Blisko ludziPraca je wykańcza. "Musiałam zapisywać, kiedy piję kawę i jem obiad"

Praca je wykańcza. "Musiałam zapisywać, kiedy piję kawę i jem obiad"

Stresująca praca w czasie pandemii. Czy ją zmieniać?
Stresująca praca w czasie pandemii. Czy ją zmieniać?
Źródło zdjęć: © Getty Images
Anna Podlaska
16.11.2020 14:50, aktualizacja: 02.03.2022 09:59

– Wykańczam się w pracy psychicznie – mówi Marta z Warszawy. Agnieszka dodaje, że odkąd szefowa kazała jej notować, kiedy pije kawę i je obiad, postanowiła pójść na L4 i poszukać nowego zajęcia. – Jeżeli ktoś zakłada, że pracownik jest nieuczciwy, to oznacza, że go nie szanuje i traktuje jak potencjalnego oszusta. Te mechanizmy są związane z formą mobbingu – ocenia w rozmowie z WP Kobieta psycholog Joanna Godecka.

Dla niektórych pracodawców pandemia stała się wymówką, aby obniżyć pensje, odebrać benefity czy przestać dbać o komfort pracy. Ekonomista z Centrum Adama Smitha, Andrzej Sadowski ocenia, że "nie ma powodów, aby odbierać sobie przyjemność pracy i życia, będąc w firmie, gdzie szef nie pojmuje, że to pracownik zarabia na jego wynagrodzenie".

"Do tej pory odbudowuję zdrowie psychiczne"

– Jestem wrakiem człowieka. Pracuję jako ekspedientka i czasami, jak przyjeżdżam na zmianę, to dowiaduję się np., że mam jechać do sklepu zlokalizowanego na końcu miasta. Czuję, że kierowniczka mnie nie szanuje. Takie nieprzewidziane "delegacje" utrudniają mi normalne życie. Mam dziecko, muszę je odprowadzić i odebrać z przedszkola. Szefowa o tym wie i wykorzystuje fakt, że praca jest mi potrzebna – mówi w rozmowie z nami Marta, która pracuje w jednej z sieci sklepów spożywczych w Warszawie.

Dodaje, że poza nieprzewidzianymi zmianami w grafiku, nie może wziąć wolnego. - W sytuacji pandemicznej okazuje się, że obowiązują zupełnie inne zasady. Nagle mój urlop mi nie przysługuje, bo nie ma kto mnie zastąpić. Ja też potrzebuję odpoczynku od pracy i podreperowania swojego zdrowia oraz relacji z rodziną – tłumaczy. Choć 30-latka bardzo chce się zwolnić, wie, że byłoby to nierozsądne. W końcu w dobie pandemii dla wielu ludzi praca równa się bezpieczeństwo.

Tyle cierpliwości do swojego pracodawcy nie miała Agnieszka z Poznania. 32-latka poszła na miesiąc na L4, aby podreperować zdrowie psychiczne i w tym czasie znalazła nowe zajęcie. Podkreśla, że była tak zdeterminowana, że szukała pracy po 8 godzin dziennie. – Kiedy zaczęliśmy pracować zdalnie, szefowa zainstalowała nam tzw. miernik czasu. Musieliśmy odnotowywać każde odejście od komputera. Wypicie kawy czy zjedzenie obiadu wiązało się z zaznaczeniem tego w systemie. Później zarzucała, że nie wyrabiamy pełnych 8 godzin, że pracujemy za mało – tłumaczy Agnieszka w rozmowie z nami. Dodaje, że dotychczas była rozliczana za efekty, a nie za liczbę godzin przed komputerem.

Mówi, że gwoździem do trumny były jednak nieuzasadnione zwolnienia współpracowników i obniżenie pensji o 1/3 bez wcześniejszej konsultacji.

– Praca w tej firmie przysporzyła mi ogromnego stresu. Przed pandemią podchodziłam do niej z entuzjazmem. Byłam zatrudniona w małej, rodzinnej firmie. Miało być inaczej niż w korporacji, przyjazna atmosfera, mniej stresu. Wszystko do czasu. Od początku pandemii szefowa dała się poznać jako zimna, zadaniowa kobieta, traktująca swoich współpracowników jak podwładnych. Wyciskała z nas całą energię. Jak z cytryny – mówi kobieta.

Jak tłumaczy psycholog Joanna Godecka, postawa szefowej Agnieszki może prowadzić do tego, że wejdzie ona w rolę tyrana. Utrudnianie pracownikom życia, wprowadzanie absurdalnych rozwiązań, to sposób na nieradzenie sobie z zarządzaniem w warunkach kryzysowych.

- W każdej sytuacji kryzysowej ludzie wykazują różne postawy. Są osoby, które wykazują solidarność i starają się pomagać innym. Są też takie, które nastawiają się na wyciąganie z ciężkiej sytuacji własnych korzyści kosztem innych. Uważają np., że można pracowników traktować gorzej, płacić im mniej, bo będą bali się odejść – mówi Joanna Godecka.

– Kiedy człowiek czuje się w pracy niepewny i zdezorientowany, przypłaca to ogromnym stresem. Jeśli wina leży po stronie pracodawcy, bywa celowa, gdyż jest formą manipulacji pracownikiem tak, aby nie czuł się bezpiecznie – ocenia. I dodaje, że te mechanizmy są formą mobbingu.

"Na wypłatę musiałam czekać 2-3 tygodnie"

Historie, w których toksyczny lub nieuczciwy pracodawca doprowadza swoich pracowników do stresu i zaburza ich poczucie bezpieczeństwa można mnożyć. Dwie poprzednie bohaterki znalazły pracę lub są nadal zatrudnione. Andżelika, która zrezygnowała pod wpływem negatywnych emocji ze swojej pracy, teraz żałuje. Wcześniej bała się iść do sklepu, w którym stała za ladą, teraz boi się o przyszłość.

- Moja praca była na tyle toksyczna, że zdecydowałam się na koniec października ją zmienić. Zaczęłam szukać, wysyłać CV, ale pomimo ogromnej liczby ofert pracy, telefon milczy – mówi 23-letnia Andżelika, która ma na utrzymaniu kilkumiesięcznego synka.

- W moim przypadku było tak, że zmieniłam pracę w marcu, tuż przed pandemią. Była idealna. W trakcie lockdownu dostałam wypowiedzenie. Musiałam znaleźć zajęcie poniżej moich kompetencji, tylko po to, aby się utrzymać. Nie wytrzymałam stresu, pracy poniżej możliwości i manipulacji ze strony szefa. Potrafił spóźniać się z pensją 2-3 tygodnie. Mimo wszystko żałuję, że zrezygnowałam, zanim znalazłam coś nowego – tłumaczy.

– Podejmując trudną decyzję zmiany pracy, musimy zrobić bilans. Przemyśleć, jakie mamy korzyści, a jakie koszty. Jeżeli jesteśmy niezadowoleni z pracy, a sytuacja jest pandemiczna, to korzyścią będzie posiadanie dochodów i względne poczucie zabezpieczenia ekonomicznych potrzeb. Ceną, jaką płacimy, jest zaś brak komfortu psychicznego, stres, poczucie przedmiotowego traktowania – mówi Joanna Godecka.

Psycholog zauważa, że Andżelika, która pracowała poniżej swoich kompetencji, mogła mieć do siebie żal i pretensje.

- Jednak zmiana pracy to decyzja stricte rozsądkowa. Musimy przekalkulować, co dostajemy i jakie koszty ponosimy. Ważne, żeby bilans był dla nas dodatni. Jeżeli mam kredyty, jestem sama, nie mam wsparcia rodziny, partner ma znikome dochody, to być może zdecyduję, że dłużej będę "musiała" być w sytuacji niekomfortowej, bo ryzyko nie jest wskazane – tłumaczy ekspertka.

Ekonomista: w źle ułożonych firmach odbiera się ludziom sens i przyjemność z pracy

Zapytaliśmy również ekonomistę, czy w czasie zwiększonego ryzyka utraty pracy, warto podejmować decyzje o rezygnacji z zatrudnienia, które doprowadza nas do skrajnych emocji i utraty zdrowia psychicznego. Specjalista zaapelował w swojej wypowiedzi do przedsiębiorców.

– Ci, którzy nie rozumieją, lub nie zrozumieli, że największym kapitałem, nie jest kapitał obrotowy tylko pracownicy, bez których ten kapitał jest martwy, nie zasługują na szacunek i pracę. Chyba, że jest ona tak daleko opłacana, że rekompensuje te niedobory elementarnej kultury ze strony pracodawcy – przekazał ekonomista Andrzej Sadowski.

– Nie ma powodów, aby odbierać sobie przyjemność pracy i życia, będąc w firmie, gdzie szef nie pojmuje, że to pracownik zarabia na jego wynagrodzenie – dodaje.

– Każda nowa osoba to kolejny koszt związany z jej wdrożeniem i przygotowaniem do nowych obowiązków. Nie bez przyczyny w nowoczesnych firmach pracodawcy starają się zapewnić zaplecze socjalne, benefity, aby zatrzymać ludzi. W firmach źle ułożonych nie zwraca się uwagi na komfort, nie rozumie się wartości ludzkiej pracy, odbiera się ludziom sens i przyjemność jej wykonywania – tłumaczy ekspert.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (329)
Zobacz także