Poruszający projekt polskiej malarki. Portretowała nastolatków w miejscach ich zaginięcia
Każdego roku w Polsce zgłasza się ok. 13 tys. zaginięć. Część osób nigdy nie zostaje odnaleziona, a rodziny latami czekają na jakikolwiek ślad. Historie czwórki zaginionych nastolatków z różnych części Polski stały się częścią wyjątkowego projektu malarskiego.
26.02.2023 | aktual.: 12.07.2024 22:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Cztery obrazy. Dziesięcioletnia Ania stoi na rozstaju dróg w rodzinnym Simoradzu. Osiemnastoletni Tomek na przystanku PKS w Żydowie. Siedemnastoletnia Aleksandra patrzy przed siebie, stojąc na moście im. Rydza Śmigłego we Włocławku, a szesnastoletni Seweryn na moście Dębnickim w Krakowie.
Pozornie nic ich nie łączy - oprócz jednego. Ania, Tomek, Ola i Seweryn pewnego dnia po prostu zniknęli. Po każdym z nich zostały ślady w pamięciach i sercach rodzin. I brak wiedzy o tym, co się z nimi stało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przerwane historie życia zainteresowały malarkę Zuzannę Pieczyńską, która swoim projektem artystycznym "Każdego roku w Polsce znika małe miasto" postanowiła zwrócić uwagę na temat zaginięć w Polsce. Przy wsparciu Fundacji Itaka, za zgodą rodzin zaginionych, namalowała nie tylko znane z plakatów informacyjnych portrety nastolatków, ale umieściła te postaci w miejscach, w których widziano je po raz ostatni.
Projekt zrealizowała na wydziale malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Tytuł zaczerpnięto z prowadzonej przez Fundację Itaka kampanii "Nieobecni są wśród nas".
"Każdego roku w Polsce znika małe miasto"
Z policyjnych statystyk wynika, że co roku ginie średnio około 13 tysięcy osób.
- To jakby nagle zniknęli mieszkańcy małego miasta. Część z tych ludzi nie zostaje odnaleziona, a rodziny latami tkwią w zawieszeniu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Zuzanna Pieczyńska.
Niektóre zaginięcia nie zyskują tak dużego rozgłosu, jak zniknięcie młodych kobiet - Iwony Wieczorek czy Gabby Petito.
- Ludzie mogli sprawdzić w mediach społecznościowych, jaka Petito była. Mieli poczucie, że w jakiś sposób ją znają. W przypadku zaginięć sprzed kilku lat nie ma takiej możliwości. Być może namalowane przeze mnie obrazy tych młodych osób, osadzone w przestrzeni, w której zaginęli, poruszą czyjąś pamięć - dodaje.
Osobiste doświadczenia
Pieczyńska wyznała, że temat zaginięć interesował ją od wielu lat, a pośrednio wpłynęło na to zaginięcie jej brata.
– Byliśmy wtedy na wakacjach. Brat wyszedł pobiegać i po prostu nie wrócił. Do dziś pamiętam te emocje, od zaprzeczenia po przerażenie i bezsilność. Natłok myśli, pytań, lęk. Policja, sprawdzanie szpitali, wybieranie najbardziej aktualnego zdjęcia. I moment, w którym nic więcej nie mogliśmy zrobić, oprócz zapalonych przed namiotem świeczek, żeby w razie czego mógł je zobaczyć. To jest coś, na co nikt nie jest przygotowany – mówi.
W tym przypadku historia zakończyła się pozytywnie. Dla całej rodziny było to jednak ciężkie doświadczenie.
Pieczyńska w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że na początku miała wiele wątpliwości.
- To wrażliwy temat, delikatne sprawy, a ostatnią rzeczą, jaką chciałam, było dokładanie bólu osobom, które i tak mają go aż za wiele. Skontaktowałam się z Fundacją Itaka, a gdy oni zainteresowali się pomysłem, zdałam się na ich doświadczenie i autorytet. Przez cały czas zarówno ja, jak i rodziny, które zdecydowały się wziąć udział w tym projekcie, byliśmy pod opieką fundacji - mówi.
Przygotowując się do realizacji przedsięwzięcia, artystka nie tylko przeczytała wiele prac naukowych dotyczących emocji związanych z zaginięciem bliskich czy świadectw rodzin zaginionych, ale osobiście odwiedziła miejsca, w których urywa się ślad po Ani, Oli, Sewerynie i Tomku.
