O tym Polacy rozmawiają w komunikacji publicznej. Nie brakuje intymnych szczegółów
- Dwóch chłopaków opisywało, co robili, z jaką koleżanką. Najgorsze było to, że podawali imiona i nazwiska dziewczyn - relacjonuje Sylwia. - Długie i uporczywe rozmowy w przestrzeni publicznej są nie na miejscu. A te szczególnie szczere bywają żenujące - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Dominika Grodowska, ekspertka ds. etykiety i wizerunku biznesowego.
15.12.2022 | aktual.: 15.12.2022 18:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Daniel ma depreszyn - słyszę za plecami, jadąc autobusem komunikacji miejskiej. Odwracam się i widzę nastoletniego chłopca z telefonem przy uchu. - No ma depresję, bo zakochał się na zabój w Oliwii, ale Oliwia go nie chce. To go strasznie rani – dodaje głos za moimi plecami. - Ale na TikToku podrywa go taka Natalia, może coś z tego wyjdzie. Oby, bo szkoda chłopaka. Rozglądam się po autobusie. Na twarzach współpasażerów, głównie emerytów, przypadkowych świadków rozmowy, widzę uśmiechy - jedne pogardliwe, inne dobrotliwe – jakby słuchali o problemach miłosnych własnych wnuków.
Nastolatek, którego spotkałam, był subtelny w swojej opowieści. Nie wszyscy mają taką wrażliwość. Sylwia przytacza historię o dwóch innych młodych pasażerach, którzy nie mieli zahamowań. - Kiedyś słyszałam, jak w autobusie dwóch chłopaków rozmawiało o seksie. Ze szczegółami opisywali, co robili, z jaką dziewczyną.
Najgorsze było to, że podawali pełne imiona i nazwiska dziewczyn - relacjonuje Sylwia w rozmowie z Wirtualną Polską. - Zwróciłam im uwagę, żeby chociaż nazwisk nie podawali, bo jednak cały autobus słyszy i mogą w nim być znajomi lub rodzina tych dziewczyn. Trochę się speszyli i wyszli na kolejnym przystanku - dodaje.
Podobne rozmowy w komunikacji publicznej są codziennością. Zakres ich tematyki – szeroki: od prozaicznej wymiany informacji ("Tak, już jadę, zaraz będę w domu"), przez referowanie przebiegu dnia ("Załatwiłam lekarza, mam receptę. Spotkanie w pracy też dobrze poszło, Kuba dzwonił, że dostał tróję z matmy"), aż po sprawy prywatne – jak choćby dramat wspominanego Daniela. Zdarzają się w autobusach, tramwajach i pociągach. Bywają głośne, niegrzeczne, wulgarne, a zdarza się nawet, że zdradzają informacje poufne - własne lub cudze.
PESEL, choroby, a nawet życie intymne
- Jechałam kiedyś tramwajem we Wrocławiu. Tłok, pełno ludzi. Jeden z pasażerów chyba załatwiał kredyt czy jakąś pożyczkę przez telefon. Recytował wszystkie dane: imię i nazwisko, PESEL i tak dalej. Wystarczyło zacząć spisywać. Mówił naprawdę głośno, więc myślę, że cały tramwaj mógł to usłyszeć - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Anna. - Z tego, co zrozumiałam, dostał tę pożyczkę. Ciekawe, czy teraz nie ma na koncie też innych, wziętych na te udostępnione całemu tramwajowi dane – ironizuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedni nie mają oporów, żeby w komunikacji publicznej podawać dane osobowe przez telefon, inni – szczegółowe informacje o stanie zdrowia, własnym lub cudzym. - Dziewczyna w pociągu z Warszawy do Łodzi opowiadała komuś o odbytej tego dnia wizycie u ginekologa. Z rozmowy wywnioskowałam, że rozmawia ze swoim mężem lub partnerem, z którym starają się o dziecko.
- "Muszę najpierw wyleczyć tę infekcję" - relacjonuje zasłyszaną rozmowę Ewa. - "No grzybicę. Może na basenie złapałam. W jacuzzi czy coś, sama nie wiem" - dowiedział się cały przedział. "Ale pani doktor powiedziała, że to nic takiego. Zapisała jakieś globulki dopochwowe. Za miesiąc mam przyjść do kontroli". Chciałam czy nie, dopowiedziałam się o zdrowiu intymnym współpasażerki, a nawet jej planach rozrodczych - opowiada z zażenowaniem Ewa.
Niektórzy posuwają się jeszcze dalej
Ekspertka ds. etykiety i wizerunku biznesowego nie ma wątpliwości, że zawsze – bez względu na treść - tego typu rozmowy nie są zgodne z savoir-vivre'em. - Długie i uporczywe rozmowy w przestrzeni publicznej są nie na miejscu. A te szczególnie szczere bywają żenujące. Przede wszystkim zalecam, żeby - szczególnie mając przed sobą dłuższą podróż np. pociągiem - wyciszyć telefon – radzi w rozmowie z Wirtualną Polską Dominika Grodowska.
