Pan Jacek wyprzedaje majątek, bo nie chce zwalniać pracowników. "Ja wciąż walczę"
Pandemia koronawirusa sprawiła, że ucierpiało wiele branż. Jednym z najbardziej dotkniętych obszarów gospodarki jest gastronomia. I choć restauratorzy robią, co mogą, aby utrzymać się na powierzchni, to coraz więcej lokali się zamyka. Pan Jacek z Lublina, chcąc uniknąć takiego losu, postanowił sprzedać majątek. "Za atrakcyjną ofertą stoi ludzki dramat" – pisze "Dziennik Wschodni".
Pan Jacek Abramowski to właściciel restauracji Sielsko Anielsko i Jezuicka 16 w Lublinie. Choć pandemia koronawirusa potężnie uderzyła w jego restauracje, nie zwolnił żadnego ze swoich pracowników. Chcąc im pomóc, zdecydował, że sprzeda swój dom i cały majątek...
– Wszyscy są w tej chwili na minimalnych pensjach, ale i na to nie mam pieniędzy – wyznał Abramowski w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim". Jak mówi mężczyzna, swoich pracowników zatrudnia od wielu lat, więc byłoby mu trudno się z nimi rozstać i zostawić ich bez pomocy – szczególnie w tak trudnym okresie. –To dobra i sprawdzona ekipa – mówi o podwładnych restaurator.
Mężczyzna sprzedał już obrazy. "Jacku, chce mi się płakać, że wysprzedajesz takie cuda. Nie mam sumienia tego udostępniać" – pisze na profilu mężczyzny jego znajoma.
Teraz pan Jacek postanowił, że wystawi także swój dom. Wszystko po to, aby ratować swoich pracowników...
– Nie zwolnię ludzi, bo jeśli to zrobię to już się nie otworzę – tłumaczy restaurator i dodaje, że choć wielu jego znajomych zdecydowało się zamknąć swoje restauracje, to on sam wierzy, że niebawem sytuacja się ustabilizuje i zarówno on, jak i jego pracownicy będą mogli wrócić do pracy. "Ja wciąż walczę" – zaznacza Abramowski.
Restaurator nie ukrywa, że ma żal do władzy o brak pomocy dla branży gastronomicznej. – Miałbym ochotę zanieść premierowi Morawieckiemu te 5 tys. zł, o których mówi, że uratuje przedsiębiorców i kazać mu utrzymać za to całą Radę Ministrów. Chciałbym dać każdemu ministrowi po 2 tys. zł, które oferują osobom zwolnionym z powodu epidemii i kazać im się za to utrzymać, płacąc normalnie rachunki i kupując jedzenie – powiedział rozgoryczony w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".