Blisko ludziNie śpię, bo spłacam kredyt. Polacy boją się, że stracą swoje mieszkania

Nie śpię, bo spłacam kredyt. Polacy boją się, że stracą swoje mieszkania

Coraz wyższe koszty życia przerastają Polaków
Coraz wyższe koszty życia przerastają Polaków
Źródło zdjęć: © Getty Imges | Boy_Anupong
Agata Komosa-Styczeń
03.07.2022 15:07, aktualizacja: 04.07.2022 08:06

Akt notarialny, własny klucz i upragnione poczucie bezpieczeństwa – mam swój kąt. Jednak gdy naszą bezpieczną przystanią zaczynają targać huragany inflacji i rosnących stóp procentowych, tracimy grunt pod nogami. Rosnące raty kredytów sprawiły, że czasy kiedy nie starczało do pierwszego jawią się jako prawdziwe eldorado. Dziś, po ściągnięciu z konta pieniędzy przez bank, można już mówić o niestarczaniu od pierwszego. O poczuciu utraty kontroli i bezpieczeństwa związanym z sytuacją ekonomiczną rozmawiam z profesorem Tomaszem Zaleśkiewiczem, kierownikiem Centrum Badań nad Zachowaniami Ekonomicznymi Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.

Agata Komosa: Czym dla Polaka jest własne mieszkanie?

Tomasz Zaleśkiewicz: To bardzo silny symbol psychologiczny, dający nam poczucie bezpieczeństwa. Bywa, że traktujemy je jako wyznacznik statusu społecznego. Co więcej, badania pokazują, że Polacy uważają je także za bezpieczną inwestycję. To właśnie nieruchomość znajduje się zazwyczaj na czołowym miejscu, kiedy pyta się respondentów o to, w co zainwestowaliby pieniądze, gdyby mieli nadmiarową gotówkę.

Jest jeszcze jeden ważny aspekt - w Polsce bardzo dużą wartość przypisujemy rodzinie, a posiadanie własnego domu, w którym rodzina może czuć się bezpiecznie, jest jednym z ważnych życiowych celów. Spotykam się z tym, że ludzie reagują zaskoczeniem na stwierdzenia, że w zachodnioeuropejskich krajach własne mieszkanie nie jest tak istotną kwestią. To zdziwienie także pokazuje, jak ważne dla Polaków jest posiadanie własnych czterech kątów.

Co się w takim razie dzieje w głowie Polaka, kiedy dociera do niego, że może stracić swoje upragnione lokum.

Całkowita odwrotność tego, o czym mówiłem wcześniej. Tracimy poczucie bezpieczeństwa, spokoju. Taka sytuacja wywołuje lęk i poczucie niepewności, braku kontroli. Psychologicznie to bardzo trudne, bo nagle pojawia się wizja stracenia tego, co już traktowaliśmy jako nasze, nawet gdy wciąż jesteśmy w trakcie spłacania kredytu.

Co gorsza, nie mamy najmniejszej kontroli nad tym, że Rada Polityki Pieniężnej podnosi stopy procentowe, a to bardzo realnie oddziałuje na nasze życie. Jak radzić sobie z sytuacją, kiedy nasz los jest zależny od decyzji grupy ludzi, na którą nie mamy najmniejszego wpływu?

Potrzeba kontroli jest jedną z najbardziej podstawowych potrzeb. Kiedy czujemy, że przestajemy panować nad własnym losem, to zaczynamy podejmować różne działania, które, w naszym poczuciu, mogą nam przywrócić sprawczość. Jednak bywa, że te działania są nieracjonalne. W psychologii mówimy, że ktoś próbuje skompensować sobie brak kontroli.

Co pomaga nam skompensować brak kontroli?

Na przykład przyjmowanie populizmów wypowiadanych przez polityków jako rzeczywistą wiedzę. Populizmy w prosty sposób wyjaśniają i definiują rzeczywistość, sprawiają, że łatwiej nam się w niej odnaleźć i dlatego mają moc odbudowywania poczucia kontroli. Ale dodajmy, że jest to raczej złudna niż rzeczywista kontrola. Udowodniono też, że ludzie pozbawieni poczucia kontroli łatwiej ulegają władzy o charakterze autorytarnym.

Jednak ja bym tu zrobił krok wstecz i zastanowił się, dlaczego w ogóle ludzie tracą poczucie kontroli w kontekście sytuacji polityczno-ekonomicznej. Bo jeśli ktoś dobrze rozumie rzeczywistość ekonomiczną, która go otacza, to powinien brać pod uwagę, że takie rzeczy, jak podwyżka stóp procentowych, mogą się dziać. Wydaje się jednak, że ludzie, decydując się na kredyt hipoteczny, mogą brać takie rzeczy pod uwagę, zbyt optymistycznie oceniając przyszłość. I dlatego są zagubieni, gdy sytuacja ekonomiczna się zmienia.

Czasami pytam studentów, czy nieruchomość to taka inwestycja, na której można stracić. Odpowiadają, że nie. Bo ich zdaniem na rynku nieruchomości nie może się stać nic złego – w najgorszym wypadku zostanę z sumą, którą zainwestowałem. A to jest przecież taki sam rynek, jak na przykład rynek akcji. Jest oczywiście mniej dynamiczny, ale w podobny sposób może doświadczać wzrostów i krachów. Jednak mamy tendencję, żeby nie brać tego pod uwagę, bo kierujemy się swoimi wyobrażeniami, a nie rzetelną wiedzą. I kiedy przychodzi recesja, to jesteśmy w szoku.

Jakie działania podejmuje kredytobiorca, dla którego dwukrotny wzrost raty jest szokujący?

Ludzie będą prawdopodobnie podejmowali różne działania, żeby odzyskać sprawczość. Dużo zależy od tego, jakie interpretacje danej sytuacji będą przyjmować. Obecnie dominuje narracja, która opowiada o tym, że sytuacja ekonomiczna jest efektem wojny. To z kolei może budować przekonanie, że to chwilowe, a jak wojna się skończy, wszystko wróci do normy. Racjonalizujemy więc sobie, że po prostu trzeba przeczekać ten gorszy moment, bo przecież nie zakończymy wojny samodzielnie.

Jednak taka postawa realnie niewiele zmienia. Bo jeśli ktoś już ma problemy np. związane ze spłatą kredytu, a jedynie angażuje się w umysłowe racjonalizowanie, to może się wpędzić w jeszcze większe kłopoty – czas nie gra na jego korzyść. Tu jednak działa taki mechanizm, że dla człowieka ważniejsze jest, by emocjonalnie poradzić sobie z trudną sytuacją, niż obiektywnie rozwiązać problem.

Próba podjęcia realnych działań musi nas skonfrontować z tym, co może nas czekać, np. właśnie stratą mieszkania. A przecież od członków rządu słyszymy, że tak naprawdę nic złego się nie dzieje. To po co mam się martwić?

Rząd mówi dokładnie to, co ludzie chcą teraz usłyszeć. Stanięcie w prawdzie, kiedy spłata raty przekracza nasze możliwości, wiąże się z dyskomfortem i koniecznością szukania alternatywnych scenariuszy. Bo możemy spróbować rozwiązać realnie problem, ale to wymaga poświęceń, odmawiania sobie różnych rzeczy, przeniesienia się do mniejszego mieszkania, poszukania innej pracy. Problem polega na tym, że nadmiernie uspokajające komunikaty polityczne w tym nie pomagają. Dają spokój, przynajmniej na jakiś czas, ale mogę generować poważne kłopoty, które na razie są oddalone w czasie.

Problem polega na tym, że jeśli ludzie się teraz nadmiernie uspokoją, to nie będą mieli motywacji, by stworzyć jakiś plan zabezpieczający na przyszłość. A co się stanie, jeśli zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, to tylko czcze obietnice, a recesja się pogłębi? Politycy zazwyczaj dobrze czytają emocje ludzi, ale nie podpowiadają rozwiązań. Ja bym wolał, żeby otwarcie mówili, na co ludzie się mają przygotować, jakie są możliwe scenariusze, nawet te najczarniejsze. Ale my – ludzie - nie za bardzo chcemy tego słuchać. Badania pokazują, że ludzie bardziej ufają ekspertom, którzy mówią to, co ludzie chcą usłyszeć. Nawet jeśli mają poczucie, że to nie jest prawda.

Ta sytuacja jest chyba szczególnie trudna dla ludzi dorastających w myśl neoliberalnej zasady, że im ciężej pracujesz, tym więcej będziesz miał. Obecna sytuacja pokazuje, że obiecany dobrobyt, który miał być na wyciągnięcie ręki, zaczyna się oddalać.

To tak jak z inwestowaniem na giełdzie, kiedy kursy idą do góry. Ludzie kupujący akcje podczas hossy mogą nabierać przekonanie, że wszystko już zawsze będzie dobrze. Że świat zmierza tylko ku rozwojowi, a majątki można tylko pomnażać, a nie tracić. Budujemy wówczas silną pewność siebie i przekonanie, że podejmujemy dobre decyzje. Potem jednak przychodzi gorszy okres, może nawet krach, i ludzie przeżywają szok, bo ten obraz świata się zawala.

Najpierw tłumaczymy sobie, że dołek jest tylko chwilowy – i mam wrażenie, że właśnie w tym punkcie jesteśmy dzisiaj. Jednak później, gdy recesja zaczyna się pogłębiać (co oczywiście nie musi nastąpić, ale może) to zaczyna z kolei dominować negatywny przekaz, wpadamy w pesymizm a wizja świata zaczyna się jawić tylko w czarnych barwach. Oczywiście, nikt z nas nie wie, jak sytuacja dalej się potoczy, ale warto być przygotowanym na rozmaite scenariusze i myśleć samodzielnie, niezależnie od tego, co mówią do nas politycy.

Czy dzisiaj można już zauważyć zaciskanie pasa, a może wręcz przeciwnie, nadmiarowe zakupy, by jeszcze przez chwilę poczuć ten powiew dobrobytu?

Dane pokazują, że rosną wydatki konsumenckie na sprzęty RTV i AGD, ale nie uważam, że chodzi o kompletnie nieprzemyślane zakupy. Ludzie spodziewają się, że te produkty podrożeją, więc ich zachowanie może być całkiem racjonalne, jeśli wcześniej i tak mieli plan tego rodzaju zakupów. Z badań wynika też, że Polacy wciąż dobrze spłacają kredyty hipoteczne, ale zaczynają mieć problem z pożyczkami konsumenckimi. To pokazuje, że obawa przed utratą mieszkania jest ogromna, a z kolei odłożenie płatności za jakoś przedmiot kupiony na raty, jawi się jako wybór strategii na przeczekanie.

A jaka strategia byłaby najlepsza?

Dobrze by było gdybyśmy byli realistycznie optymistyczni. Jednak, jak już mówiłem, przekazy płynące od polityków w tym nie pomagają. Raczej namawia się nas do tego, byśmy zachowywali się jak sportowiec, który jest pozytywnie nastawiony do tego, że zdobędzie medal, ale przestaje trenować, bo po co, skoro i tak osiągnie sukces?

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1027)
Zobacz także