Na statku spędza nawet cztery miesiące. "Chciałam zajmować się czymś niecodziennym"
Klaudia Mejer jest oficerką wachtową na pokładzie potężnego statku. Jeszcze niedawno obecność kobiety w takiej załodze wywoływała poruszenie. Sytuacja ulega zmianie. - Też jesteśmy marynarkami, oficerkami i kapitankami - podkreśla.
Statki. Ten środek lokomocji to nie tylko sposób na odbywanie podróży w ciekawe zakątki naszego globu, lecz także na transportowanie wszelakich ładunków. Jak duże są to maszyny? Wystarczy sobie wyobrazić, że sam silnik, "serce" tego środka lokomocji, jest wielkości domu - choć wąski, ma wysokość trzech pięter. Dla laików to porównanie robi ogromne wrażenie, jednak dla osoby, która na co dzień pracuje na wodzie, jest to powszechnie znana informacja.
Gdy piszę do Klaudii z prośbą o rozmowę, dowiaduję się, że aktualnie jest na środku oceanu. - Niedawno wypłynęłam z Mozambiku, właśnie minęliśmy Madagaskar - opowiada. Trzy lata temu moja rozmówczyni pracowała na masowcach, czyli jednostkach przewożących ładunki sypkie luzem. Wówczas, jak mówi, dość często widywała inne kobiety. Dziś pływa na drobniowcach-ciężarowcach. - Tu ze spotkaniem pań jest trochę trudniej - przyznaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Zacznę od pytania, które podejrzewam, że słyszysz dość często - co kobieta robi na tak wielkim statku? Jak zaczęła się twoja przygoda z żeglugą? Kiedy zdałaś sobie sprawę, jaki kierunek na przyszłość chcesz obrać?
Klaudia Mejer: Odkąd pamiętam, chciałam zajmować się czymś niecodziennym. Niedługo po szkole podstawowej przeprowadziłam się do Trójmiasta. Jako szkołę średnią wybrałam szkołę morską i początkowo nie zdawałam sobie sprawy, co właściwie zrobiłam. Po dwóch latach nauki i pierwszym rejsie na statku handlowym już wiedziałam, że to jest coś dla mnie.
Na jakim stanowisku obecnie pracujesz? I czym pływasz?
Jestem oficerem wachtowym na drobniowcu-ciężarowcu (ang. multipurpose heavy-lift vessel). To statek do przewozu sztuk ciężkich, ponadgabarytowych kontenerów. Najciekawsze ładunki, które do tej pory przewoziłam, to jachty, tramwaje, transformatory oraz turbiny wiatrowe.
Ile zwykle trwa twoje rejsowanie tak ciągiem? Liczymy tu czas w tygodniach czy miesiącach na wodzie?
Kontrakty mam po cztery miesiące na statku. Nie pływam regularnie, to znaczy nikt nie narzuca mi powrotu na statek w ciągu takiego i takiego czasu, ale u mnie średnio pobyt w domu trwa dwa miesiące. Za bardzo tęsknię za morzem.
Zobacz też: Jest pilotką samolotów pasażerskich. "Zachęcam kobiety do tego, aby przełamały brak wiary w siebie"
Co trzeba zrobić, aby w przyszłości dostać się na tak wielkie statki?
Aktualnie mamy dużo opcji do wyboru, jeżeli ktoś jest zainteresowany pracą na morzu. Karierę można zacząć już w szkole średniej, wybierając technikum morskie. Szkoły te oferują dość szeroki wybór kierunków morskich, związanych ze statkami: nawigator morski, mechanik okrętowy, eksploatacja portów i terminali, hotelarstwo. Ta opcja pozwala nam zacząć pracę na morzu w dziale pomocniczym (kadet, marynarz, motorzysta). Na stopień oficerski będzie już potrzebny dyplom ukończenia studiów lub specjalistycznych kursów, które są prowadzone przez Uniwersytet Morski i Politechnikę Morską.
Jaki był największy statek, jakim płynęłaś?
Armator, u którego aktualnie pracuję, ma w swojej flocie największy na świecie statek tego typu. Ma zaledwie 200 metrów, ale pod względem ładowności jest bezkonkurencyjny.
Opowiedz, jak obecnie wygląda twój dzień pracy?
Dzień pracy rozpoczynam wachtą nawigacyjną od godziny 8 do 12, podczas której kieruję statkiem na wyznaczonej trasie. Podczas wachty na mostku (sterówce) pracuję sama i jeśli wokół nie ma dużego ruchu statków, zajmuję się pracą "biurową". Do moich obowiązków należy też dbanie o sprzęt ratunkowy i pożarowy. Po wachcie robię przeglądy i wykonuję drobne naprawy tak, aby wszystko było w stanie nadającym się do natychmiastowego użycia. Przykładowo od tygodnia zajmuję się sprawdzaniem węży pożarowych oraz regulacją hydrantów. Po zakończonej pracy na pokładzie mam czas dla siebie. O godzinie 20 rozpoczynam drugą część wachty nawigacyjnej, która również trwa cztery godziny.
Nawiążę do rozmowy, w której poruszałaś temat stereotypów. Czy nadal spotykasz się z tym, że gdy mówisz o pracy na statku, ludzie zakładają, że jesteś stewardessą? Jak reagujesz na takie stwierdzenia?
Od mojego ostatniego wywiadu minęły trzy lata. Przez ten czas takich sytuacji było niewiele. Ludzie są ciekawi tej pracy. Poza statkami pasażerskimi coraz częstszym kierunkiem kobiet są kontenerowce, masowce, a także gazowce. Panie chętnie dzielą się doświadczeniami w mediach społecznościowych. To wpływa na świadomość, że też jesteśmy marynarkami, oficerkami i kapitankami.
A co ze stereotypami, że praca w takim miejscu, zdominowanym przez mężczyzn, nie jest dla kobiet?
Bądźmy szczerzy - panowie też często do tej pracy się nie nadają. A mimo to nikt im nie powtarza, że lepiej odnaleźliby się w kuchni. Kiedyś reagowałam na takie sytuacje, teraz po prostu wykonuję swoją pracę i jeśli mam z czymś kłopot, poświęcam czas na naukę. Nic nie wspiera bardziej niż świadomość, że ja też mogę i potrafię.
Jak reagują na ciebie współpracownicy? Czy masz w zespole jeszcze jakieś koleżanki?
Większość załogi to mężczyźni. Aktualnie jestem na statku jedyną kobietą. Mało tego, w całej firmie jest nas tylko… dwie. Cała kompania liczy 15 statków - załoga na każdym to 22-24 osoby. Większość marynarzy słyszała o naszym istnieniu i raczej ta obecność pań nie jest już aż tak dużym zaskoczeniem. Chociaż żeby nie było tak kolorowo, bywają kapitanowie, którzy stanowczo odmawiają kontaktu z kobietą na pokładzie.
Spotkałaś się z tym, że osoby z załogi były niepewne, czy dasz sobie radę i okazywały to w pewien sposób?
Myślę, że ta niepewność pojawia się zawsze, mimo że nie zostało mi to nigdy wprost okazane. Zdarzały się sytuacje, że kierownictwo statku (kapitan oraz starszy oficer) po kilku tygodniach kontraktu opowiadali o swoich wątpliwościach. Nie jest to żadnym zaskoczeniem, lecz sam fakt myślenia, że obecność kobiety na statku kojarzona jest z obniżeniem wydajności pracy, problemami i przymusem zastępowania jej w obowiązkach odbiera chęci do dalszego działania. Inni współpracownicy często przyznają, że podglądają mnie w pracy właśnie z ciekawości, jak sobie radzę i jak wykonuję swoje obowiązki.
Czego ci najbardziej brakuje w trakcie podróży na otwartym morzu czy oceanie?
Papierowych książek. Zawsze zabieram ze sobą dwa egzemplarze, jednak nie wystarczą mi na długo. Ze względu na ograniczone miejsce w bagażu muszę korzystać z wersji elektronicznej.
Co jest najtrudniejsze w twojej pracy?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie… Wychodzę z założenia, że człowiek może nauczyć i przyzwyczaić się do wszystkiego.
Domyślam się, że w przypadku żeglugi dużo zależy od pogody. Jak wygląda sztorm na otwartych wodach? Może być niebezpiecznie?
Załoga dba o zamknięcie wszystkich pomieszczeń, znajdujących się na pokładzie, które mogą mieć bezpośredni kontakt z wodą morską przy dużej fali. Największym koszmarem jest pęknięcie kadłuba. Na szczęście szanse takiego wypadku są niewielkie.
Czy oprócz warunków pogodowych istnieją inne niebezpieczeństwa?
Przede wszystkim pożar. Do zestawienia dochodzą kolizje statków, wejście na mieliznę, czy też utrata zasilania.
Czy myślisz, że w przyszłości będzie więcej kobiet w marynarce?
Jestem tego pewna!
Na koniec jeszcze jedno pytanie - masz jakieś zawodowe marzenie? Statek, którym chciałabyś popłynąć, a może podróż?
Moim marzeniem jest rejs na Antarktydę. Jednostki, które pływają w tamte strony, to głównie statki wycieczkowe, więc praca stanowczo nie dla mnie. Także pozostaje mi jedynie kupienie biletu.
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl