Blisko ludziPolacy oburzeni pomysłem krakowskiej spółdzielni. Spokojnie, Niemcy czy Szwajcarzy mają znacznie gorzej

Polacy oburzeni pomysłem krakowskiej spółdzielni. Spokojnie, Niemcy czy Szwajcarzy mają znacznie gorzej

Polacy oburzeni pomysłem krakowskiej spółdzielni. Spokojnie, Niemcy czy Szwajcarzy mają znacznie gorzej
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Klaudia Stabach
07.10.2019 16:05, aktualizacja: 09.10.2019 09:31

Internet kpi z członków rady nadzorczej spółdzielni "Podwawelska", którzy poprosili mieszkańców o niekorzystanie z głośnych sprzętów po godz. 19. Tymczasem dla Polaków na obczyźnie to pikuś. - Ubijam kotlety w powietrzu. Wkładam je do foliowej torebki, podnoszę i uderzam - mówi Ewa mieszkająca w Berlinie.

Na początku października kilkuset mieszkańców Krakowa z osłupieniem czytało wiadomość od rady nadzorczej spółdzielni. Zgodnie z nowymi zasadami nikt nie może włączyć pralki ani innego głośnego sprzętu AGD po godzinie 19, a w soboty już po godzinie 16. Zakaz wynika rzekomo z troski o spokój wszystkich mieszkańców, jednak wielu z nich przyznaje, że dopiero teraz zaczną się problemy.

Zakaz wprowadzony przez spółdzielnię "Podwawelska" stał się viralem w sieci i zyskał miano bareizmu. Internauci kpią i zastanawiają się, jak teraz będzie wyglądała rzeczywistość mieszkańców. "Pracuję do godz 17. Przedarcie się przez korki zajmuje mi prawie godzinę. Po pracy często robię zakupy spożywcze i siłą rzeczy zabieram się za domowe obowiązki dopiero po 19. Nie wyobrażam sobie życia w tamtym bloku" – twierdzi Marzena, której sytuacja jest znana wielu innym Polakom.

"Kto chodzi spać o godzinie 19? To jest pora, gdy zdecydowana większość, albo przygotowuje obiad na następny dzień, albo odpoczywa przed telewizorem. Bardziej irytujące są hałasy tuż po 7 rano. Nie każdy jest już wtedy na nogach" – pisze Paweł, kolejny komentujący.

Pomysł członków rady nadzorczej okazał się nie do końca trafiony, ponieważ narusza prawo własności, które dotyczy swobodnego korzystania z mieszkania. W polskim kodeksie wykroczeń nie ma pojęcia ciszy nocnej. Istnieje jedynie przepis art. 51 § 1 w brzmieniu: "Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny". Powyższy przepis nie precyzuje, w których godzinach obowiązuje bezwzględny zakaz tych praktyk, dlatego spółdzielnie mieszkaniowe same ustalają przedział czasowy. Jednak powinien być on dostosowany do realiów życia. Jeśli jest inaczej, można skierować sprawę do sądu.

Jak podają niektóre media, członkowie rady nadzorczej spółdzielni "Podwawelska" już wycofali się ze swojego pomysłu. Od rana bezskutecznie próbowaliśmy się z nimi skontaktować.

Niemiec ma gorzej

Tymczasem okazuje się, że przeciętny mieszkaniec polskiego bloku wcale nie ma tak bardzo pod górkę, jak nam się wydaje. W Niemczech prawo do spokoju i wypoczynku, to jeden z najlepiej strzeżonych przywilejów. Reguły ciszy nocnej zostały ustanowione przez Federalny Trybunał Sprawiedliwości i każde ich naruszenie może kosztować wynajmującego niemałe pieniądze.

Najemca nie tylko nie może hałasować w trakcie ciszy nocnej, czyli od 22 do 6 rano, ale również i w tzw. okresach odpoczynku - "Mittagsruhe", trwa codziennie między 13 a 15, a "Nachtruhe" między godziną 20 a 7.

- Czuję się intruzem we własnym mieszkaniu. Chodzę z zegarkiem w ręku, żeby nie narazić się sąsiadkom – mówi Ewa, która trzy lata temu przeprowadziła się do Berlina. Na samym początku kobieta regularnie musiała przepraszać mieszkańców, którzy nerwowo pukali do jej drzwi, gdy tylko usłyszeli dźwięk blendera albo odkurzacza o niedozwolonych godzinach.

- Kiedyś przyjechała do nas rodzina z Polski. Przed 21 chciałam napompować dla nich materace, ale nie dało się. Ledwo podpięłam elektryczną pompkę do gniazdka i już miałam sąsiadów na wycieraczce, którzy grozili mi policją. Nie było wyjścia. Siostra z mężem musieli spać na podłodze wyściełanej kocami – wspomina kobieta.

Gotowanie również jest sporym wyzwaniem dla Ewy, która trafnie zauważa, że większość ludzi przygotowuje i je obiad właśnie w czasie Mittagsruhe. – Ubijam kotlety w powietrzu. Wkładam je do foliowej torebki, podnoszę i uderzam tłuczkiem aż chociaż trochę się rozbiją – opowiada. – Wstyd mi o tym mówić, bo pewnie Polacy mnie wyśmieją – dodaje.

Cicho w domach, cicho na ulicach

Ewy na pewno nie wyśmieją inni Polacy na obczyźnie. W Szwajcarii zakaz hałasowania obowiązuje w dni powszednie między godziną 12 a 13 oraz od 22 do 7 rano. Joanna Lampka, pisarka i blogerka mieszkająca w okolicach miasteczka Morges, przyznaje, że kiedyś na święta dostała od sąsiadów z dołu prezent w postaci kapci z półmetrową warstwą amortyzacji. – Zdziwiłam się, bo nie chodzę w szpilkach po mieszkaniu, ale niektórych Szwajcarów drażni nawet tupanie – wyjawia.

W Szwajcarii godzina ciszy w ciągu dnia to wymóg, do którego trzeba dostosować się nie tylko w mieszkaniach. – Na ten czas zamykane są place zabaw, a budowlańcy wstrzymują wszystkie głośne roboty. Wszędzie musi być spokojnie – opowiada.

Dla Ewy zakaz hałasowania wprowadzony przez krakowską spółdzielnię nie byłby żadnym kłopotem. – Ja codziennie od 20 muszę chodzić na palcach i uważać, żeby w salonie zbyt głośno nie rozmawiać, bo za ścianą mieszka starsza Niemka, dla której ordnung (z niemieckiego: porządek) to fundament życia – mówi i jednocześnie zaczyna przytaczać historię koleżanki z pracy, która musiała zawieźć psa do teściowej w Polsce, ponieważ skarżyli się na niego sąsiedzi.

– Tutaj pies może szczekać maksymalnie 30 minut w ciągu dnia lub nieprzerwanie przez 10 minut – opowiada. Jeśli pupil nie dostosuje się do wymogów, to właściciel może zapłacić nawet kilkaset euro kary. W Polsce taki zapis momentalnie były wykpiony. Dla Niemca nie podlega dyskusji.

Joanna Lampka również zdaje sobie sprawę, że szwajcarskich zasad trzeba przestrzegać. Kobieta mieszka od ponad siedmiu lat w tym kraju i zdążyła już przywyknąć. Teraz czuje się bardziej rozdrażniona, gdy przyjeżdża do Polski. – Nie można wyspać się w spokoju, bo z każdej strony dobiegają jakieś dźwięki – mówi z uśmiechem na twarzy. – Polacy, którzy wychowywali się w czasach komuny są przyzwyczajeni do wrzasków za oknem, tłuczenia mięsa w niedzielne przedpołudnie czy psa ujadającego za ścianą. Jednak trzeba się pogodzić z tym, że tamte czasy minęły i dzisiaj ludzie chcą mieć prawo do komfortowego wypoczynku – puentuje Joanna Lampka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (761)
Zobacz także