy do oceny. A ona tak naprawdę była już na etapie stanów depresyjnych, doprowadzających do myśli samobójczych.
Policja w takich sytuacjach nie może nic zrobić?
Jeżeli chodzi o stalking, proces jest bardzo skomplikowany. Proszę sobie wyobrazić, że idzie pani na policję i mówi, że ktoś wysyła pani SMS-y. Policja zaczyna od zbadania tego, czy w wiadomościach są groźby karalne - a takie najczęściej się nie pojawiają. Stalkerzy mądrze wykorzystują swoje możliwości i kierują wszystkim tak, aby nie być bezpośrednio narażonym na proces karny. Są więc dość późno ujmowani przez policję. Dodatkowo takie sprawy mogą trwać latami.
Jesteśmy więc skazani na siebie?
Trochę tak jest. Policji trzeba bardzo konkretnie udokumentować, że dana sprawa posiada znamiona stalkingu. Inaczej nie zrobi nic, dopóki nie stanie się coś złego.
Jakie sprawy są najczęstsze?
Spraw dotyczących stalkingu jest naprawdę wiele - od tych, w których w grę wchodzi osoba kompletnie nieznajoma, po te, w których stalkerem jest były partner lub partnerka.
Niedawno prowadziliśmy sprawę dziewczyny, która rozstała się z chłopakiem. Co ciekawe, nie była stalkowana bezpośrednio przez niego. Informacje o tym, co jej zrobi, dochodziły do niej przez znajomych. Nie chcieli tego zeznać, bo każdy się go bał.
Prowadziłam także sprawy, gdzie osoby, które były stalkowane, zmieniały miejsce zamieszkania. Były do tego stopnia zastraszane, że bały się przeprowadzać w kolejne miejsce w swoim mieście i wyprowadzały się na drugi koniec kraju albo za granicę. Pamiętam historię takiej klientki. Była w ciąży z nowym partnerem. Gdy stalker się o tym dowiedział, wtedy dopiero się zaczęło. Bardzo bała się o ciążę, więc ostatecznie zdecydowała się przeprowadzić do innego miasta.
I to przyniosło efekt? Stalker nie pojedzie za daną osobą?
Gdy dana osoba znika z pola widzenia, stalker znajduje sobie najczęściej inny obiekt zainteresowania. Jedna osoba pozbywa się problemu, druga go nabywa. Oczywiście istnieją wyjątki od reguły, dlatego trzeba być uważnym. Niektórzy stalkerzy są na tyle uporczywi, że nawet jeżeli zmienimy numer telefonu, miejsce pracy czy miejsce zamieszkania, nie będą chcieli odpuścić. Zrobią wszystko, żeby namierzyć osobę i kontynuować swoje działania.
Dlatego zawsze powtarzam klientom: żadnych zdjęć w mediach społecznościowych. Żadnych informacji o tym, co robimy i gdzie się przeprowadzamy. W przypadku kiedy mamy stalkera, ograniczamy grono znajomych. Nic nie powinno do niego dochodzić.
Powiedziała pani, że stalkerzy zmieniają obiekty zainteresowania. Można więc stwierdzić, że ich działanie polega w pewnym sensie na szukaniu ofiar?
Myślę, że tak, choć to zależy od przypadku. Inaczej jest, kiedy stalkerem jest nieznajomy, inaczej, kiedy osoba, którą znamy. Co można jednak przypuszczać - są to osoby, które mogą mieć pewne zaburzenia lub niezdiagnozowane choroby psychiczne. Podkreślam, niezdiagnozowane, ponieważ nie możemy nikogo zmusić do przeprowadzenia badań psychiatrycznych.
Skąd takie przypuszczenia?
Stalkerzy potrafią sobie coś na tyle wbić do głowy, że zaczynają w to wierzyć, aż w końcu są o tym święcie przekonani. Potrafią sobie np. uroić, że tworzą z kimś związek, kiedy ta osoba nawet o tym nie wie. Bardzo często posuwają się do czegoś, co dla racjonalnie myślącego człowieka jest nie do pomyślenia. A dla nich jest to normalne.
Zobacz także
W jaki sposób działają najczęściej stalkerzy, którzy byli kiedyś w związku z ofiarą?
Trochę na zasadzie: "nie chcesz być ze mną, to nie będziesz z nikim innym" albo "nie chcesz być ze mną, to tak ci uprzykrzę życie, że będziesz chciał/a do mnie wrócić". I faktycznie dochodzi do sytuacji, gdzie osoby są nękane od rana do nocy. Policja nie reaguje, bo dostaje np. telefon, że ktoś stoi pod domem. Wylegitymuje potencjalnego stalkera, ale nie może nic więcej zrobić, bo poprzez samo stanie przed domem nie popełnia się przestępstwa. Ale ma to wzbudzić niepokój w ofierze.
W przypadkach byłych partnerów sprawy są prostsze czy trudniejsze?
Powiedziałabym, że nieco prostsze. Byli partnerzy doskonale wiedzą, w jaki punkt uderzyć, żeby najbardziej zabolało. Stąd łatwiej przewidzieć ich atak.
A czy stalkera możemy pozyskać poprzez portale randkowe?
Oczywiście. To osoby, które bardzo często nie podają prawdziwych personaliów. Nie piszą nic konkretnego o sobie albo zmyślają zawód i zainteresowania. Wśród całej masy ludzi, którzy naprawdę szukają partnera/ki, oni poszukują ofiary - tylko po to, by nawiązać kontakt i ją nękać.
Jakiś czas temu zadzwoniła do nas kobieta, która poszła z poznanym przez portal randkowy mężczyzną na randkę. Powiedziała: "proszę pani, ja się z tym mężczyzną spotkałam raz, a on dzwoni i robi mi wyrzuty, że ja do niego nie dzwonię". To typowe dla takich osób sceny zazdrości.
Co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji? Ignorować SMS-y, połączenia?
To przynosi często zupełnie odwrotny efekt. Zawsze dzielę się jedną radą: nie prowokować stalkera. Kiedy pisze "jesteś tylko moja", nie odpowiadajmy "nie byłam, nie jestem i nie będę". Wtedy możemy być wręcz pewni jego ataku.
Jak wygląda więc pani praca, kiedy klient doświadcza stalkingu?
Skupiam się na zdobyciu dowodów. Najpierw robię wywiad z klientem na temat stalkera i ustalam, jaka jest częstotliwość jego działań. Niektórzy działają codziennie, od rana do wieczora, a inni raz na tydzień. Często zależy to od tego, jak pracują.
Następnie dobieram możliwe działania. Jeżeli ktoś stoi pod mieszkaniem i tym chce zastraszyć ofiarę, zdobycie dowodów trwa zazwyczaj od dwóch do trzech tygodni. Jeśli są to inne przejawy przemocy psychicznej, prawdopodobnie potrwa to krócej. Najdłużej pracowaliśmy nad sprawą przez miesiąc.
Najważniejsze jest dla nas to, żeby możliwie szybko i szeroko zebrać dowody - tak, by policja chciała wszcząć postępowanie, a ofiara została ochroniona przed atakami.
Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.