- Fundacja wzięła na siebie kontakt z rodzinami, ja nie czułam się kompetentna do rozmowy z ludźmi dotkniętymi taką traumą. Zdając sobie sprawę z delikatności tego typu spraw, zostawiłam to profesjonalistom – przyznaje.
- Bałam się, że zobaczenie na obrazie bliskiej osoby w ostatnim znanym miejscu jej pobytu, będzie dla rodzin zbyt bolesne, jednak z informacji przekazanych przez Itakę wynika, że obrazy bardzo im się podobały, a rodziny były wdzięczne za wytypowanie do projektu. Rozmawiałam jedynie z bratem Ani Jałowiczor, który też rozwiał moje obawy. Zresztą, oni nie raz byli w tych miejscach - mówi.
Wybór z setek historii
Zuzanna przyznaje, że sam proces wybrania osób do projektu był bardzo trudny.
- Nie ma przecież lepszego lub gorszego zaginięcia. Każde jest traumą dla rodzin, nieważne czy zaginie osoba młoda, czy starsza. Stanęłam więc przed pytaniem, jak wybrać pięć osób z setek zaginionych? Jakkolwiek to brzmi, musiałam przyjąć jakieś kryteria - mówi.
Zdecydowała, że muszą to być młodzi ludzie, którzy zaginęli po 2000 roku. Ostatecznie wraz z fundacją wytypowano cztery osoby.
- Chodziło nie tylko o to, że mogłam się w jakiś sposób utożsamić się z młodymi ludźmi, ale zaginieni po 2000 roku mieli po prostu więcej zdjęć, co w przypadku malowania portretów i wkomponowania postaci w otoczenie było technicznym ułatwieniem - przyznała.
Wyjątkiem była sprawa Ani Jałowiczor.
Skradzione lata
Ania zaginęła 24 stycznia 1995 roku około godziny 20:00. Wracała ze szkolnej zabawy karnawałowej. Miała wtedy 10 lat. To najmłodsza osoba wytypowana przez Fundację do projektu. Podobnie jak w przypadku pozostałych zaginięć, Pieczyńska pojechała osobiście zobaczyć miejsce, w którym urywa się ślad po dziewczynce.
- Simoradz mocno zapadł w moją pamięć. Ania zaginęła w 1995 roku, ja się urodziłam w 1994. Idąc trasą pomiędzy szkołą, a miejscem, w którym ostatni raz widział ją szkolny kolega, zdałam sobie sprawę, że bliscy nie mają o niej wieści prawie tak długo, jak ja żyję. Te lata, w których ja i moja rodzina mogliśmy doświadczyć tak wielu rzeczy, Ani i jej bliskim zostały ukradzione - mówi.
O prawdę na temat losów Ani jej rodzina walczy od blisko 28 lat. Ostatnio w sprawie pojawiły się pewne wątki, które sprawdza policja.
Symboliczne miejsca
Zuzanna przyznaje, że odwiedzenie rozsianych po trzech województwach ostatnich znanych miejsc pobytu zaginionych, było dla niej wyjątkowym doświadczeniem.
- Wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Na przykład fakt, że odcinek pomiędzy szkołą, z której 10-letnia Ania wyszła razem z kolegą, do miejsca, w którym każde poszło w swoją stronę, jest bardzo krótki. Zaskoczyło mnie też, że nikt nic nie widział w Krakowie na moście Dębnickim, czyli w miejscu, gdzie po raz ostatni logował się telefon Seweryna - mówi.
Te emocje widać na obrazie. W oczy rzuca się nieruchoma postać nastolatka i pędzący dookoła ludzie.
- Z kolei do miejsca, w którym zaginął Tomek Desecki jechałam rowerem z Włocławka. Mogłam spokojnie przyjrzeć się okolicy. Choć niewątpliwie piękna, wydawała mi się położona na końcu świata - przyznała.
Na obrazie Pieczyńskiej Tomek jest w habicie. Rodzina wierzy, że zdecydował się wstąpić do klasztoru.
Zbiegiem okoliczności był także fakt, że dwie osoby – Tomek i Ola, której ślad psy tropiące zgubiły przy ostatnim filarze mostu im. Rydza Śmigłego we Włocławku – chodziły do tej samej szkoły.
