Blisko ludziPracuje w oknie życia. "Żarty mogą skutkować tym, że matka wyrzuci dziecko na śmietnik"

Pracuje w oknie życia. "Żarty mogą skutkować tym, że matka wyrzuci dziecko na śmietnik"

Siostra Macieja Miozga przed oknem życia we Wrocławiu
Siostra Macieja Miozga przed oknem życia we Wrocławiu
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marta Kosakowska
11.08.2022 20:51

- Po kilku sekundach od otwarcia okna drzwiczki się blokują i nikt nie może ich już otworzyć od strony ulicy. Ten mechanizm ma zabezpieczać przed ewentualnym wyjęciem dziecka z okna przez kogoś postronnego. Jeśli ktoś znajdzie się w środku, to nie może z niego wyjść, dopóki ja nie odblokuję alarmu. Ludzie są wtedy bardzo zdziwieni - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską siostra Macieja Miozga ze zgromadzenia sióstr boromeuszek, która pracuje we wrocławskim oknie życia przy ul. Rydygiera 22-28.

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Skąd siostra wie, że w oknie życia pojawiło się właśnie dziecko? 

Siostra Macieja Miozga: Słyszę dzwonek specjalnego telefonu, który jest połączony systemem alarmowym z oknem życia. Gdy drzwiczki okna zostaną otwarte, telefon zaczyna dzwonić.  

I co siostra wtedy robi? 

Szybko zbiegam na dół, żeby zobaczyć, co się stało. 

Co się dzieje później? 

Jeśli w oknie jest dziecko, to oczywiście je wyjmuję i zajmuję się nim. Za oknem jest specjalne pomieszczenie z wszystkimi akcesoriami, które są niezbędne, by zaopiekować się niemowlęciem. Mamy podgrzewany materacyk, który jest cały czas podłączony do prądu, by w każdej chwili móc zagrzać dziecko, które trafi do okna życia. Noworodki szybko się wychładzają, szczególnie zimą. Poza tym często dzieci są nieodpowiednio ubrane, a wręcz nagie, zawinięte tylko w ręcznik, więc szybko musimy takie dziecko ogrzać. 

Poziom emocji, gdy bierze się na ręce dziecko pozostawione w oknie życia, musi być ogromny. 

Rzeczywiście, jest to ogromne przeżycie. Chociaż takie dziecko jest u nas krótko, bo tylko 15-20 minut, to zawsze towarzyszą temu duże emocje. Kiedy biorę takie dziecko na ręce, to mam poczucie, że zostało ono uratowane, że jest już bezpieczne i będzie mogło spokojnie żyć.  

Po tych 15-20 minutach, co się dalej dzieje z dzieckiem? 

Procedura jest taka, że najpierw dzwonimy na pogotowie. Przyjeżdża karetka z lekarzem, który ocenia stan dziecka. Jeśli jest taka potrzeba, lekarz zaczyna akcję ratunkową. Czasem zdarza się tak, że przed przyjazdem lekarza to my podejmujemy się reanimacji lub innych czynności ratunkowych. Później dziecko trafia na kilka dni do szpitala, gdzie jest szczegółowo badane.  

Kogo jeszcze zawiadamiacie? 

Policję i MOPS. Policję po to, by sprawdzili, czy dziecko nie zostało porwane, czy ktoś go nie szuka. A MOPS, by rozpocząć procedurę w sądzie, aby dziecko mogło trafić najpierw do rodziny zastępczej, a następnie do adopcji. Dziecku trzeba nadać tożsamość: imię i nazwisko, datę narodzenia oraz pesel. 

Policja szuka matki? 

Tylko w przypadkach, kiedy wiadomo, że dziecko jest ofiarą przestępstwa np. pobicia. Jeśli dziecko jest w dobrym stanie, absolutnie nie. Oddanie dziecka do okna życia z założenia jest anonimowe. W okienku nie ma monitoringu, podobnie jak w całej okolicy, żeby móc zapewnić kobietom, które zechcą oddać dziecko, pełną anonimowość.  

Od 2009 roku, odkąd działa wrocławskie okno życia, trafiło do niego 18 dzieci. Kiedy ostatnio brała siostra na ręce takie dziecko? 

Ostatnio – w styczniu tego roku - trafiła do nas dziewczynka. To było bardzo duże przeżycie, bo ta dziewczynka nie była już noworodkiem. Początkowo oszacowałam jej wiek na około sześć miesięcy, ale później lekarz stwierdził, że ma osiem. Kiedy po nią szłam do okna, z daleka już słyszałam płacz dziecka. Był tak głośny, że myślałam nawet, że to płacz jakiegoś dziecka z ulicy, z którym ktoś przechodzi obok. Okazało się, że to był płacz dziewczynki zostawionej w naszym oknie. 

Miała coś ze sobą? Jakiś list, dokument? 

Widać było, że mama chciała ją zabezpieczyć, bo prawie całe okienko było wypełnione. Dziecko było w nosidełku, a obok niego leżała paczka pampersów oraz torba, w której była butelka z mlekiem, smoczek i zabawka. Także dziecko miało coś swojego na start.  

Ta dziewczynka nie miała złego startu, ale zdarzają się na pewno dzieci w gorszych sytuacjach. 

Tak, kiedyś do okna życia trafiło dziecko w ciężkim stanie, które niestety zmarło. To było dziecko, które było wcześniakiem, maleńkie, bardzo wyziębione, prawdopodobnie urodzone w domu. Wiele wskazuje na to, że mogło trafić do okna życia już martwe. Ja wtedy jeszcze nie zajmowałam się oknem życia, ale inne siostry opowiadały, że zaczęły reanimować to dziecko, ale niestety nie udało się go uratować. 

Po czym widać, że dziecko było urodzone w domu? 

Niektóre dzieci nie są umyte, czasem widać, że są dopiero po porodzie. Nieraz nie mają nawet zaciśniętej pępowiny albo mają ją zaciśniętą nieprofesjonalnie. W szpitalu robi się to specjalnym klipsem. My mamy te klipsy, więc czasem to my tę pępowinę zaciskamy. 

Bywa tak, że razem z dzieckiem matka zostawia też list? 

Tak, czasem pojawiają się karteczki z datą urodzenia dziecka czy imieniem. Jednak najczęściej są to listy, w których matki się tłumaczą ze swojej decyzji o zostawieniu dziecka w oknie życia. Piszą, że nie były w stanie zajmować się dzieckiem i wyrażają nadzieję, że maluch trafi w dobre ręce.  

Śledzi siostra dalsze losy tych dzieci? 

Dopóki dziecko jest w szpitalu, mamy z nim kontakt. Takie dziecko nie ma nikogo, więc my mu zawozimy ubranka na zmianę, środki kosmetyczne i inne potrzebne rzeczy. Opiekujemy się nim. A kiedy takie dziecko idzie do adopcji, która jest anonimowa, to nasze drogi się rozchodzą. Jednak bywa tak, że rodzice takiego dziecka z własnej woli chcą mieć z nami kontakt. 

Odwiedzają was z dziećmi? 

Niektórzy wysyłają nam zdjęcia dzieci. Piszą, co u nich słychać. Nieraz też nas odwiedzają z dziećmi. Jest taka rodzina, która adoptowała dziewczynkę z okna życia. Przyszli kiedyś z nią w odwiedziny. Kiedy była już na tyle duża, że mogła zrozumieć, to powiedzieli jej, że była w oknie życia, że ją adoptowali. Wie, że nie są jej rodzonymi rodzicami, ale też zapewniają ją, że bardzo ją kochają. 

Czasem myśli siostra o tych dzieciach? 

Oczywiście. Często wspominamy z siostrami np. że trzy lata temu do okna trafił Franek i ciekawe, co u niego słuchać. Myślimy o tych dzieciach. 

A o ich matkach co siostra myśli? 

Podziwiam te kobiety za ich odwagę i absolutnie ich nie potępiam. Rozumiem to, że muszą być w bardzo trudnej sytuacji i nie jest im łatwo podjąć taką decyzję. Musi je to bardzo dużo kosztować. Na pewno chcą dobra dla tego dziecka, bo nie krzywdzą go, nie porzucają na śmietniku, tylko przynoszą do nas, bo wiedzą, że będzie bezpieczne. Myślę, że kieruje nimi chęć zapewniania dziecku lepszej przyszłości. 

Co by siostra powiedziała takiej matce, która właśnie stoi przed dylematem, czy oddać dziecko do okna życia? 

Zachęciłabym ją, żeby najpierw poszukała pomocy wokół siebie. Jest wiele organizacji, fundacji, które pomagają matkom - zarówno w kwestiach materialnych, jak i psychologicznych. Nawet u nas jest tzw. Bank Niemowlaka, do którego matki oddają rzeczy po swoich dzieciach, a inne matki mogą z nich skorzystać. Warto poszukać takich miejsc, bo naprawdę można uzyskać pomoc, będąc w trudnej sytuacji. 

Na jednej z grup na Facebooku zamieściła siostra prośbę o wsparcie w kompletowaniu wyposażenia okna życia.  

Tak, ostatnio okno życia jest regularnie demolowane i okradane. Ukradziono na przykład materacyk, rożki. Ktoś wszedł do okna, co poskutkowało zniszczeniem systemu alarmowego i łóżeczka, które kosztuje ponad 500 zł. Do tego pobrudził ściany, kopiąc je. Później delikwent nie mógł wyjść na zewnątrz. 

Pobrudzone ściany w oknie życia we Wrocławiu
Pobrudzone ściany w oknie życia we Wrocławiu© Archiwum prywatne

Jak to? 

Po kilku sekundach od otwarcia okna drzwiczki się blokują i nikt nie może ich już otworzyć od strony ulicy. Ten mechanizm ma zabezpieczać przed ewentualnym wyjęciem dziecka z okna przez kogoś postronnego. Jeśli ktoś znajdzie się w środku, to nie może z niego wyjść, dopóki ja nie odblokuję alarmu. Ludzie są bardzo zdziwieni, kiedy nie mogą wyjść. Myślą, że wejdą do okna życia, zrobią sobie selfie, a potem wyjdą, tymczasem drzwi się blokują. 

A później siostra takie "duże dzieci" odbiera z okna życia? 

Najczęściej w takiej sytuacji po prostu dzwonię na policję. To policja się takimi delikwentami zajmuje. Zwykle są to osoby pod wpływem alkoholu, więc nie chcę się z nimi szarpać. Ostatnio w oknie był dorosły chłopak, który był tak pijany, że nawet nie wiedział, jak się tam znalazł. Dwóch policjantów miało problem, żeby go stamtąd wyjąć.  

Zniszczone łóżeczko-wanienka z okna życia we Wrocławiu
Zniszczone łóżeczko-wanienka z okna życia we Wrocławiu© Archiwum prywatne

Jakie grożą za to konsekwencje? 

Przede wszystkim te osoby muszą pamiętać, że okna życia nie można zamknąć, np. żeby je pomalować czy naprawić zniszczenia. Musi ono być otwarte 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, że w każdej chwili matka mogła przyjść i zostawić w nim bezpiecznie dziecko. Nie możemy wywiesić w nim kartki z napisem "remont".  

Zdaje się, że nasze okno życia w tej chwili jest jedynym na Dolnym Śląsku. Jeśli chodzi o konsekwencje prawne dla osób, które demolują okno życia, to jeśli szkody nie przekroczą 500 zł, to jest to wykroczenie. Jeśli przekroczą, to jest to przestępstwo. Sprawa trafia do sądu. Pamiętajmy, że okno życia to miejsce, które ma za zadanie ratować dzieci, a głupie żarty mogą poskutkować tym, że jakaś matka się wycofa i np. wyrzuci malucha na śmietnik.

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (119)
Zobacz także