Blisko ludziPolka pomaga kobietom w Kenii. Prowadzi bezpłatną szkołę projektowania ubioru

Polka pomaga kobietom w Kenii. Prowadzi bezpłatną szkołę projektowania ubioru

Maja Kotala jeszcze kilka lat temu podbijała światowe wybiegi jako modelka. W 2018 roku zdecydowała się jednak przeprowadzić do Kenii, gdzie założyła szkołę projektowania ubioru Sewing Together, dzięki której wspiera tamtejsze kobiety w nauce nie tylko szycia, ale także niezależności. - Nic nie daje takiej siły i motywacji do działania, jak widok tych kobiet, które zaczynają wierzyć w siebie i w swoje możliwości - przyznaje Maja Kotala w rozmowie z Wirtualną Polską.

Maja Kotala prowadzi szkołę projektowania ubioru "Sewing Together" w Kenii
Maja Kotala prowadzi szkołę projektowania ubioru "Sewing Together" w Kenii
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Wojciech Grzedzinski
Aleksandra Lewandowska

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Skąd się dzisiaj ze mną łączysz?

Maja Kotala, założycielka Sewing Together: Z Mombasy, z Kenii! Mieszkam tu półtora roku, ale moja przygoda zaczęła się znacznie wcześniej, bo cztery lata temu. Powiem szczerze, że straciłam już poczucie czasu. Mój pierwszy wyjazd, jeżeli chodzi o Afrykę, był do Ugandy - na miesiąc nauczania innych kobiet szycia. Potem przyszła jednak pandemia, granice zostały zamknięte, a ja musiałam wrócić do Polski. Ale niedawno przeprowadziłam się tu na stałe. Kocham tu mieszkać.

Najpierw była jednak Australia, prawda?

Tak, najpierw była Australia. Wszystko zaczęło się od tzw. gap year po maturze. Nie do końca wiedziałam, co chcę robić. Szukałam siebie. Szykowałam się na prawo, ale to nie było to. W międzyczasie próbowałam sił w modelingu, ale musiałam zrezygnować ze względów zdrowotnych. Zdecydowałam, że wyjadę do Australii. Tam dostałam się do szkoły projektowania.

Odważny krok.

To akurat zabawne, bo wtedy nie wiedziałam nawet, jak powiedzieć "igła" i "nitka" po angielsku. Ale dyrektor tej szkoły bardzo we mnie wierzył. A ja wierzyłam w siebie, inspirując się moim tatą, który także wyjechał, ale, fakt faktem, do Niemiec. Byłam pracowita, kreatywna i chyba to mi pomogło. Po ukończeniu szkoły wyjechałam do Paryża, gdzie zdobywałam doświadczenie i rozwijałam się w branży mody. Po sześciu latach w Paryżu stwierdziłam jednak, że potrzebuję czegoś więcej, że chcę uczyć innych.

I tak przyszła pierwsza myśl o Afryce?

Afryka fascynowała mnie od zawsze. Ale głównym powodem było to, że chciałam podzielić się swoją wiedzą i ogromnym szczęściem, które spotkało mnie w życiu. Tak powstało Sewing Together, dzięki któremu dziś kobiety w Mombasie uczą się szycia i projektowania ubioru. Ale rozwijamy się powoli. Mogę powiedzieć, że jesteśmy na takim etapie, że "umiemy już chodzić".

Do szkoły projektowania "Sewing Together" uczęszczają kobiety w każdym wieku
Do szkoły projektowania "Sewing Together" uczęszczają kobiety w każdym wieku© Archiwum prywatne | Wojciech Grzedzinski

Początki były pewnie bardzo trudne?

Nie tylko początki, cały czas jest nam ciężko. Ale nic nie daje takiej siły i motywacji do działania jak widok tych kobiet, które zaczynają wierzyć w siebie i w swoje możliwości.

W twojej szkole jest ich wiele?

Aktualnie mamy dziesięć maszyn do szycia, więc liczba osób nie może być większa. Ale staram się przyjmować mniej kobiet, bo chcę każdej z nich poświęcić tyle czasu, ile potrzeba.

A jak wygląda taki kurs nauki szycia i projektowania? Ile trwa?

