Paulina od tygodni nie widzi córki. "Każda minuta jej życia jest na wagę złota, a jest nam to odbierane"
- Od kilku dni dostajemy od pielęgniarek maila ze zdjęciami Poli i krótkim opisem co u niej. To jest w takiej formie jakby do nas mówiła – mówi Paulina. Jej córka ma sześć miesięcy i przebywa na Oddziale Intensywnej Terapii. - Tracimy te resztki dnia, które nam zostały. Nikt nam tego nie odda – dodaje młoda mama.
27.03.2020 | aktual.: 31.03.2020 22:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Izolacja dziecka od rodzica powoduje ogromny stres i może spowolnić proces zdrowienia. W związku z pandemią koronawirusa, niektóre szpitale zdecydowały się na wprowadzenie zakazu przebywania rodziców i opiekunów prawnych wraz z dziećmi na oddziałach pediatrycznych, co spotkało się z ogromną krytyką opinii publicznej i interwencją Rzecznika Praw Dziecka. W rezultacie zakaz cofnięto.
Są jednak tacy rodzice, jak pani Paulina, którzy ze względu na stan zagrożenia życia dziecka i ryzyko zakażenia, bezwzględnie nie mogą ich odwiedzać. Choć przed wybuchem pandemii było to możliwe. Tracą cenne chwile, które mogą się nigdy nie powtórzyć.
Anna Podlaska WP Kobieta: Dlaczego nie widziałaś córki od tygodni?
Paulina, matka Poli: Pola przebywa na Oddziale Intensywnej Terapii. Na początku marca widywaliśmy córkę regularnie. Przychodziliśmy z mężem na oddział. Z czasem, jak koronawirus zaczął się rozprzestrzeniać, odwiedziny zostały ograniczone. Najpierw mogliśmy wchodzić na salę do córki osobno. Aż w końcu, 11 marca, odwiedziny zostały zakazane.
Jak to odebrałaś?
Spodziewaliśmy się z mężem, że taki dzień nadejdzie. Mimo wszystko, to był szok. Tuż przed zakazem odwiedzin dostaliśmy druzgocącą informację o stanie zdrowia Poli. Wdała się infekcja, która omal nam jej nie zabrała. Od tego czasu siedzieliśmy w szpitalu ile tylko mogliśmy, bo nie wiedzieliśmy, co kolejny dzień przyniesie. Nagle zostaliśmy odcięci od kontaktu z córką, w takim niepewnym momencie. Siedzieliśmy w domu przerażeni, jak na szpikach. Baliśmy się każdego telefonu.
Czyli teraz o stanie zdrowia Poli jesteście informowani przez telefon?
Na początku tak. Od kilku dni, dostajemy od pielęgniarek maila razem ze zdjęciami Poli i krótkim opisem. To jest w takiej formie jakby ona do nas mówiła co u niej słychać, ile dostaje mleczka, ile waży, co ciekawego się w ciągu dnia wydarzyło, jakie bajki czytały ciocie, czyli pielęgniarki. Na to możemy teraz liczyć. Kilka zdjęć i parę zdań. Niewiele i tak wiele. To wspaniała inicjatywa szpitala.
W środę, jak mąż zawoził mleko na oddział, dostał informację, że czeka na nas przesyłka. Pielęgniarki wpadły na genialny pomysł. Dostaliśmy odcisk stópki i rączki naszej córeczki, opatrzone karteczką z podpisem. Wspaniały gest.
26 marca Pola skończyła sześć miesięcy.
Tak. Nie sądziłam, że nie będę miała możliwości tego dnia celebrować. Nikt nie przewidział tej sytuacji z zakazem odwiedzin. Gdyby pani zadzwoniła wczoraj, nie mogłybyśmy swobodnie porozmawiać. Za dużo emocji we mnie tego dnia było.
Jak sobie radzisz?
Ciężko się funkcjonuje. Dla starszego synka staramy się trzymać z mężem jak najlepiej. Gdyby nie on, byłabym w totalnej rozsypce. Aktualnie dla niego staram się swoje uczucia maskować. W głębi serca jest jednak ogromny żal, smutek i strach, też przed tym, jak długo to potrwa. Cały czas się czuje jakby przygniatał mnie ogromny kamień. Tęsknota z każdą chwilą rośnie do ogromnych rozmiarów.
My jako rodzice mamy takie uczucie bezsilności. Świadomość, że nic nie możemy zrobić, oprócz tego że dzwonimy i pytamy o córkę.
Co dolega Poli?