Jako przykład reakcji na zbyt głośną rozmowę, opowiada zasłyszaną historię. - Przytoczę doświadczenie koleżanki mojej mamy, która zwykle wracała z pracy autobusem. Podróż umilało jej czytanie książki. Pewnego dnia pasażerka naprzeciw niej prowadziła głośną rozmowę przez telefon. W końcu bardzo grzecznie zwróciła jej uwagę, by rozmawiała odrobinę ciszej. Kobieta ściszyła głos, lecz tylko na krótką chwilę. W końcu pasażerka z książką zaczęła czytać na głos. Kobieta, która głośno rozmawiała przez telefon, oniemiała. "I co, przeszkadza?" - zapytała ją pani z książką. - "No, przeszkadza" - odpowiedziała tamta.
Dorota Grodowska zauważa, że - jeśli już musimy z kimś porozmawiać lub odebrać telefon w pociągu - warto wyczuć sytuację. - Jest różnica w pociągu przedziałowym, a bezprzedziałowym. Wiele osób uważa, że w pociągu przedziałowym zawsze można wyjść na korytarz i porozmawiać. Rzeczywiście tak jest, ale należy wziąć pod uwagę również okoliczności, które tam panują. Należy wyczuć sytuację, w której się znajdujemy. Bo na przykład, jeśli żeby wyjść, musimy przeciskać się przez innych pasażerów i ta sytuacja powtarza się kilkakrotnie, to też nie jest zachowanie zgodne z zasadami etykiety - wyjaśnia.
- Jeśli już decydujemy się na prowadzenie rozmowy, to osobę z drugiej strony należy poinformować, że jest się w pociągu i zapytać, czy nie lepiej byłoby przełożyć konwersację na później.
Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe
Choć dla rozmawiającego problem może nie istnieć, to jego współpasażerów może stawiać w niekomfortowej sytuacji. - Osobiście nienawidzę, jak ktoś rozmawia przez telefon w środkach komunikacji publicznej - mówi Katarzyna. - Człowiek chce czy nie chce, musi tego słuchać. Zwłaszcza że ludzie, rozmawiając przez telefon, często mówią zbyt głośno. Najgorsze są rozmowy przeprowadzane "na głośnym" lub, co jeszcze gorsze, z wideo – narzeka. - Zwykle są to rozmowy o "d**** Maryni", problemach żołądkowych kota lub chorobach cioci. Nie chcę tego słuchać. Chcę w ciszy kontemplować widoczki, a nie słuchać jazgotu.
Ekspertka ds. wizerunku potwierdza słowa Katarzyny. - Zawsze miejmy na uwadze, że inni podróżni mogą chcieć odpocząć, poczytać czy popracować, więc nasze głośne rozmowy mogą im przeszkadzać. Kiedyś byłam świadkiem sytuacji, kiedy osoba, która siedziała przede mną, odebrała telefon i zapewniła, że będzie mówić cichutko, bo jest w pociągu. I rzeczywiście tak mówiła, problem w tym, że osoba po drugiej stronie telefonu mówiła głośno, więc wszystko było słychać. Do tego używała wulgaryzmów, więc dało się wyczuć, że pasażer był zażenowany sytuacją.
Zatem co robić, gdy telefon do nas zadzwoni w czasie, gdy jesteśmy w autobusie lub pociągu? - Zawsze zalecam, by odebrać połączenie i powiedzieć: "Przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię, jak wysiądę". Można też wysłać SMS z taką informacją. Podkreślam, że nie wypada odrzucać połączeń, bo to jest jak trzaśnięcie komuś drzwiami przed nosem - wyjaśnia Dorota Grodowska. - Jednak pamiętajmy, że wypominanie komuś faux pas to też jest faux pas. Warto wyczuć sytuację, bo tak drastyczna metoda zwracania uwagi może mieć tyle samo pozytywnych, co negatywnych skutków. Zalecam wrażliwość na drugiego człowieka i oczywiście zdrowy rozsądek - podkreśla ekspertka.
Strefy ciszy dla wysoko wrażliwych
Niechęć do słuchania cudzych rozmów może wynikać z wielu czynników. I choć dla niektórych pasażerów może być to jedynie drobną uciążliwością, dla innych będzie powodem złego samopoczucia. Przykładem mogą być osoby wysoko wrażliwe, które bywają "przebodźcowane". - Na szczęście w wielu pociągach są strefy ciszy, gdzie należy bezwzględnie się do tej zasady dostosować - tłumaczy Dorota Grodowska.
Przedziały, w których należy zachować ciszę, są coraz chętniej wybierane. - Z badań wykonanych po dwóch latach od wprowadzenia pierwszej strefy ciszy, tj. w składach Pendolino, wynika, że aż 93 proc. osób z niej korzystających świadomie wybierało bilet w tym konkretnym członie pociągu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Cezary Nowak, rzecznik prasowy PKP Intercity.
- 60 proc. z nich taki wybór uzasadniało potrzebą ciszy i spokoju, ponieważ chcieli odpocząć albo pracować. Co trzeci świadomy pasażer strefy ciszy nie wybrał jej ze względu na konkretną potrzebę podczas danego przejazdu, ale dlatego, że preferuje spokojną i cichą podróż. Strefę ciszy wybierają zarówno osoby podróżujące samotnie, jak i grupy pasażerów - mówi. - Natomiast pamiętajmy, że w pozostałych wagonach również należy zachowywać się odpowiednio – puentuje ekspertka ds. etykiety.
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl