Pracował na znanym festiwalu. "Patroluje się tzw. miejsca newralgiczne"
Kilkunastogodzinne stanie na nogach, uczestnicy traktujący pracowników jak "gorszy sort", nadużywający alkoholu i innych substancji psychoaktywnych. Tak o festiwalach muzycznych mówią osoby, które na nich pracują. - Po jednym dniu miałam dosyć - opowiada Julia, która była wolontariuszką.
07.06.2024 | aktual.: 20.07.2024 10:33
Sezon festiwalowy w Polsce właśnie się rozpoczyna, a w mediach społecznościowych nie brakuje postów, w których wiele osób pyta o możliwość pracy na najpopularniejszych wydarzeniach muzycznych. Może się wydawać, że tego typu praca jest przede wszystkim dobrą zabawą, podczas której można posłuchać muzyki na żywo, a przy okazji zobaczyć światowych artystów. Nic bardziej mylnego.
- Jest ciężko. Każdego dnia pracujesz kilkanaście godzin, cały czas stojąc na nogach. W moim przypadku trzeba być też czujnym, bo dzieje się bardzo dużo - mówi Michał (imię zmienione na prośbę rozmówcy), który pracuje na festiwalach jako ochroniarz.
"Nie miałam z czego wpłacić tej kaucji"
Julia i Michał pracowali przy dużych festiwalach w Warszawie i w Trójmieście. Ona jako wolontariuszka, on - jako wspomniany ochroniarz. Zasady dotyczące ich obowiązków i pracy nie były jednak takie same. Inaczej było także z wynagrodzeniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W zeszłym roku Julia miała okazję pracować na słynnym festiwalu w Gdyni, na który nie było łatwo się dostać. Na jedno miejsce startowało ok. 20 osób, bo zgłosiło się aż 4 tys. chętnych.
To jednak nie wszystko. Jako wolontariuszka musiała wpłacić prawie 1000 zł kaucji, która została jej zwrócona po festiwalu, a tym samym po ocenie, czy prawidłowo wykonała swoją pracę.
- Pieniądze pożyczyłam wtedy od siostry, bo nie miałam z czego wpłacić tej kaucji. Od rodziców było mi głupio wziąć - wyjawia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Oprócz tego dostała jeden bezpłatny ciepły posiłek dziennie, nieodpłatne miejsce na polu namiotowym oraz możliwość uczestniczenia w wydarzeniu w czasie wolnym.
Inaczej było w przypadku Michała.
- Jestem ochroniarzem, więc idę tam przede wszystkim do pracy. Jeżeli ktoś jej nie wykonuje i idzie np. do domu, to nie ma płacone za całość eventu. Więc jeśli ostatniego dnia podczas czterodniowego festiwalu "pójdziesz w tłum", a kierownik nie będzie mógł cię znaleźć, z pewnością to zgłosi - wyjawia.
Jak dostał tę pracę? Okazuje się, że nie jest to trudne.
- Przechodzimy ok. dwugodzinne szkolenie z podstaw prawnych i podstawowych zachowań podczas imprez masowych. Podpisujemy umowę - lub nawet nie - i w zasadzie jesteśmy już gotowymi pracownikami. Na festiwalach potrzeba naprawdę dużo ludzi, więc szanse na to, że nie załapiemy się na listę, są dosyć małe - stwierdza Michał Jak dodaje, w ciągu 10 lat pracy jako ochroniarz na festiwalach, odmówiono mu "może pięć razy".
"Po jednym dniu miałam dosyć"
Zarówno Julia, jak i Michał podkreślają, że praca na festiwalu nie jest związana z samymi przyjemnościami czy odpoczynkiem.
- Chciałam być wolontariuszką, a po jednym dniu miałam dosyć. Generalnie jest tak, że wolontariusz ma na festiwalu pomagać osobom niepełnosprawnym czy pilnować stref dla dzieci. I myślałam, że tak będzie. A okazało się, że musiałam sprzątać kubki po napojach, głównie piwie czy resztki jedzenia - opowiada.
- Pomijając stanie na nogach - chociaż wtedy pierwszy raz dowiedziałam się, czym są spuchnięte kostki - wcale nie jest tak, że możesz sobie pójść na jakiś koncert i się dobrze bawić. Niby można dogadać się z innymi wolontariuszami, żeby zmienili cię w danej strefie np. na dwie godziny, żebyś mogła posłuchać artysty, ale nie wszyscy się tego trzymają. Czasem się umawiasz, a oni nie przychodzą i mają cię gdzieś - dodaje.
Julia zwraca uwagę także na zachowanie uczestników festiwalu.