Urodziła się jako wcześniak w 33. tygodniu. Już w ciąży wiedzieliśmy o wielu wadach wrodzonych. Każde badanie prenatalne odkrywało nowe karty i niestety przegrywaliśmy w tę grę. Prognozowano nam wiele nieprawidłowości w rozwoju naszej córeczki.
Pola ma hipoplazję móżdżku, poszerzone komory boczne mózgu, wodogłowie normotensyjne, kilka nieprawidłowości w budowie mózgu, rozszczep podniebienia, stopy końsko-szpotawe i... nie oddycha samodzielnie. Od urodzenia oddycha za nią respirator. Jest karmiona sondą.
Czy Pola jest świadoma tego, co się wokół niej dzieje?
Nie do końca. Dodatkowo przez to pogorszenie, które nastąpiło na początku marca, długo spała, nie było z nią kontaktu. Zastanawiam się też, czy gdybym mogła być obok, ona nie doszłaby szybciej do siebie. Mogłabym częściej czytać jej książeczki, chwycić za rączkę, może mogłabym jakoś pomóc. Pielęgniarki nie są w stanie poświęcić się jednemu, konkretnemu dziecku. A ta bliskość jest ważna. A teraz nie ma możliwości, bo jest ten zakaz. W naszej sytuacji każda minuta jest na wagę złota. A jest nam to odbierane.
Czuje pani ma do kogoś żal za to?
Wiem, że nie możemy nikogo obwiniać, ale czujemy żal i niesprawiedliwość do całego świata, że przez sytuację cenne chwile są nam odbierane. Tracimy te resztki dnia, które nam zostały. Nikt nam tego nie odda.
Psycholog i psychoterapeuta dziecięcy, dr Anna Szczepaniak z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, zauważa, że w sytuacji w jakiej znalazła się Paulina, najważniejsze jest to, aby wyposażyć się w siłę, pomyśleć o sobie i poszukać wsparcia. – To ważne, bo gdy rozłąka się skończy, sama musi mieć siłę, aby w pełni mogła zaangażować się w opiekę nad córką. Nie obarczona pewnymi stanami psychicznymi jak np. dezorganizujący lęk o jej życie – powiedziała psycholog.
Bliskość rodziców gwarantem bezpieczeństwa
Ekspertka odniosła się również do pomysłu wprowadzenia zakazu przebywania rodziców i opiekunów prawnych wraz z dziećmi na oddziałach pediatrycznych. Zaznaczyła, że trauma związana z rozłąką może rzutować na całym życiu dziecka. Podkreśliła również, że jak pandemia koronawirusa się skończy, to w przypadku takich działań, pojawią się kolejne rany, ale już w ludzkiej psychice.
– Warto pamiętać, że każdy z nas w sytuacji dużego stresu próbuje się chronić. Dzieci potrzebują bliskości rodziców, bo to oni są gwarantem bezpieczeństwa. Zabiegany i zapracowany pracownik służby zdrowia nie da tego poczucia spokoju co rodzic – mówi w rozmowie z WP Kobieta dr Szczepaniak. – Nieobecność rodziców przy dziecku może również doprowadzić do pewnej mechanizacji procesów medycznych. Personel, chociażby najlepszy, nie znajdzie na tyle czasu, aby uważnie być przy dziecku i wytłumaczyć np. zasadność pewnych zabiegów – dodaje.
O opinię w sprawie odwiedzin rodziców na oddziałach, gdzie hospitalizowane są ich dzieci, zapytaliśmy prof. dr hab. Krzysztofa Pyrcia z Pracowni Wirusologii Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Tu nie chodzi o nasze zdrowie. Tu nie chodzi o taki partykularny interes pojedynczej osoby. Tylko chodzi o to, że te próby, które teraz są czynione przez wszystkich właściwie, mają na celu zmniejszenie fali zachorowań, która nadejdzie prędzej czy później, czyli liczby osób chorych, która w jednym momencie będzie potrzebowała lekarza – mówi ekspert. – Jeżeli ta fala przekroczy pewną granicę, to służba zdrowia jej nie utrzyma – dodaje profesor.
– Pojawia się pytanie, czy można przedkładać interes jednostki nad dobro nas wszystkich. Jak trzymam dystans to nie dlatego, że ja się nie chce zarazić, tylko dlatego, że nie chcę zarazić innych – tłumaczy wirusolog. – Sytuacje rodziców i dzieci w szpitalach są trudne. Ja zwracam tylko uwagę na aspekt, którego czasami nie widać, z punktu widzenia pojedynczej osoby – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl