Poruszający projekt polskiej malarki. Portretowała nastolatków w miejscach ich zaginięcia

Każdego roku w Polsce zgłasza się ok. 13 tys. zaginięć. Część osób nigdy nie zostaje odnaleziona, a rodziny latami czekają na jakikolwiek ślad. Historie czwórki zaginionych nastolatków z różnych części Polski stały się częścią wyjątkowego projektu malarskiego.

"Każdego roku w Polsce znika małe miasto", część wystawy
"Każdego roku w Polsce znika małe miasto", część wystawy
Źródło zdjęć: © Zuzanna Pieczyńska

Cztery obrazy. Dziesięcioletnia Ania stoi na rozstaju dróg w rodzinnym Simoradzu. Osiemnastoletni Tomek na przystanku PKS w Żydowie. Siedemnastoletnia Aleksandra patrzy przed siebie, stojąc na moście im. Rydza Śmigłego we Włocławku, a szesnastoletni Seweryn na moście Dębnickim w Krakowie.

Pozornie nic ich nie łączy - oprócz jednego. Ania, Tomek, Ola i Seweryn pewnego dnia po prostu zniknęli. Po każdym z nich zostały ślady w pamięciach i sercach rodzin. I brak wiedzy o tym, co się z nimi stało.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Niektórzy nigdy nie chcą być odnalezieni. Wtedy zgłaszają się na policję

Przerwane historie życia zainteresowały malarkę Zuzannę Pieczyńską, która swoim projektem artystycznym "Każdego roku w Polsce znika małe miasto" postanowiła zwrócić uwagę na temat zaginięć w Polsce. Przy wsparciu Fundacji Itaka, za zgodą rodzin zaginionych, namalowała nie tylko znane z plakatów informacyjnych portrety nastolatków, ale umieściła te postaci w miejscach, w których widziano je po raz ostatni.

Projekt zrealizowała na wydziale malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Tytuł zaczerpnięto z prowadzonej przez Fundację Itaka kampanii "Nieobecni są wśród nas".

"Każdego roku w Polsce znika małe miasto"

Z policyjnych statystyk wynika, że co roku ginie średnio około 13 tysięcy osób.

- To jakby nagle zniknęli mieszkańcy małego miasta. Część z tych ludzi nie zostaje odnaleziona, a rodziny latami tkwią w zawieszeniu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Zuzanna Pieczyńska.

Niektóre zaginięcia nie zyskują tak dużego rozgłosu, jak zniknięcie młodych kobiet - Iwony Wieczorek czy Gabby Petito.

- Ludzie mogli sprawdzić w mediach społecznościowych, jaka Petito była. Mieli poczucie, że w jakiś sposób ją znają. W przypadku zaginięć sprzed kilku lat nie ma takiej możliwości. Być może namalowane przeze mnie obrazy tych młodych osób, osadzone w przestrzeni, w której zaginęli, poruszą czyjąś pamięć - dodaje.

Osobiste doświadczenia

Pieczyńska wyznała, że temat zaginięć interesował ją od wielu lat, a pośrednio wpłynęło na to zaginięcie jej brata.

– Byliśmy wtedy na wakacjach. Brat wyszedł pobiegać i po prostu nie wrócił. Do dziś pamiętam te emocje, od zaprzeczenia po przerażenie i bezsilność. Natłok myśli, pytań, lęk. Policja, sprawdzanie szpitali, wybieranie najbardziej aktualnego zdjęcia. I moment, w którym nic więcej nie mogliśmy zrobić, oprócz zapalonych przed namiotem świeczek, żeby w razie czego mógł je zobaczyć. To jest coś, na co nikt nie jest przygotowany – mówi.

W tym przypadku historia zakończyła się pozytywnie. Dla całej rodziny było to jednak ciężkie doświadczenie.

"Kasia", 2021, olej na płótnie
"Kasia", 2021, olej na płótnie© Zuzanna Pieczyńska

Pieczyńska w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że na początku miała wiele wątpliwości.

- To wrażliwy temat, delikatne sprawy, a ostatnią rzeczą, jaką chciałam, było dokładanie bólu osobom, które i tak mają go aż za wiele. Skontaktowałam się z Fundacją Itaka, a gdy oni zainteresowali się pomysłem, zdałam się na ich doświadczenie i autorytet. Przez cały czas zarówno ja, jak i rodziny, które zdecydowały się wziąć udział w tym projekcie, byliśmy pod opieką fundacji - mówi.

Przygotowując się do realizacji przedsięwzięcia, artystka nie tylko przeczytała wiele prac naukowych dotyczących emocji związanych z zaginięciem bliskich czy świadectw rodzin zaginionych, ale osobiście odwiedziła miejsca, w których urywa się ślad po Ani, Oli, Sewerynie i Tomku.

- Fundacja wzięła na siebie kontakt z rodzinami, ja nie czułam się kompetentna do rozmowy z ludźmi dotkniętymi taką traumą. Zdając sobie sprawę z delikatności tego typu spraw, zostawiłam to profesjonalistom – przyznaje.

- Bałam się, że zobaczenie na obrazie bliskiej osoby w ostatnim znanym miejscu jej pobytu, będzie dla rodzin zbyt bolesne, jednak z informacji przekazanych przez Itakę wynika, że obrazy bardzo im się podobały, a rodziny były wdzięczne za wytypowanie do projektu. Rozmawiałam jedynie z bratem Ani Jałowiczor, który też rozwiał moje obawy. Zresztą, oni nie raz byli w tych miejscach - mówi.

Wybór z setek historii

Zuzanna przyznaje, że sam proces wybrania osób do projektu był bardzo trudny.

- Nie ma przecież lepszego lub gorszego zaginięcia. Każde jest traumą dla rodzin, nieważne czy zaginie osoba młoda, czy starsza. Stanęłam więc przed pytaniem, jak wybrać pięć osób z setek zaginionych? Jakkolwiek to brzmi, musiałam przyjąć jakieś kryteria - mówi.

Zdecydowała, że muszą to być młodzi ludzie, którzy zaginęli po 2000 roku. Ostatecznie wraz z fundacją wytypowano cztery osoby.

- Chodziło nie tylko o to, że mogłam się w jakiś sposób utożsamić się z młodymi ludźmi, ale zaginieni po 2000 roku mieli po prostu więcej zdjęć, co w przypadku malowania portretów i wkomponowania postaci w otoczenie było technicznym ułatwieniem - przyznała.

Wyjątkiem była sprawa Ani Jałowiczor.

"Ania Jałowiczor, Simoradz 1995", 2021, olej na płótnie
"Ania Jałowiczor, Simoradz 1995", 2021, olej na płótnie© Zuzanna Pieczyńska

Skradzione lata

Ania zaginęła 24 stycznia 1995 roku około godziny 20:00. Wracała ze szkolnej zabawy karnawałowej. Miała wtedy 10 lat. To najmłodsza osoba wytypowana przez Fundację do projektu. Podobnie jak w przypadku pozostałych zaginięć, Pieczyńska pojechała osobiście zobaczyć miejsce, w którym urywa się ślad po dziewczynce.

- Simoradz mocno zapadł w moją pamięć. Ania zaginęła w 1995 roku, ja się urodziłam w 1994. Idąc trasą pomiędzy szkołą, a miejscem, w którym ostatni raz widział ją szkolny kolega, zdałam sobie sprawę, że bliscy nie mają o niej wieści prawie tak długo, jak ja żyję. Te lata, w których ja i moja rodzina mogliśmy doświadczyć tak wielu rzeczy, Ani i jej bliskim zostały ukradzione - mówi.

O prawdę na temat losów Ani jej rodzina walczy od blisko 28 lat. Ostatnio w sprawie pojawiły się pewne wątki, które sprawdza policja.

Symboliczne miejsca

Zuzanna przyznaje, że odwiedzenie rozsianych po trzech województwach ostatnich znanych miejsc pobytu zaginionych, było dla niej wyjątkowym doświadczeniem.

- Wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Na przykład fakt, że odcinek pomiędzy szkołą, z której 10-letnia Ania wyszła razem z kolegą, do miejsca, w którym każde poszło w swoją stronę, jest bardzo krótki. Zaskoczyło mnie też, że nikt nic nie widział w Krakowie na moście Dębnickim, czyli w miejscu, gdzie po raz ostatni logował się telefon Seweryna - mówi.

Te emocje widać na obrazie. W oczy rzuca się nieruchoma postać nastolatka i pędzący dookoła ludzie.

"Seweryn Adamczyk, Kraków 2013", 2021, olej na płótnie
"Seweryn Adamczyk, Kraków 2013", 2021, olej na płótnie© Zuzanna Pieczyńska

- Z kolei do miejsca, w którym zaginął Tomek Desecki jechałam rowerem z Włocławka. Mogłam spokojnie przyjrzeć się okolicy. Choć niewątpliwie piękna, wydawała mi się położona na końcu świata - przyznała.

Na obrazie Pieczyńskiej Tomek jest w habicie. Rodzina wierzy, że zdecydował się wstąpić do klasztoru.

Zbiegiem okoliczności był także fakt, że dwie osoby – Tomek i Ola, której ślad psy tropiące zgubiły przy ostatnim filarze mostu im. Rydza Śmigłego we Włocławku – chodziły do tej samej szkoły.

"Tomek Desecki, Żydowo 2002", 2021, olej na płótnie
"Tomek Desecki, Żydowo 2002", 2021, olej na płótnie© Zuzanna Pieczyńska

"To nie tylko numery w statystyce"

Pieczyńska podkreśla, że nie czuje się uprawniona do tego, by zbyt wiele opowiadać o bohaterach swoich obrazów. Przyznaje jednak, że projekt był dla niej symboliczny także ze względu na fakt, że część z zaginionych, a z pewnością Tomek Desecki, przejawiało zainteresowania plastyczne.

- Chciałam być głównie narzędziem tego projektu, jednak historie tych nastolatków bardzo mnie poruszyły. Aby lepiej oddać charakter postaci i pokazać, że nie są tylko numerami w statystyce, poprosiłam rodziny, by ich opisały. W sumie spędziłam z nimi rok, bo malowanie obrazu, a szczególnie portretu, z którego siłą rzeczy ktoś na ciebie patrzy, to niewątpliwie bardzo intymna sprawa. Dlatego mam takie, być może nieco abstrakcyjne poczucie, jakby stali się mi bliscy – przyznaje.

Artystka do dziś żywo interesuje się ich historiami i sprawdza, czy w sprawach nastąpił jakikolwiek przełom.

Symbolicznie puste płótna. Wizerunki zaginionych widoczne dopiero po zbliżeniu się do obrazów
Symbolicznie puste płótna. Wizerunki zaginionych widoczne dopiero po zbliżeniu się do obrazów© Zuzanna Pieczyńska

Przerwane historie

Cykl obrazów Pieczyńskiej dzieli się na cztery części. Oprócz portretów zaginionych nastolatków z momentu zaginięcia oraz ich wizerunków wkomponowanych w miejsca, gdzie ginie po nich ślad, są puste, białe płótna w zdobionych ramach, symbolicznie pokazujące historię życia przerwaną zniknięciem. Nie ma zdjęć po maturze, nie ma zdjęć ze ślubów czy innych uroczystości. Dopiero, gdy podejdzie się bliżej, zapala się światło, a oczom ukazują się portrety Ani, Aleksandry, Tomka i Seweryna. Być może tak wyglądają obecnie.

Czwarta część cyklu to stworzone przez malarkę kompozycje ukazujące emocje przeżywane przez rodziny osób zaginionych.

- Emocji jest wiele. Od popychającej do działania motywacji, przez złość na służby, świat czy samą zaginioną osobę, po wyjątkowo trudny moment bezsilności i zawieszenie, które w wielu przypadkach staje się stanem wieloletnim. To taka nierozwiązana żałoba, bo w przypadku zaginionych bez wieści, nie ma zakończenia, nie ma też miejsca ani na ewentualną radość, ani na pogodzenie się z czymś nieodwracalnym - mówi.

Pieczyńska zwraca uwagę na niezrozumienie, z jakim często borykają się rodziny doświadczające nagłego zniknięcia bliskiego.

- To zawsze historia nie jednej, a wielu osób. Zostawia ślad w otoczeniu, dotyka bliskich, znajomych, kolegów ze szkoły. Przy wieloletnich zaginięciach, z jednej strony społeczeństwo wymaga pogodzenia się z tym, z drugiej pojawia się zdziwienie, że np. ktoś wyprowadził się ze starego mieszkania, bo "przecież zaginiony może tam wrócić". To roszczenie sobie prawa do wskazywania dobra i zła, nie będąc w ogóle w stanie zrozumieć tego, co przeżywają bliscy zaginionych - mówi.

Moment przed burzą

Zuzanna Pieczyńska przyznaje, że próbując opisać emocje towarzyszące rodzinom, które latami czekają na wieści o zaginionych, pomyślała o czasie przed burzą.

- To moment, szczególnie latem, gdy powietrze staje się ciężkie, jakby lepkie i gęste. Wszyscy czekają aż spadnie deszcz i przyniesie ulgę. W przypadku rodzin ludzi zaginionych, ta ulga nie przychodzi nawet przez wiele lat - mówi.

Takie też są namalowane przez nią obrazy, którymi chciała pokazać, z czym mierzą się zawieszone w niewiedzy rodziny.

- Mam nadzieję, że projekt pomoże odrobinę zbliżyć się do zrozumienia emocji przeżywanych przez tych, którzy latami czekają na kogoś z zapalonym światłem - wyznaje.

Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski

LINIA WSPARCIA DLA RODZIN OSÓB ZAGINIONYCH (czynna całodobowo, 7 dni w tygodniu)

  • 22 654 70 70 – z telefonów stacjonarnych w Polsce
  • +48 22 654 70 70 – dla połączeń z zagranicy i połączeń z telefonu komórkowego

ANTYDEPRESYJNY TELEFON ZAUFANIA FUNDACJI ITAKA: 22 484 88 01

TELEFON ZAUFANIA MŁODYCH: 22 484 88 04

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (29)