Obsługa salonu fryzjerskiego ma jedną prośbę. Wywiesili na drzwiach kartkę
Pani Paulina nadesłała nam zdjęcie kartki, która zawisła w jednym z pruszkowskich salonów fryzjerskich. - Najpierw byłam w szoku, że obsługa wystosowała taką kartkę, ale z drugiej strony człowiek przychodzi do fryzjera, żeby się zrelaksować, a temat koronawirusa jest wałkowany wszędzie - mówi czytelniczka WP Kobieta w rozmowie z nami.
26.11.2021 08:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Komunikaty drukowane na kartkach i wywieszane na drzwiach wielokrotnie wzbudzały sensację lub wywoływały uśmiech. Jedna z naszych czytelniczek nadesłała nam zdjęcie z pruszkowskiego salonu fryzjerskiego, w którym panie stylistki proszą swoich klientów o jedną prostą rzecz.
Kartka w salonie fryzjerskim
Pani Paulina jest mieszkanką Pruszkowa, a idąc do pracy jedną z głównych ulic codziennie mija pewien salon piękności przy ulicy Bolesława Prusa. Ostatnio zauważyła, że na jego drzwiach wejściowych pojawiło się kilka kartek.
Na jednej z nich możemy przeczytać, że obsługa prosi o niefilmowanie i nierobienie zdjęć w salonie, a także o wchodzenie do środka tylko w maseczkach ochronnych. Jest jeszcze jedna prośba.
- W salonie nie rozmawiamy o COVID-19 - czytamy.
- Wiadomo, że już wszyscy mamy dosyć tego tematu, ale jest to nieodłączny element naszego życia od prawie dwóch lat. Najpierw byłam w szoku, że obsługa wystosowała taką kartkę, ale z drugiej strony człowiek przychodzi do fryzjera, żeby się zrelaksować, a temat jest wałkowany wszędzie. Przyszłam zapisać się na wizytę i przyznam, że ostatecznie rozbawiła mnie ta kartka i to, że ktoś wprost komunikuje, że nie będzie rozmawiać o sytuacji epidemicznej w Polsce - podsumowuje czytelniczka WP Kobieta.
Komunikaty na kartkach mogą wywołać wiele emocji
Nie każdy potrafi powiedzieć wprost, że coś mu nie pasuje albo że jakiś temat jest dla niego drażliwy. Napisanie na kartce tego, co nam przeszkadza, dla wielu jest łatwym rozwiązaniem. Nie da się również ukryć, że temat koronawirusa wzbudza skrajne emocje i nieraz dyskusja może się wymknąć spod kontroli.
- Wolimy napisać, bo jesteśmy anonimowi. Łatwiej wtedy nawet przekląć, wyrzucić z siebie nagromadzone emocje. Ludzie mają problem ze stawianiem granic, mówieniem wprost, że coś im nie pasuje, np. szczekanie psa. Dotyczy to głównie lęku przed reakcją. Poza tym nie wierzymy, że zostaniemy wysłuchani, a to może mieć swoje korzenie w dzieciństwie. Nie wiemy, czy nasza prośba przyniesie jakiś efekt, boimy się też reakcji drugiej osoby, np. czy po zgłoszeniu nie będzie gorzej, bo ktoś będzie bardziej uprzykrzał nam życie. To budzi frustrację, emocje się nagromadzają - mówiła w rozmowie z WP Kobieta psycholożka Adrianna Klos.