Odeszła do kochanka. Później wydarzyło się coś zaskakującego
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – mówi porzekadło, które w konfrontacji z tym, co przynosi los, czasem okazuje się zupełnie nieżyciowe. Przekonali się o tym Ewelina i Paweł z Krakowa, którzy mimo jej romansu, przypadkowej ciąży, rozstania i rozwodu zdecydowali się na ponowny… ślub.
23.10.2022 13:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
37-letnia Ewelina z Krakowa od kilku lat żyła w przekonaniu, że z jej związku nic już nie będzie. Z Pawłem znali się od pierwszej klasy liceum, parą zostali rok później. Potem były studia, ślub, dzieci. Trudno po tylu latach liczyć na silne emocje, jeszcze trudniej wzniecić ogień w związku – myślała. – Patrzyłam na niego i czułam pustkę – opowiada obecnie 42-letnia pielęgniarka. – Nawet już ze sobą nie rozmawialiśmy. Oprócz niezbędnych: "Kupiłeś chleb?" czy "Kiedy wstawisz białe?"
Przyjemne mrowienie w brzuchu
Życie nie lubi pustki. Gdy w szpitalu, w którym pracuje Ewelina, pojawił się nowy rehabilitant, straciła dla niego głowę. Ona - szczupła filigranowa blondynka o dziecięcej buzi, on - wysoki, świetnie zbudowany, tuż po rozwodzie. Przylgnęli do siebie jak puzzle. – Poczułam znowu to przyjemne mrowienie w brzuchu, znowu chciało mi się żyć – wspomina Ewelina. – Patrzyłam na męża i czułam do niego coraz większą niechęć. Denerwowało mnie, w jaki sposób siedzi na kanapie, jak wzdycha i stawia czajnik dziubkiem w odwrotną stronę niż ja.
Jej romans z kolegą z pracy trwał już pół roku, gdy powiedziała Pawłowi, że chce rozwodu. Nie przyjął tego dobrze… Zwłaszcza gdy się okazało, że jest w ciąży. Ewelinę najbardziej zdumiało, że jej mąż zupełnie inaczej widział ich małżeństwo niż ona. Był przekonany, że są zgodną parą, która kocha się ponad życie.
– W ogóle do niego nie trafiały argumenty, że jestem nieszczęśliwa – opowiada kobieta. – Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie powiedziałam mu, czego potrzebuję, które moje potrzeby są zaniedbywane. Ciągle powtarzał, że przecież co jak co, ale zawsze świetnie się rozumieliśmy. Jednak ciąża, która była efektem mojego romansu z kolegą z pracy, przekreśliła wszelkie szanse na porozumienie między nami. Zresztą wcale go wtedy nie chciałam.
Zdaniem psycholożki Joanny Popławskiej, brak rozmów o potrzebach partnerów to jeden z grzechów głównych w długoletnim związku. – Partnerzy, którzy znają się od wielu lat, zakładają, że ten drugi się domyśli, o co chodzi temu pierwszemu – mówi psycholożka. – Zwłaszcza, jeśli kiedyś, w okresie zakochania, rozumieli się bez słów. Tymczasem świat się zmienia, każde z nich się zmienia, związek się zmienia. To dlaczego zakładają, że ich sposób komunikacji powinien być taki jak przed laty?
Gdy brakuje zdrowej izolacji…
- Gdy sąd orzekł rozwód, wszystko, co mnie do niego popchnęło, już nie istniało – wspomina Ewelina ze smutkiem w głosie. – Na skutek poronienia, ciąża zakończyła się po mniej więcej ośmiu tygodniach. Mój nowy partner wcale nie był zainteresowany poważnym związkiem ze mną, zwłaszcza, że romansował jednocześnie jeszcze z dwiema innymi kobietami z naszego szpitala. Do tego – ku mojemu zaskoczeniu - mój mąż w tej kryzysowej dla naszego związku i naszej rodziny sytuacji zachował się niezwykle dojrzale i z klasą. Otoczył opieką nasze dzieci i - mimo poczucia krzywdy i niesprawiedliwości - nie robił mi scen, nie wytykał romansu. Po prostu zaakceptował sytuację, na którą nie miał wpływu.
Ewelina przyznaje, że nieraz płakała do poduszki, gdy od dzieci dowiadywała się, że ich tata ma nową partnerkę, miłą, ładną, z którą ani sekundy nie spędza przed telewizorem. Ciągle gdzieś razem jeżdżą, zapisali się na kurs tanga argentyńskiego i brydża. – Zawsze po dzieci był na czas, zawsze mogłam liczyć, że ani chwili nie spóźni się z alimentami – opowiada kobieta. – Wcześniej kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój mąż to taka solidna firma, że zawsze można na niego liczyć, że choć nie ma jakiejś niezwykle fascynującej osobowości, to nigdy nie fundował mi życia jak na rollercosterze. A teraz miała go przy sobie inna kobieta, która umiała docenić jego zalety.
