Blisko ludziPiękne kobiety i imprezy w oparach alkoholu. Tak bawiła się mafia

Piękne kobiety i imprezy w oparach alkoholu. Tak bawiła się mafia

Do ich klubów ustawiały się długie kolejki. To w tych miejscach handlowano nielegalnymi używkami, a każdy szemrany interes był załatwiany pod stołem. Choć lokale nie do końca cieszyły się dobrą sławą, nie mogły narzekać na brak klientów. Wieczory spędzone w towarzystwie pięknych kobiet, podczas których alkohol lał się strumieniami, nie były żadną wyjątkową atrakcją. To właśnie w nocnych klubach toczyło się życie męskiego świata mafii – w tym środowisku kobiety pełniły rolę drugoplanową.

Piękne kobiety i imprezy w oparach alkoholu. Tak bawiła się mafia
Źródło zdjęć: © East News
Kamila Żyźniewska

09.03.2016 | aktual.: 27.04.2016 13:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Złote czasy prohibicji

Lokalne meliny, sekretne bary, tajne pijalnie i kontuary w prestiżowych restauracjach – takich miejsc w Nowym Jorku lat 20. było około 200 tysięcy. Utrzymanie nielegalnych placówek nie należało do najłatwiejszych zadań i wymagało bardzo skomplikowanych operacji przemytniczych. A wszystko zaczęło się 16 stycznia 1920 roku, kiedy do Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki wpisano Poprawkę XVIII, czyli ustawę o prohibicji, zakazującą sprzedaży, produkcji i spożywania alkoholu. Kto został przyłapany z drinkiem w ręku, ten stawał przed sądem, a w nieco poważniejszych przypadkach kończył nawet w więzieniu. Cel był tylko jeden – otrzeźwić Amerykanów, którzy stosując się do nowego trybu życia, staną się bardziej odpowiedzialnymi obywatelami i lepszymi pracownikami, cieszącymi się dłuższym zdrowiem. Ale jak wiadomo, zakazany owoc smakuje najlepiej, a od ludzi nie można wymagać z dnia na dzień zmiany swoich przyzwyczajeń. Kiedy jeszcze takie zakazy zbiegły się w czasie z rewolucją obyczajową, nic nie mogło pójść
sprawnie i gładko.

I tak Nowy Jork stał się polem walki „suchych”, czyli zwolenników prohibicji, z wielbicielami mocniejszych trunków, których nazywano „mokrymi”. Ten konflikt nie umknął uwadze pewnej grupy - w końcu, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Sytuacja, która spotkała Amerykę, otworzyła przede wszystkim wiele możliwości lokalnym gangsterom. Skoro ludzie chcieli pić, trzeba im było stworzyć do tego miejsce. Ponieważ takie placówki nie mogły funkcjonować legalnie, wypadało wejść w układy z urzędnikami i policją, a takich z pewnością nie brakowało członkom mafii.

I tak Nowy Jork zaczął po cichu tonąć w morzu alkoholu i korupcji. Na wodzie utrzymywały się za to należące do gangsterów hurtownie alkoholu, zwane „rum rows” – w pełni legalne, bo stacjonujące poza strefą ekonomiczną, w miejscach, do których przybywały łodzie motorowe przemytników. Tym sposobem grupy przestępcze rosły w siłę, stając się potęgą wysokoprocentowego przemysłu.

Wraz z wybuchem rewolucji obyczajowej, na mapie Nowego Jorku pojawiało się coraz więcej klubów. Nastała również era jazzu, nowoczesnej i wyzwolonej muzyki, o której mawiano, że jest niemoralna i „tak samo trująca jak whisky”. Taka atmosfera bardzo sprzyjała otwieraniu miejsc, w których można było bawić się przy alkoholu. Jednym z najsłynniejszych w tamtym czasie klubów był owiany już legendą Cotton Club przy Sto Czterdziestej Drugiej Ulicy, którego właścicielem był angielski przemytnik i gangster, Owney Madden, jeden z najbardziej brutalnych nowojorskich przestępców. W słynnym klubie występowali czarnoskórzy artyści, a na widowni mogli zasiadać tylko biali obywatele. Najazdy policji na modne miejsce w Harlemie zdarzały się naprawdę rzadko, to w nim oddawano się tańcom do zakazanej muzyki, popijano alkohol i dopinano gangsterskie interesy. W Cotton Clubie występowały największe nazwiska – Duke Ellington, Fletcher Henderson, Count Basie, Louis Armstrong, Irving Berlin, Jimmy Durante czy Mae West.

Dobrze prosperował również Stork Club, jedna z najmodniejszych melin na Zachodniej Pięćdziesiątej Ósmej Ulicy, miejsce założone przez braci Billingsley, przemytników z Oklahomy. Na brak gości nie narzekał również 300 Club, którego właścicielką była Texas Guinan, dziewczyna Lary’ego Faya, tragicznie zmarłego przemytnika whisky. Nazywano ją Tex i była prawdziwą legendą. Do bywalców klubu zuchwale krzyczała „Hello suckers!”, skutecznie przyciągała uwagę swoim specyficznym sposobem bycia i wyzywającym wyglądem, którego podstawą zawsze było futro i mnóstwo biżuterii. I tak, kluby, gdzie sprzedawano alkohol rosły jak grzyby po deszczu, stając się podstawą zarobków nowojorskiej mafii.

W czasach prohibicji eleganckie damy nie miały nic przeciwko kolacjom w towarzystwie gangsterów. Niektórym z nich imponowały władza i siła lokalnych przestępców. Co więcej, przebywanie w ich otoczeniu bardzo im pochlebiało. Podobno na jednym z wytwornych przyjęć wianuszek dziewcząt otoczył słynnego gangstera „Lucky’ego” Luciano, który został zasypany przez nie pytaniami na temat strzelania z broni palnej. „Z szeroko otwartymi oczami słuchały mnie jak gwiazdora, jak Douglasa Fairbanksa. Im więcej mówiłem, tym większe wzbudzałem zainteresowanie” – cytuje wypowiedź przestępcy Anka Muhlstein („Manhattan: Niezwykła historia Nowego Jorku od czasów Indian do roku 2000”). Przez tego rodzaju historie legenda gangsterów rosła w siłę, a z czasem została ona utrwalona w wielu filmowych produkcjach. Popularność filmów o mafii sprawiła, że niektórzy zapomnieli o tym, że wyidealizowany wizerunek fikcyjnych postaci niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Krwawe porachunki, brutalne jatki, hazard i prostytucja były ich
codziennością.

Tak właśnie czasy prohibicji, zamiast utrzymywać Amerykanów w trzeźwości, jeszcze bardziej sprzyjały pijaństwu i przestępstwom. Poprawka XVIII została odwołana przez Kongres dopiero 5 grudnia 1933 roku. Nie oznaczała ona jednak końca interesów gangsterskiego światka.

Życie w cieniu męża

Piękne kobiety były obecne w życiu mafii nie tylko w czasach prohibicji, podczas wieczorów spędzanych w nocnych klubach i na przedstawieniach burleskowych. Aspirujące aktorki, młode tancerki, panie do towarzystwa pojawiały się i znikały. W mafijnym świecie przypadła im rola drugoplanowa, o czym doskonale wiedziały już na samym początku, kiedy wiązały się z gangsterami. Ich pozycję w męskim środowisku świetnie ilustrują zasady panujące w Cosa Nostra, organizacji przestępczej działającej w Stanach Zjednoczonych, wzorowanej na tradycjach sycylijskiej mafii. Otóż żony mafiosów za specjalne przywileje i szacunek musiały zapłacić wysoką cenę. Markowe ubrania, drogie samochody i luksusowe wakacje raczej nie były bezinteresownymi podarunkami od męża. Małżonka była zmuszona zaakceptować wszystkie kochanki swojego mężczyzny (promiskuizm był uważany w środowisku mafii za oznakę męskości, a gangster, który nie miał kochanki, budził wiele podejrzeń wśród kolegów), jednak sama musiała być wierna. Gdy dopuściła się zdrady,
spotykała ją śmierć. Kiedy nie potrafiła tolerować kochanek męża i nie była w stanie poskromić swoich emocji, nazywano ją „puttana” (po włosku prostytutka). Żony bossów Cosa Nostry doskonale wiedziały, że piątkowe wieczory należą do kochanek, a sobota jest dniem, który spędzają wspólnie ze swoim mężczyzną.

Diwa kamorry

Nie wszystkie kobiety gangsterów siedziały grzecznie w domach i czekały z ciepłym obiadem na mężów. Niektóre z nich zdecydowanie odbiegały od stereotypu przykładnej włoskiej małżonki, do której zajęć należą jedynie dbanie o gospodarstwo domowe oraz wychowywanie dzieci. Zupełnie inną rolę przyjęła jedna z najsłynniejszych „dam kamorry” - Assunta Maresca.

Nazywano ją „Laleczką” (z włoskiego „Pupetta”). Jej pseudonim był jednak zwodniczy, bo piękna i atrakcyjna dziewczyna niewiele miała wspólnego z niewinnością i słodyczą. Zanim wstąpiła w szeregi Camorry, jednej z najpotężniejszych organizacji przestępczych we Włoszech, zdobywała nagrody w konkursach piękności. Podczas wyborów miss Rovegliano, małej miejscowości obok Neapolu, uroda 19-latki zachwyciła nie tylko członków jury, ale również Pasquale’a Simonettiego, bossa neapolitańskiej mafii. To właśnie wtedy spotkanie tej dwójki zaowocowało miłością, która wkrótce zaprowadziła ich do ołtarza, w kwietniu 1955 roku. Małżeńskie pożycie nie trwało długo, bo już kilka tygodni po ślubie Pupetta została wdową.

Jej mąż został zastrzelony przez Gaetano Orlando, na zlecenie mafiosa Antonio Esposito. Nazwisko sprawcy zbrodni Simonetti zdążył wyjawić żonie na łożu śmierci. Wówczas jeszcze nikt nie przypuszczał, że młoda Pupetta, będąca wtedy w szóstym miesiącu ciąży, jest zdolna do krwawej vendetty. Zrozpaczona i bezradna dziewczyna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, wsiadła do samochodu i wybrała się w podróż do Neapolu na spotkanie z Esposito. Ze swojej torebki wyciągnęła rewolwer Smith & Wesson 38 i wpakowała cały magazynek w brzuch oprawcy męża.

Kiedy została złapana, powiedziała, że nie żałuje popełnionej zbrodni, a jedyną sytuacją, której wówczas się obawiała, było to, że chybi. „Zrobiłabym to ponownie!” – zadeklarowała podczas przesłuchania, zaskakując wszystkich swoim szczerym wyznaniem na sali sądowej. Została skazana na 18 lat więzienia, choć później karę skrócono do 13 lat i czterech miesięcy.

Sprawa spotkała się z rozgłosem. Gazety nazwały ją „diwą zbrodni”, a pewien muzyk skomponował nawet piosenkę na jej cześć – „La legge d'onore”. Tak oto zrodziła się legenda Pupetty Mareski, mściwej dziewczyny o twarzy anioła, która z miłości jest w stanie dopuścić się poważnego przestępstwa. Co najbardziej zaskakujące, temperament „Laleczki”, zamiast odstraszać, przysparzał jej wielu zalotników. Posypały się propozycje matrymonialne, jednak kolejną miłość Pupetta poznała dopiero tuż po odsiedzeniu wyroku. Gustu do kochanków nie zmieniła, gdyż jej wybrankiem został włoski mafioso, Umberto Ammaturo.

Maresca i tym razem nie stała grzecznie w cieniu małżonka. Co więcej, była regularną bohaterką pierwszych stron włoskich gazet, celebrytką, która dzięki swojej atrakcyjności odciągała uwagę mediów od szemranych interesów Ammaturo. Gdziekolwiek się nie pojawiła, skutecznie przykuwała uwagę dziennikarzy. Na jednej z konferencji prasowych w 1982 roku zaprezentowała się „w obcisłej, czarnej kreacji ze skóry, obrzeżonej niesłychanie wulgarnym futerkiem, z bluzką koszulową wyzywająco niedopiętą na piersiach i szalu w lamparcie cętki wokół szyi” – relacjonował dziennikarz Sergio De Gregorio. To właśnie wtedy wygłosiła odważną mowę, że jeśli ktokolwiek zbliży się do jej rodziny, odpłaci mu tym samym. Obecnie „dama kamorry”, jedna z najbardziej wpływowych kobiet mafii, żyje samotnie w Sorrento. Być może wiedzie spokojne życie we włoskim kurorcie, choć nigdy nie wiadomo, czy wciąż nie pociąga za jakieś sznurki w przestępczym światku.

Pruszkowska Planeta

Inwestycje gangsterów w ekskluzywne nocne kluby występowały również na polskim podwórku. Takie interesy w latach 90. były najlepszym sposobem na zalegalizowanie zysków z przestępczości. Do najsłynniejszych miejsc należała oczywiście warszawska dyskoteka Planeta (obecnie budynek kojarzy się z muzycznym klubem Progresja), założona w 1997 roku przez jednego z członków pruszkowskiego gangu – Jarosława Sokołowskiego, zwanego „Masą”.

Jak opowiadał w książce „Masa o kobietach mafii”, Planeta była „(…) jaskinią rozpusty, do której chciał wejść prawie każdy i dla nikogo nie było to powodem do zażenowania. Warszawa końca lat 90., podobnie jak pół zamożniejszego świata, chciała się bawić i Pruszków zorganizował dla niej rozrywkę na miarę Londynu, Nowego Jorku, a nawet - Moskwy. Dyskoteka przyciągała jak magnes piękne kobiety - i te, które występowały na scenie, i te, które odgrywały swoje role na zapleczach".

Trzypoziomowa Planeta zwracała na siebie uwagę niespotykanym dotąd rozmachem, dzięki czemu nie ustępowała w niczym najlepszym europejskim klubom. To tu odbywały się negocjacje dotyczące wyborów miss Polski oraz domykały się wszystkie szemrane biznesy. - Jeździliśmy po naszym pięknym kraju i delektowaliśmy się urodą jego mieszkanek. Ci, którzy pamiętają modę końca lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych, wiedzą, jak wyglądały ówczesne laski wzorujące się na takich gwiazdach jak Sabrina czy Samantha Fox. Tlenione na blond włosy, mocny makijaż, duże dekolty, złoto na rękach i na szyi, pomalowane dziesięciocentymetrowe paznokcie, szpilki… Ciało wysmażone w solarium – musowo. Samym swoim wyglądem laski krzyczały: bierz mnie, jestem gotowa! I my je braliśmy. W każdej ilości – opowiadał „Masa”.

Wokół imprez w stołecznej dyskotece powstały już legendy. W klubie gościły takie sławy jak koszykarz Chicago Bulls – Dennis Rodman, byłe członkinie zespołu Spice Girls, muzycy z Modern Talking czy syn Muammara Kaddafiego.

Wrażeniami z nocy spędzonej w warszawskim klubie dzielili się ze swoimi czytelnikami zagraniczni dziennikarze, a wśród stałych bywalców modnej dyskoteki nie brakowało również polskich celebrytów. Czasy świetności tego miejsca dobiegły jednak końca. Czy historie z warszawskiej Planety to w większości miejska legenda? O tym z pewnością wiedzą jej regularni goście.

Źródła:

Ewa Winnicka, „Nowy Jork zbuntowany. Miasto w czasach prohibicji, jazzu i gangsterów”,

Anna Muhlstein, „Manhattan: Niezwykła historia Nowego Jorku od czasów Indian do roku 2000”.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)