Ciężarna prawie zemdlała. Godziny dla seniora to ryzykowny test
Babcia Pauliny spotkała się z nieprzyjemnościami w sklepie. - Mężczyzna robiący zakupy zaatakował moją babcię. Usłyszała, że to nie są godziny seniora i ma siedzieć w domu, a nie szwendać się po sklepach. Babci było bardzo przykro. Przeprosiła tego pana i wyszła ze sklepu. Jak o tym usłyszałam, łzy stanęły mi w oczach. Jak można tak traktować starszych ludzi? - pyta Paulina.
Godziny seniorów obowiązują od 10 do 12. To czas, kiedy osoby starsze mogą zrobić zakupy bez konieczności spotykania się z resztą społeczeństwa. Chodzi o to, aby ograniczyć ryzyko zarażenia się COVID-19. Seniorzy są grupą najbardziej narażoną na negatywne skutki choroby – to oni najciężej przechodzą koronawirusa. Do tego dochodzi jeszcze kwestia dolegliwości współistniejących, które obniżają odporność i zdolność organizmu do walki z chorobą.
W praktyce zdarza się, że sklepy w tych godzinach świecą pustkami, a osoby starsze robią zakupy o innej porze dnia. Kiedy z kolei młodsza osoba potrzebuje coś kupić między 10 a 12, nie jest obsługiwana. Nawet w sytuacji, gdy naprawdę powinna zostać obsłużona.
"Myślałam, że zemdleję"
Kilka dni temu rodzice dziewczynki chorej na cukrzycę opisali w internecie historię, w której zderzyli się z brakiem empatii. Wracała z mamą ze szpitala, kiedy spadł jej cukier. Trzeba było szybko zainterweniować, więc mama weszła do piekarni kupić bułkę. Miało to miejsce tuż po 10, a więc podczas godziny seniorów. Sprzedawczyni nie zgodziła się obsłużyć mamy, pomimo wyjątkowej sytuacji. Ta historia ma pozytywne zakończenie – po nagłośnieniu sprawy rodzice otrzymali oficjalne przeprosiny i uważają sprawę za niebyłą. Jednak podobnych przypadków jest więcej, co wskazuje na szerszy problem.
Dwa sklepy. W jednym człowiek, w drugim robot
- Jestem w drugim trymestrze ciąży – mówi Natalia w rozmowie z WP Kobieta. – Moim zdaniem bez problemu da się stwierdzić po wyglądzie, że jestem w ciąży. Często robi mi się słabo, spada mi cukier. Muszę wtedy szybko coś zjeść i objawy przechodzą.
Natalia pewnego dnia była poza domem, kiedy poczuła się słabo. - Myślałam, że zemdleję – przyznaje. – Kręciło mi się w głowie, oblał mnie zimny pot. Weszłam do sklepu, żeby kupić batona i… zostałam z niego wyproszona. Pusty sklep, chwilę przed 12. Nie było kogo chronić, poza mną. To ja wtedy potrzebowałam pomocy. Ale ze sprzedawczynią nie było dyskusji. Weszłam do drugiego sklepu. Pani tylko na mnie spojrzała i od razu zobaczyła, że coś jest nie tak. Spytała, czy potrzebuję pomocy. Pozwoliła mi nawet usiąść na krzesełku na zapleczu. Zjadłam batona i mi przeszło. Taki kontrast – jedna ulica, dwa sklepy. W jednym człowiek, w drugim robot – dodaje Natalia.
Z kolei pan Artur od kilkudziesięciu lat prowadzi w Warszawie mały, prywatny sklep spożywczy. Jak mówi, wpuszcza do siebie w godzinach dla seniorów także klientów, którzy seniorami z pewnością jeszcze nie są.
- Proszę pani, gdybym ja miał czekać na seniorów w tych godzinach, tobym z torbami poszedł. Poza tym, jak nikogo nie ma, żadnego seniora, a ktoś potrzebuje kupić jakąś bułkę na śniadanie, to co mam mu żałować, żeby głodny chodził. A jeśli ktoś jest, to wychodzę do niego i informuję, że może zaczekać aż senior opuści sklep, to go wtedy obsłużę - mówi pan Artur.
Na pytanie, czy wie, jakie są konsekwencje takiego działania, odpowiada zmieszany.
- Wiem, jakie jest prawo. Prawo prawem, ale droga pani, człowiekiem trzeba być – podsumowuje.
Z czego właściwie wynikają podobne zdarzenia? Czy to oznaka, że niektórzy Polacy zaczęli ślepo przestrzegać zasad, nie dopuszczając możliwości samodzielnej oceny sytuacji? A może w czasach pandemii wychodzi z niektórych z nas brak empatii, oddalenie się od ludzi? Okazuje się, że nie do końca tak jest.
- Godziny seniorów oczywiście mają swoje uzasadnienie i jest ono słuszne, jednak wprowadzenie ich na zasadzie sztywnych regulacji, które są obarczone karą, może powodować negatywne skutki – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Monika Kozłowska, psycholog. - Sprzedawcy czują silny lęk i to on, jako emocja, może powodować, że trudno jest nam uzyskać dostęp do różnych aspektów sytuacji. Patrzymy wąsko, analitycznie, bez empatii.
Przykra sytuacja. "Jak można tak traktować starszych ludzi?"
Seniorzy też nie zawsze czują się komfortowo w związku z sytuacją. Problemem jest między innymi ich negatywny odbiór przez resztę społeczeństwa. Ale nie tylko.
- Rodzi się pytanie, na ile podczas tworzenia regulacji bierze się pod uwagę perspektywę poszczególnych ludzi – komentuje Monika Kozłowska. - Seniorzy nie do końca czują się dobrze z tym, że wyznacza im się konkretne godziny. Oni też mają swoje potrzeby, plan dnia. Mogą też czuć się stygmatyzowani.
Zobacz również: Nie można mówić, że "żona utrzymuje męża". Czas zmienić narrację
Doświadczyła tego między innymi babcia Pauliny Kalety, która wybrała się do sklepu spożywczego po godzinie 14.
- Babcia była u lekarza i nie mogła zrobić zakupów w godzinach dla seniora – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – A potrzebowała kupić kilka rzeczy podstawowej potrzeby. To kochana kobieta – ciepła, życzliwa, lubiana przez sąsiadów. Do tego schorowana. Odkąd umarł dziadek, stara się ze wszystkim radzić sobie sama.
Babcia Pauliny spotkała się z nieprzyjemnościami.
- Mężczyzna robiący zakupy zaatakował moją babcię – opowiada Paulina. - Usłyszała, że to nie są godziny seniora i ma siedzieć w domu, a nie szwendać się po sklepach. Pan powiedział, że przez babcię i "jej podobnych" nie może wejść do sklepu wtedy, kiedy tego potrzebuje, a seniorzy i tak nie korzystają z tych godzin, czyli wcale nie chcą się chronić przed koronawirusem. Babci było bardzo przykro. Przeprosiła tego pana i wyszła ze sklepu. Jak o tym usłyszałam, łzy stanęły mi w oczach. Jak można tak traktować starszych ludzi?
Działanie osób, które zachowują się w ten sposób, da się wyjaśnić mechanizmem psychologicznym.
Zobacz również: Problemy z erekcją. "Kobiety reagują wybuchem płaczu"
- Kiedy z jakiegoś powodu ludzi zaczyna się dzielić na kategorie, takie sytuacje mogą mieć miejsce – przyznaje Monika Kozłowska. - Patrzymy wtedy na przedstawiciela grupy, a nie człowieka, który ma jakieś potrzeby. To są ludzie starsi, mają takie prawa i obowiązki, a to młodsi, którym coś się zabiera. Na przykład swobodę wyjścia w jakichś godzinach. To z kolei wywołuje narastanie niezadowolenia i frustracji, w związku z blokadą realizacji ich potrzeb.
Nie jest to zjawisko, które można rozpatrywać w kategorii dobrego czy złego.
- Tak działa ludzki umysł – to mechanizm postrzegania społecznego – tłumaczy Monika Kozłowska. - Zaczynamy patrzeć w sposób uproszczony, widzimy stereotypowo, a to może powodować utrudniony dostęp do empatii.
Czy możemy zahamować taki mechanizm? Okazuje się, że tak.
- Możemy zadbać o to, by patrzeć konkretnie na osobę – radzi Monika Kozłowska. - Zadać sobie trud, by z nią porozmawiać. Dostrzec drugą osobę, jej cierpienie i potrzeby. To pomoże doraźnie. Systemowo z kolei zadziała rozwijanie u ludzi i dzieci mentalizacji. Chodzi o to, by nauczyć się myśleć o ludziach w kategorii ich stanów wewnętrznych. Widzieć nie przynależność grupową, a to, co ta osoba może myśleć i czuć. Jeśli wypracujemy w sobie taki nawyk, łatwiej będzie nam przełamać taki mechanizm.
Za złamanie zasad godzin dla seniora grozi kara finansowa. Na klienta, który w godzinach dla seniora wejdzie do sklepu, może zostać nałożony mandat od policji w wysokości do 500 złotych.Ale to nie wszystko. Dotkliwa wydaje się być również kara administracyjna od sanepidu, która może sięgnąć nawet 30 tysięcy złotych.
Jak zauważa Maciej Bąk z serwisu bezprawnik.pl, "można spodziewać się, że mandaty będą trafiały do sprzedawców, którzy obsłużą pojedynczego młodszego niż 60+ klienta, a te najsurowsze kary dotkną sklepy, które w ogóle godzin dla seniorów nie wprowadzą".
"Wątpliwości może jednak budzić podstawa prawna nakładanych kar. Skoro bowiem sprzedawca nie ma podstawy prawnej do tego, by legitymować klienta, to jest zdany na własne oko, oceniając wiek danej osoby. Dlatego można spodziewać się, że – tak jak w przypadku obowiązku noszenia maseczek – kary utrzymają się tylko do czasu zniesienia ich przez sąd, co zapewne nastąpi, jeśli tylko ukarany będzie chciał walczyć o swoje racje" - podsumowuje Bąk.
Zobacz również: Lekarka ze Śląska ponownie zarażona koronawirusem. Ma ważny apel