Zdaniem Joanny Popławskiej, zobaczenie partnera takim, jakim jest - docenienie jego walorów czy też pogodzenie się z jego ograniczeniami - jest często trudne z powodu braku dystansu, na który mieszkające ze sobą przez lata pary są skazane. – Z tego też powodu posiadanie własnego życia, jakiejś części, do której partner nie ma dostępu – to może być hobby, grupa znajomych, a nawet czas, który spędza się pojedynkę, bez partnera - to bardzo ważny element związku i wyraz dbania o relację – uważa psycholożka. – Zdrowe izolowanie się pozwala spojrzeć na tę drugą osobę z dystansu. Dzięki temu możemy zobaczyć znacznie więcej niż wtedy, gdy jesteśmy non stop razem. To także okazja do przyjrzenia się sobie, swoim myślom i emocjom związanym z tą drugą osobą.
Duma niewarta funta kłaków
Ewelina przez ponad cztery lata była sama. Starszy syn wyjechał na studia do Holandii, a córka, maturzystka, planowała studia w Warszawie. – W tym czasie moja koleżanka, która rozwiodła się z mężem kilka lat wcześniej, postanowiła do niego wrócić – opowiada kobieta. – Byli jak włoskie małżeństwo: gdy się kłócili, leciały wióry, fruwały talerze, sąsiedzi kilka razy wzywali policję, ponieważ obawiali się, że się pozabijają, mimo że do rękoczynów między nimi nigdy nie dochodziło. Trudno mi było uwierzyć, że ta para znowu się zeszła i chce być razem. Koleżanka - widząc moje zdziwienie - powiedziała mi wtedy: "Wiesz, okazało się, że z nikim mimo tych strasznych kłótni nie jest mi tak dobrze. Jemu zresztą też. Bardzo się kochamy".
To wtedy Ewelina zdała sobie sprawę, jakie uczucia żywi do Pawła. Wiedziała od dzieci, że jej były mąż nie ma nikogo. Z partnerką się rozstał, ponieważ ona chciała mieć dzieci, a on już nie. – Zadzwoniłam do niego i poprosiłam o spotkanie – wspomina. – Uznałam, że nie mam nic do stracenia, a duma, która do tej pory hamowała mnie przed tym ruchem, nie jest warta funta kłaków. Powiedziałam mu wprost. Że go kocham, że zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi go brakuje, jak wielką krzywdę mu wyrządziłam, jak niesprawiedliwa i samolubna byłam. Spodziewałam się, że rzuci mi się na szyję, że powie, że on też… Tymczasem Paweł powiedział, że potrzebuje czasu, że musi się nad tym zastanowić i że da mi znać.
Paweł przyszedł do byłej żony po tygodniu i powiedział: "Spróbujmy". Jak podkreśla kobieta, na początku było dziwnie, obco, w wielu momentach dziwnie, trudno. – Zaproponowałam terapię – mówi pielęgniarka. – To była najlepsza rzecz, jaką mogliśmy dla siebie zrobić, ponieważ mieliśmy okazje porozmawiać nie tylko o ostatnich kilku latach, kiedy nie byliśmy razem, ale także o tych, kiedy byliśmy. Dzięki temu teraz jest tak jak nigdy przedtem. Jest bardzo dobrze, planujemy na wiosnę ślub w Hiszpanii – dodaje z uśmiechem.
Drugie małżeństwo szczęśliwsze niż pierwsze?
Jak podaje amerykański serwis psychologytoday.com, z badań wynika, że 10-15 proc. par godzi się po rozwodzie, a około 6 proc. bierze ponownie ślub.
Zdaniem Joanny Popławskiej, kolejne małżeństwo tej samej pary może być szczęśliwsze, ponieważ osoby, które się na nie decydują, najczęściej nie przestały - mimo rozwodu - kochać partnera, chcą pracować nad związkiem, żeby wyeliminować błędy, które były przyczynkiem do kłótni i nieporozumień oraz wykazują się większą dojrzałością niż przed laty. – Nie bez znaczenia jest fakt, że takie osoby dobrze się znają i ponownie wchodząc z związek z byłym mężem czy żoną są znacznie mniej narażone na rozczarowania czy wygórowane oczekiwania – mówi specjalistka.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.