"To nie tylko numery w statystyce"
Pieczyńska podkreśla, że nie czuje się uprawniona do tego, by zbyt wiele opowiadać o bohaterach swoich obrazów. Przyznaje jednak, że projekt był dla niej symboliczny także ze względu na fakt, że część z zaginionych, a z pewnością Tomek Desecki, przejawiało zainteresowania plastyczne.
- Chciałam być głównie narzędziem tego projektu, jednak historie tych nastolatków bardzo mnie poruszyły. Aby lepiej oddać charakter postaci i pokazać, że nie są tylko numerami w statystyce, poprosiłam rodziny, by ich opisały. W sumie spędziłam z nimi rok, bo malowanie obrazu, a szczególnie portretu, z którego siłą rzeczy ktoś na ciebie patrzy, to niewątpliwie bardzo intymna sprawa. Dlatego mam takie, być może nieco abstrakcyjne poczucie, jakby stali się mi bliscy – przyznaje.
Artystka do dziś żywo interesuje się ich historiami i sprawdza, czy w sprawach nastąpił jakikolwiek przełom.
Przerwane historie
Cykl obrazów Pieczyńskiej dzieli się na cztery części. Oprócz portretów zaginionych nastolatków z momentu zaginięcia oraz ich wizerunków wkomponowanych w miejsca, gdzie ginie po nich ślad, są puste, białe płótna w zdobionych ramach, symbolicznie pokazujące historię życia przerwaną zniknięciem. Nie ma zdjęć po maturze, nie ma zdjęć ze ślubów czy innych uroczystości. Dopiero, gdy podejdzie się bliżej, zapala się światło, a oczom ukazują się portrety Ani, Aleksandry, Tomka i Seweryna. Być może tak wyglądają obecnie.
Czwarta część cyklu to stworzone przez malarkę kompozycje ukazujące emocje przeżywane przez rodziny osób zaginionych.
- Emocji jest wiele. Od popychającej do działania motywacji, przez złość na służby, świat czy samą zaginioną osobę, po wyjątkowo trudny moment bezsilności i zawieszenie, które w wielu przypadkach staje się stanem wieloletnim. To taka nierozwiązana żałoba, bo w przypadku zaginionych bez wieści, nie ma zakończenia, nie ma też miejsca ani na ewentualną radość, ani na pogodzenie się z czymś nieodwracalnym - mówi.
Pieczyńska zwraca uwagę na niezrozumienie, z jakim często borykają się rodziny doświadczające nagłego zniknięcia bliskiego.
- To zawsze historia nie jednej, a wielu osób. Zostawia ślad w otoczeniu, dotyka bliskich, znajomych, kolegów ze szkoły. Przy wieloletnich zaginięciach, z jednej strony społeczeństwo wymaga pogodzenia się z tym, z drugiej pojawia się zdziwienie, że np. ktoś wyprowadził się ze starego mieszkania, bo "przecież zaginiony może tam wrócić". To roszczenie sobie prawa do wskazywania dobra i zła, nie będąc w ogóle w stanie zrozumieć tego, co przeżywają bliscy zaginionych - mówi.
Moment przed burzą
Zuzanna Pieczyńska przyznaje, że próbując opisać emocje towarzyszące rodzinom, które latami czekają na wieści o zaginionych, pomyślała o czasie przed burzą.
- To moment, szczególnie latem, gdy powietrze staje się ciężkie, jakby lepkie i gęste. Wszyscy czekają aż spadnie deszcz i przyniesie ulgę. W przypadku rodzin ludzi zaginionych, ta ulga nie przychodzi nawet przez wiele lat - mówi.
Takie też są namalowane przez nią obrazy, którymi chciała pokazać, z czym mierzą się zawieszone w niewiedzy rodziny.
- Mam nadzieję, że projekt pomoże odrobinę zbliżyć się do zrozumienia emocji przeżywanych przez tych, którzy latami czekają na kogoś z zapalonym światłem - wyznaje.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
LINIA WSPARCIA DLA RODZIN OSÓB ZAGINIONYCH (czynna całodobowo, 7 dni w tygodniu)
- 22 654 70 70 – z telefonów stacjonarnych w Polsce
- +48 22 654 70 70 – dla połączeń z zagranicy i połączeń z telefonu komórkowego
ANTYDEPRESYJNY TELEFON ZAUFANIA FUNDACJI ITAKA: 22 484 88 01
TELEFON ZAUFANIA MŁODYCH: 22 484 88 04
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl