Blisko ludziPatrycja jest freeganką. "Weszłam do śmietnika i stanęłam jak wryta"

Patrycja jest freeganką. "Weszłam do śmietnika i stanęłam jak wryta"

Patrycja stara się ograniczyć konsumpcyjny styl życia, zakupy w sklepie. Jedzenia szuka też na śmietnikach
Patrycja stara się ograniczyć konsumpcyjny styl życia, zakupy w sklepie. Jedzenia szuka też na śmietnikach
Źródło zdjęć: © Instagram
Aleksandra Sokołowska

15.01.2021 11:09, aktual.: 03.03.2022 06:21

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Patrycja jedzenia szuka na śmietnikach obok marketów. Dla niej to nie tylko styl życia i troska o planetę. - Kiedyś na jedzenie wydawaliśmy 2100-2500 zł miesięcznie. Od kiedy jestem freeganką i "jeżdżę na skipy" wydaję 800-1000 zł na całą rodzinę. To o połowę mniej – mówi w rozmowie z WP Kobieta mama dwójki dzieci.

Aleksandra Sokołowska, WP Kobieta: Wyrzucamy jedzenie na potęgę. W Polsce marnuje się około 9 mln ton żywności rocznie. Dlaczego to przychodzi nam z taką łatwością?

Patrycja, freeganka: Sklepy są na każdym rogu, zakupy są bardzo szybkie. Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym. Dużo zarabiamy, łatwo wydajemy. Z jedzeniem jest tak samo: nie musimy dużo pracy włożyć w to, żeby je pozyskać, więc po prostu łatwo przychodzi nam wyrzucanie. Pamiętam czasy, kiedy moja babcia całowała chleb, który spadł jej na podłogę. A teraz? Wchodzę do śmietnika przy markecie i znajduję cały worek pieczywa, które nie sprzedało się w danym dniu. Jesteśmy narodem, w którym pieniędzy raczej nie brakuje. Stąd bierze się marnowanie.

Jak podchodzisz do przeterminowanej żywności? Znam wiele osób, które przeterminowany jogurt wyrzucają już następnego dnia po upływie terminu ważności.

Nie marnuje się jedzenia - tego byłam nauczona w domu. Nawet, jak jogurt czy śmietana są już po terminie, warto sprawdzić ich smak, kolor, konsystencję. Jeśli jest dobry, stoi w lodówce, to jest pełnowartościowy. Ja takie produkty po terminie jem, o ile mi smakują. Wiele osób do mnie pisze, że produkty po terminie wyrzuca, daje psu czy kotu. Dla mnie to oczywiste, że nadają się do jedzenia. Studiowałam biotechnologię, miałam zajęcia z produkcji żywności, wiem, jak jest terminowana żywność, te podstawy warto znać. Można poczytać o tym w sieci, a później po prostu samemu spróbować.

Jak funkcjonują freeganie?

Freeganizm jest ruchem, w ramach którego ja wyodrębniłabym trzy różne grupy. Są ludzie zakręceni na punkcie ekologii, dbania o planetę, więc freeganizm jest im po drodze. Wśród nich są też tacy, którzy tylko i wyłącznie żywią się jedzeniem znalezionym na śmietniku. Niektórzy na freeganizm przechodzą ze względów finansowych. Dla domowego budżetu to spora oszczędność. Są też osoby takie jak ja, pośrodku tego wszystkiego. U mnie freeganizm stał się pewnym sposobem na życie, zajawką. A jeśli można jeszcze zadbać o planetę i ograniczyć marnowanie jedzenia, to dlaczego tego nie robić?

Dla mnie ważny jest też element budowania społeczności. Dzielę się tym, co znajdę w śmietniku z sąsiadami, z rodziną. Ostatnio przywiozłam worek bananów, duży, bo sięgał mi do pasa. Wzięłam cały i rozdzieliłam po sąsiadach. Tym samym robię coś dla planety. Jeśli te banany przeleciały pół świata, żeby trafić na półkę sklepu, w którym robię zakupy, a lądują w koszu, bo mają delikatne plamki, to uważam, że to jest skandal. Sąsiedzi dostali ode mnie cały karton karmy dla kota. Była przeterminowana o kilka dni. Byli bardzo zadowoleni.

Jak to się stało, że zaczęłaś być freeganką?

Już wiele lat temu słyszałam o tym ruchu. Ale w moim odczuciu ta postawa jest stygmatyzowana. Ludziom kojarzy się to raczej z osobami bezdomnymi, w złej sytuacji finansowej. Coś w stylu: "Nie ma pieniędzy, je produkty, które znajdzie w śmietniku". Mnie też grzebanie wydawało się obleśne. Pierwsza myśl: odrzucenie. Ale latem trafiłam na artykuł o freeganach w Berlinie, zainteresowało mnie to.

Zaczęłam się zastanawiać, jak to wygląda w Polsce. Mieszkam pod Warszawą, postanowiłam sprawić w jednym z marketów. To był impuls. Pojechałam na tzw. skip, czyli po jedzenie do śmietnika. Bałam się wtedy strasznie. Nogi mi się trzęsły. Myślałam, że ktoś mi zwróci uwagę, źle o mnie pomyśli. Weszłam do śmietnika i znalazłam karton pełen winogron. Byłam w szoku. Wzięłam kiść i uciekłam.

Podczas drugiej wizyty w śmietniku zajrzałam do środka i stanęłam jak wryta. Zastanawiałam się, czy pomyliłam śmietnik z punktem dostaw sklepu. To był pierwszy raz, kiedy spotkałam też pracowników. Obawiałam się ich reakcji, ale powiedzieli: "w razie czego nie widzieliśmy pani". Wzięłam kilka rzeczy i to mi dało do myślenia. Czułam smutek, rozerwanie wewnętrzne. Jak to jest, że w śmietniku leży tyle jedzenia? Przecież można byłoby wyżywić tym kilka rodzin. I to przez tydzień.

Masz swoje stałe miejsca, do których często jeździsz po jedzenie?

Jeżdżę do różnych okolicznych sklepów, głównie są to dyskonty. Tak się wkręciłam w freeganizm, że do sklepowego śmietnika jeżdżę przynajmniej raz w tygodniu. Zazwyczaj mam listę rzeczy do zabrania. Nigdy nie wchodzę najpierw do sklepu na zakupy. Zaczynam od śmietnika w markecie, który zazwyczaj jest gdzieś na tyłach sklepu, przy punkcie dostaw. Jak już wiem, co jest w śmietniku i co mi się przyda, wtedy wchodzę na zakupy do dyskontu.

Produkty, które Patrycja znalazła w śmietniku obok dyskontu
Produkty, które Patrycja znalazła w śmietniku obok dyskontu© Archiwum prywatne

Spotkała cię kiedyś nieprzyjemna sytuacja podczas "skipowania"?

Raz było dość nieprzyjemnie. Pracownica sklepu zobaczyła mnie w śmietniku, a było około północy, więc ciemno, zatrzymała mnie tam i nie chciała puścić. Powiedziała, że idzie po kierownika i on zdecyduje czy wzywać policję. Zapytałam jej, co powie policji. Że ukradłam banany ze śmietnika? Jej szef nawet się tym nie przejął. Pracownica wypuściła mnie. W takich sytuacjach chodzi o przychylność pracowników marketów.

99 proc. moich wrażeń jest dobrych. Pracownicy sklepów są dla mnie uprzejmi, nie przeganiają mnie. Zdarza się też, że gdy mnie zobaczą, mówią: "o, to pani, zaraz doniesiemy nowe produkty, bo mamy już naszykowane kolejne skrzynki". To fajne podejście. Sami nie mogą wziąć tych produktów, wiedzą, że jeśli ktoś taki jak ja je weźmie, to się nie zmarnuje.

Zawsze jestem miła i kulturalna dla obsługi sklepu. Zostawiam po sobie porządek w śmietniku, nawet jeśli zastanę tam bałagan.

Co najczęściej jest twoim łupem?

Banany, sałaty paczkowane, pieczywo, papryka, jabłka i awokado. W dalszej kolejności inne warzywa i owoce – a w śmietniku można znaleźć wszystkie. Biorę tylko to, co zjemy i lubimy. Zabieram też produkty dla sąsiadów.

Ostatnio wymyślałam sobie na obiad kurczaka ze szpinakiem. W domu miałam tylko makaron. Pojechałam do dyskontowego śmietnika i znalazłam, to co było mi potrzebne. Paczka szpinaku z lekko uszkodzonym opakowaniem, śmietana, której data ważności mijała tego właśnie dnia. Dokupiłam tylko kurczaka. Obiad gotowy!

Czego nigdy nie weźmiesz ze śmietnika?

Nie ma takiej rzeczy. Z mięsem i rybami trzeba uważać, ale to są produkty, które szybko można "wyczuć". Jakiś czas temu wzięłam sporo schabu i łososia wędzonego. Na miejscu otworzyłam opakowanie i powąchałam, było w porządku. Takich paczek było tam pięć. Podobnie z łososiem wędzonym. Znalazłam 15 opakowań. Proszę wziąć pod uwagę, że jedno opakowanie kosztuje około 10 zł. Biorę też kiełbasę. Dużo osób mnie pyta: jak sprawdzić, czy coś jest dobre. Mówię: spróbować, powąchać, sami będziecie wiedzieć.

Zdjęcia pochodzą z Instagrama Patrycji instagram.com/kids_busters/
Zdjęcia pochodzą z Instagrama Patrycji instagram.com/kids_busters/

Wspomniałaś, że freeganizm to duża oszczędność. Jak to wygląda w twoim domowym budżecie?

Ja jestem człowiekiem-tabelką, więc wiem, ile wydaję, mam wszystko podzielone na kategorie. Oszczędność na "skipowaniu" jest dość duża. Kiedyś na jedzenie wydawaliśmy 2100-2500 zł miesięcznie. Od kiedy jestem freeganką i "jeżdżę na skipy" wydaję 800-1000 zł miesięcznie dla całej rodziny. To o połowę mniej.

Czy "skipowanie" jest legalne? Złapała cię kiedyś policja?

Konsultowałam to z prawnikiem i w teorii łamiesz prawo, bo bierzesz coś, co nie jest twoją własnością, ale w praktyce, ten produkt przecież jest wyrzucany na śmietnik, więc nie jest komuś potrzebny. Jest to czyn o niskiej szkodliwości społecznej. Mnie policja nigdy nie zatrzymała, słyszałam, że to się zdarza i freeganie muszą się czasem tłumaczyć przed funkcjonariuszem, ale kończy się to pouczeniem.

Czy bliskie osoby miały problem z zaakceptowaniem faktu, że przywozisz do domu jedzenie ze śmietników?

Raczej nie. Mój mąż na początku "skipowania" trochę się ze mnie śmiał. Próbował zgadywać: czy np. kanapki, które zrobiłam, są z produktów znalezionych na śmietniku. Ale nie ma możliwości, żeby to rozpoznać. Raz w tygodniu robię paczkę z produktów, które znajdę na śmietniku dla mamy i jej wysyłam. Dzielimy się też z mamą mojego męża.

Zdarza się, że znajomi nie dowierzają. Część osób nie chce, żebym o tym opowiadała. Są też takie, które od razu by spróbowały. Wiem, że ten temat wywołuje sporo kontrowersji. Ale jedzenie ze śmietnika to nie są obierki, ogryzki i odpadki. To jedzenie jest normalne, takie, jak można znaleźć na sklepowej półce. Mało tego. Znajomi, których zapraszamy do domu na posiłki, nigdy nie narzekają. Wiedzą, co jedzą i im to smakuje.

Masz dwójkę dzieci, czy one też jedzą posiłki z produktów, które znajdziesz w śmietniku?

Oczywiście. Mam dwóch synów: starszy ma dwa lata, młodszy 9 miesięcy. Nie mam w lodówce oddzielnych produktów dla dzieci. Nie dałabym dziecku czegoś, czego nie zjadłabym sama. Np. dla dzieci gotuję dużo zup. Włoszczyzny ze śmietnika mam poporcjowanej tyle, że starczy mi na pół roku. W naszym garażu stoi ogromna zamrażarka, więc nic się nie marnuje. Muszę też podkreślić, że jeszcze nigdy się nie zatruliśmy (śmiech).

Śniadanie, które Patrycja przygotowała z produktów znalezionych na śmietniku
Śniadanie, które Patrycja przygotowała z produktów znalezionych na śmietniku© Archiwum prywatne

Często widzisz ludzi bezdomnych, którzy poszukują jedzenia w śmietnikach?

Nie. A zaznaczam, że jeżdżę regularnie. Od lipca 2020 roku tylko raz spotkałam osobę bezdomną. Zdarzyło się, że ktoś zarzucił mi, że zabieram możliwość znalezienia jedzenia bezdomnym. Jedzenia jest tyle, że to nie jest tak, że komuś zabieram. Takie myślenie jest absurdem. Nie mam gwarancji, że akurat bezdomny przyjdzie do tego śmietnika i weźmie to co ja.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (679)