Kurs trwa łącznie sześć miesięcy, dwa razy po trzy miesiące. Dziewczyny przychodzą na sześć godzin i już pod koniec pierwszego dnia potrafią uszyć podpaskę wielokrotnego użytku! Drugiego dnia uczą się szwu francuskiego, a trzeciego… szyją pierwszą sukienkę.

Już trzeciego dnia?

Tak. (śmiech) Nauka idzie im dosyć szybko, bo dziewczyny są bardzo zmotywowane. Wszystkie szkoły w Kenii są płatne i bardzo drogie, a moja jest darmowa. Nie każdej z nich udaje się niestety ukończyć taki kurs, ale tutaj powody są głównie zdrowotne, życiowe.

To znaczy?

Wiele kobiet musi zarabiać na rodzinę. Tak samo jest z "pierwszymi córkami". Zarabiają, opiekują się rodzeństwem, są potrzebne rodzinie na co dzień. Często muszą podjąć po prostu najbardziej opłacalną pracę i nie mają możliwości takiego rozwoju osobistego.

A te, które kurs kończą? Co się z nimi dalej dzieje?

Dziewczyny, które kończą kurs najczęściej zdobywają pracę u lokalnych projektantów, co mnie bardzo cieszy. To wszystko dzięki temu, że Sewing Together zdobyło już trochę rozgłosu w Mombasie i wiele osób wie, że kobiety wychodzą stąd z dużymi umiejętnościami. Wszystkie projekty, które mamy na swojej stronie internetowej, są szyte przez nie! Świetnie sobie radzą. Wszystkie można także zakupić i wesprzeć tym szkołę.

Dzięki temu dziewczyny zarabiają potem własne pieniądze.

Dokładnie tak. Ale ważne jest w tym też to – bo wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy - że one wcale nie chcą uciekać z Kenii np. do Europy. Nie uczą się, żeby wyjechać, ale żeby rozwijać się tu, na miejscu. To jest dla nich bardzo ważne. Zresztą życie w Kenii jest naprawdę wspaniałe.

W Kenii czujesz się już jak w domu?

Czuję się tu bardzo dobrze. Ale czy to moje miejsce na Ziemi? Tego nie wiem. Dla mnie domem jest cały świat.

A jakie są twoje dalsze plany związane z Sewing Together?

Staram się nie planować za wiele, ale moim marzeniem jest to, żebyśmy stale się rozwijały. Jak na razie co roku wychodzimy na zero, więc gdybyśmy w tym roku wyszły na plus, to na pewno byłby ogromny sukces. Chociaż zawsze podkreślam, że dla mnie największą nagrodą za wszystko jest uśmiech moich dziewczyn na koniec dnia. Widok, jak ciężko pracują i się uczą.

Dodatkowo do końca roku chcemy uszyć 3 tys. podpasek wielokrotnego użytku. Walczymy z ubóstwem menstruacyjnym w Kenii, bo ten problem jest tu naprawdę ogromny. Dziewczyny nie mają tu takiej możliwości wymiany podpasek na czyste, jaka np. jest w Europie. Często wymieniają się nawet brudnymi podpaskami między sobą, żeby tylko mieć jakieś zabezpieczenie.

Ciężko jest to sobie nawet wyobrazić.

Tak. Dla nas, dla kobiet, które mają dostęp do wszystkiego, jest to ciężkie. Ale tutaj to codzienność. Typowa rodzina w Kenii wydaje dziennie na życie ok. 1,5 dolara. A same podpaski kosztują 1,2 dolara. Więc wiadomo, że dziewczyny nie mogą sobie ich kupić. Po prostu ich nie stać.

Ale mimo wszystko nie chcą innego życia. Tak jak mówiłaś, nie chcą wyjeżdżać.

Nie, one są przyzwyczajone do życia tutaj. Tutaj mają wszystko, mają rodzinę. Ja też się tu odnalazłam, choć może się wydawać, że po pobycie w Australii, w Paryżu, mogło mi być ciężko. Ale mnie męczył ten przepych i ludzie wokół, którzy wszędzie się śpieszą. W Kenii żyje się inaczej. Cieszysz się każdym dniem, codziennością. I to jest piękne.

Rozmowę przeprowadziła Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski.

Maja Kotala w Mombasie w Kenii
Maja Kotala w Mombasie w Kenii © Archiwum prywatne | Wojciech Grzedzinski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Polka za granicąkeniapremium

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (47)