Ponad 20 lat pracuje w branży turystycznej. "Ciągle mnie coś dziwi"

Od 20 lat pracuje w turystyce. Mówi o zachowaniach klientów
Od 20 lat pracuje w turystyce. Mówi o zachowaniach klientów
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

29.05.2024 06:00, aktual.: 29.05.2024 06:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Turyści podczas wyjazdów pozwalają sobie na wiele więcej niż w normalnym życiu. A najwięcej o ich "grzechach" mogą powiedzieć ci, którzy mają ich pod swoimi skrzydłami - piloci i rezydenci. - Zdarza się, że turyści są wykwaterowywani z hotelu, bo są agresywni – mówi Monika Habdas.

Edyta Urbaniak, Wirtualna Polska: Czy turyści są jeszcze panią w stanie jakoś zaskoczyć?

Monika Habdas, menadżerka regionalna w biurze podróży: Pracuję w turystyce od ponad 20 lat. Przeżyłam już tak różne sytuacje, ale ciągle mnie coś dziwi. Na przykład to, że turyści zapisują się na wycieczki objazdowe, których program jest wcześniej znany i próbują wręcz wymuszać, żeby pokazać im coś, czego nie ma w programie. Niektórzy składają nawet reklamacje. Podczas takich wycieczek zwiedza się dane miejsca razem z pilotem i przewodnikiem. Tymczasem niektórzy turyści narzekają, że muszą się dostosowywać do programu, tempa zwiedzania i deklarują, że się tego nie spodziewali.

Co panią zdziwiło ostatnio?

Ostatnio na wycieczki coraz częściej zapisują się osoby z niepełnosprawnością, z problemami z chodzeniem, na wózku albo niedowidzące. Oczywiście rozumiem, że chcą gdzieś wyjechać, zwiedzać. Dziwi mnie natomiast, że rodzina wysyła taką osobę na wycieczkę samą, bez opiekuna i wymaga, żeby zajął się nią pilot. Jest to dla pilota bardzo trudne, bo ma pod opieką całą grupę.

Mieliśmy niedawno sytuację, że jedna z koleżanek przez całą wycieczkę prowadziła wózek z kobietą z niepełnosprawnością. Płakała, bo było jej bardzo ciężko, fizycznie nie dawała rady.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dziwi mnie też, że niektórzy klienci czasami nie ufają radom rezydentów. Na przykład w Turcji nasze biuro nie pośredniczy w wynajmie samochodów, co jest normą na europejskich rynkach. Każdorazowo rezydenci przestrzegają turystów przed wypożyczaniem samochodów i jazdą na własną rękę po tureckich drogach. To jest po prostu niebezpieczne. Niestety, zdarza się, że klienci mają własne zdanie. Tydzień temu dwoje z nich zginęło w wypadku samochodowym na obrzeżach Alanyi, dzień przed powrotem do Polski…

Okropna tragedia. Coś panią jeszcze dziwi?

Pytania, które zadają turyści. Przejeżdżamy przez jakieś nieznane miasteczko, widzimy przez okno autokaru przechodniów, a ktoś pyta: "A dokąd oni idą?", albo: "Dlaczego oni tu stoją?". Dziwię się też, że część osób wykupuje drogie wczasy, a oszczędza na dodatkowym ubezpieczeniu, np. od konsekwencji choroby przewlekłej, którą ma. Takie ubezpieczenie to koszty rzędu 100 zł tygodniowo, przy kilkutysięcznych wczasach nie jest to duży wydatek.

Ludzie wiedzą, że np. ubezpieczyciel pokrywa koszty leczenia do 250 tys. zł i wydaje im się, że to dużo. Tymczasem to 55 tys. euro. Dla przykładu, rezonans w szpitalu w Turcji kosztuje 1,8 tys. euro. Jeśli ktoś trafi tam do szpitala, 55 tys. euro może wystarczyć na dwa dni pobytu, za resztę trzeba będzie później samemu dopłacić.

Czasem ktoś próbuje przewieźć przez granicę coś niedozwolonego?

Niektórzy panowie lubią mieć sprzęty, które w niektórych krajach mogą być uznane za wojskowe, np. drony, lunety, teleobiektywy dużej mocy, GPS-y zewnętrzne. Kupują też na lokalnych bazarach ciekawe noże na pamiątkę. Generalnie chodzi o sprzęt, który wygląda na wojskowy albo do szpiegowania. Pamiętam, że pogranicznicy na granicy z Izraelem bardzo skrupulatnie sprawdzali, czy nie wwozi się pornografii. Potrafili przejrzeć gazetę czy książkę strona po stronie.

Takie sprzęty są zabierane czy rekwirowane?

Są zatrzymywane w depozycie na granicy i przy powrocie oddawane, o ile się wraca przez tę samą granicę.

Jakich jeszcze zakupów lepiej unikać?

Pamiętam przypadek, kiedy jeden z turystów kupił na bazarze w Kapadocji w Turcji wazon przypominający antyczny. Na granicy zidentyfikowano, że to obiekt skradziony z muzeum. Niestety, turysta został aresztowany. W dodatku wracał ostatnim samolotem w sezonie. Musiał potem dostać się do Polski na własną rękę.

Monika Habdas
Monika Habdas© Archiwum prywatne

A z czym z kolei problemy mają częściej kobiety?

Większość już wie, że nie wolno wywozić torebki z węża, butów z aligatora czy rafy koralowej, ale lubią sobie czasem przywieźć na pamiątkę jakąś muszelkę czy sadzonkę, a nawet kamień z antycznego miasta.

Co może za to grozić?

Jeśli np. muszelka jest na liście zagrożonych gatunków, to nawet sprawa w sądzie.

A jak uniknąć niemiłych niespodzianek w hotelu?

Nie wszyscy wiedzą, że w wielu hotelowych basenach nie wolno kąpać się po zachodzie słońca, zwykle są dostępne do godziny 18. O tej porze nie wolno także korzystać z hotelowych plaż. Tymczasem część turystów uważa, że ma nic przyjemniejszego niż kąpiel po zachodzie słońca.

Można spodziewać się upomnienia?

Czasem w takich sytuacjach turyści się awanturują. Zresztą nie tylko w takich. I bywają agresywni. Zdarza się, że są wykwaterowywani z hotelu, bo są agresywni wobec obsługi hotelu czy restauracji albo wobec siebie nawzajem. Jeden z turystów w Portugalii czekał na swoje danie, wszyscy siedzący przy jego stoliku zjedli, kiedy je wreszcie dostał. Rzucił więc talerzem z makaronem w kelnera. Inny walnął o podłogę lampą.

Wciąż zdarza się, że goście hotelowi prosto z plaży biegną w mokrych strojach kąpielowych na obiad do hotelowej restauracji?

Tak, to cały czas się zdarza, a przodują w tym panowie. Jeśli chodzi o hotelowe restauracje, problemem jest też wynoszenie posiłków. Goście, którzy mają wykupione wczasy all inclusive, lubią sobie zrobić kanapkę na później.

Monika Habdas
Monika Habdas © Archiwum prywatne

Przypomina sobie pani jakieś nietypowe zakazy za granicą?

W Emiratach Arabskich nie wolno się kłócić na ulicy w miejscach publicznych. Można za to nawet trafić do aresztu. Dlatego nawet jeśli wydarzy się tam jakiś wypadek samochodowy czy stłuczka, jego uczestnicy nie mogą na siebie podnieść głosu. Muszą wyjść, zrobić zdjęcia samochodów, ustalić, kto jest winny i zgłosić poprzez specjalną aplikację. Nie trzeba nawet wzywać policji. To wszystko musi się odbyć bez krzyków, jeśli chce się uniknąć dodatkowej kary.

Tam są też bardzo wysokie mandaty za przekroczenie prędkości czy przejazd na czerwonym świetle. Jeżeli chodzi o Emiraty Arabskie, w miejscach kultu religijnego nie można chodzić w białych ubraniach. Biały kolor jest uznawany za przeźroczysty. Oczywiście trzeba mieć też zakryte kostki, nadgarstki, kobiety muszą mieć nakrycia głowy.

Czy przez te lata pracy w turystyce obserwuje pani, jak polscy turyści się zmieniają?

Kiedy zaczynałam pracę, polscy turyści nie znali języków, czuli się zagubieni za granicą i potrzebowali dużego wsparcia i opieki od pilotów, rezydentów. Prosili, żeby im zamówić taksówkę czy pomóc wypłacić pieniądze z bankomatu. Potem stali się samodzielni, coraz więcej rzeczy byli w stanie sobie zorganizować sami. A teraz ponownie mają wielką potrzebę bycia zaopiekowanymi. Chcą czuć, że ktoś o nich pamięta, zapyta, jak się czują, czy czegoś potrzebują, mieć taki parasol ochronny. Na pewno bardzo poprawiła się znajomość języka angielskiego.

A czy polscy turyści jakoś wyróżniają się w porównaniu z turystami z innych krajów?

Bardzo lubią zwiedzać i są zainteresowani historią, przyrodą, kwestiami społecznymi. Zadają dużo pytań. Dla porównania, brytyjscy turyści są nastawieni głównie na to, gdzie można zrobić jakieś fajne zakupy. Polacy kupują ewentualnie pamiątki. Na pewno podczas urlopu wakacjach piją mniej alkoholu niż Brytyjczycy. Są natomiast postrzegani jako ci, którzy dają najmniejsze napiwki, w przeciwieństwie np. do Chińczyków.

Czy sposób wypoczywania, podróżowania się jakoś zmienił przez lata?

Powiedziałabym, że turyści są bardziej nastawieni na kolekcjonowanie wrażeń. Nie są już tak zainteresowani odhaczeniem z listy kolejnego zabytku, czy zrobienia zdjęcia przed wieżą Eiffla, ale przeżyciami, żeby mieć co wspominać. Szybko zapomni się o tych wszystkich budynkach, które widziało, ale na pewno do końca życia będzie się pamiętało lot balonem nad Kapadocją albo śniadanie na plaży z żyrafami na Mauritiusie. Dlatego wykupują tego typu dodatkowe atrakcje.

Monika Habdas
Monika Habdas© Archiwum prywatne

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Edyta Urbaniak

Źródło artykułu:WP Kobieta
wakacjeturystykawyjazd