- Nigdy nie pracowałam w punkcie gastronomicznym, ale stałam tam po jedzenie i widziałam, co dzieje się w tych kolejkach. Od razu da się wyczuć, kto przyjechał się "polansować" ze stolicy, ma dużo pieniędzy i traktuje pracowników festiwalu, jak, delikatnie mówiąc, "gorszy sort" - zdradza.
Nigdy nie zapomni jednak tego, co widziała w festiwalowych toi toiach.
- Śmierdzi tam niesamowicie, a można spotkać w nich ludzi, którzy w tym brudzie i smrodzie uprawiają seks. Myślę, że większość uczestników chociaż raz była świadkiem takiej sytuacji, gdy chciała skorzystać z toalety. A kiedy się to widzi, to często się już rezygnuje - dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Alkohol, narkotyki i seks
O "kilkunastu godzinach dziennie na nogach" i uprawianiu seksu przez uczestników festiwalu mówi także Michał. On musi mieć jednak oczy dookoła głowy. Jako ochroniarz stwierdza, że chyba nic już go nie zdziwi.
- Na festiwalach jest zdecydowanie za dużo alkoholu. Chociaż pół biedy, jeżeli to tylko alkohol. Ludzie notorycznie mieszają go z narkotykami, które są regularnie przemycane. Część wyłapuje się oczywiście przy kontroli na wejściu, ale nie wszystko. Są też zażywane tuż przed wejściem na teren - oznajmia Michał.
- Na szczęście ludzie zazwyczaj nie przychodzą sami na takie wydarzenia albo nowi festiwalowi znajomi "ogarniają się" sami. Kiedy jest już bardzo źle, wtedy biegną po pomoc do nas. Ale często zdarza się, że ktoś się np. zgubi i przypadkowe osoby przychodzą i dają znać, że ktoś kogoś popycha lub ktoś gdzieś leży - ujawnia.
Dodaje, że w większości przypadków ochroniarzom udaje się ocucić takie osoby. Jeżeli nie, wzywani są medycy, którzy "mają swoje magiczne sposoby na postawienie na nogi".
- Dużo gorzej jest z narkotykami, bo takie osoby są praktycznie nieprzewidywalne, jeśli są przytomne. Zdarzały się przypadki, gdzie uciekały, atakowały wszystko i wszystkich albo w drugą stronę - przytulały się czy wyznawały miłość. Jeżeli osoba jest nieprzytomna, w szczególności kobieta, praktycznie od razu wymaga pomocy medycznej i płukania żołądka - opowiada Michał.
W kwestii uprawiania seksu na festiwalach, stwierdza, że jest to bardzo powszechne.
- Na takich wydarzeniach patroluje się tzw. miejsca newralgiczne. I bardzo duży nacisk kładzie się na to, że jeżeli już widzimy parę, która ma takie zapędy, to musimy wizualnie ocenić, czy obie strony na pewno wyrażają zgodę na seks - podsumowuje Michał w rozmowie z Wirtualną Polską.
"To najlepszy czas w roku"
Odmiennie zdanie na temat festiwali muzycznych mają sami uczestnicy. Natalia właśnie tam poznała swoich najlepszych przyjaciół. Jak mówi, połączyła ich zarówno ulubiona muzyka, jak i m.in. styl ubierania się. Nie ukrywa bowiem, że zawsze przygotowuje na ten czas specjalne stylizacje, którymi z przyjaciółmi wyróżniają się w festiwalowym tłumie.
- Bardzo lubię ten czas, bo nie dość, że świetnie się wtedy bawię z moimi przyjaciółmi, to możemy też zaszaleć, jeżeli chodzi o ubiór. To pewnie nic odkrywczego, bo biorąc pod uwagę np. festiwale w Stanach Zjednoczonych, praktycznie każdy jest tam w "innych", kreatywnych stylizacjach. W Polsce taka moda wchodzi jednak nieco wolniej, ale ma to już gdzieniegdzie miejsce i bardzo się z tego cieszę - stwierdza Natalia.
Jak ujawnia, jej stroje i makijaże zostały już docenione także przez znanych uczestników.
- Było kilka takich sytuacji, w których ktoś znany - aktorka czy influencerka zaczepiły mnie i powiedziały, że super wyglądam, że są pod wrażeniem mojego stroju czy makijażu. To zazwyczaj "młode nazwiska", które ja sama obserwuję w mediach społecznościowych. To naprawdę miłe - zauważa.
- Festiwale muzyczne są w ogóle świetną możliwością do poznania osób, których na co dzień widzimy na Instagramie czy w telewizji. To naprawdę fajna okazja, żeby do nich zagadać, przedstawić się, zrobić wspólne zdjęcie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś był dla mnie niemiły czy mi odmówił. To chyba kwintesencja festiwali - każdy jest tam pozytywnie nastawiony, choć nie zawsze wszystko dopisuje - podsumowuje.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.