Prof. Zbigniew Fijałek: Sfałszowane leki mogą nawet zabić
W internecie bez problemu kupimy podrabiane leki. Nie trzeba nawet mieć recepty. Zapłacić za to możemy jednak swoim życiem lub zdrowiem. – Przez ostatnie dwa lata policja zlikwidowała u nas 12 dużych grup przestępczych, które nielegalnie produkowały sfałszowane leki i nimi handlowały. Wiedziemy niechlubny prym w Europie – mówi prof. dr hab. n. farm. Zbigniew Fijałek, wieloletni dyrektor Narodowego Instytutu Leków.
10.03.2024 06:50
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Czym jest farmacja kryminalistyczna?
Prof. Zbigniew Fijałek: To połączenie nauk farmaceutycznych z naukami prawnymi, czyli penalnymi. Funkcjonuje to w wielu państwach, szczególnie w Unii Europejskiej, ale również w Indiach, Pakistanie, Stanach Zjednoczonych. Nauka ta niestety musiała powstać, dlatego że przestępczość farmaceutyczna rozwija się w sposób niewyobrażalny.
Pierwsze oficjalne informacje, że coś takiego w ogóle istnieje, pojawiły się pod koniec XX wieku, choć fałszowanie leków jest tak stare, jak historia medycyny czy farmacji. Zawsze fałszowało się to, na co był największy popyt. A popyt na leki ciągle wzrasta, podobnie jak ceny leków – szczególnie nowych. Czasem jedna fiolka potrafi kosztować 20, 30, 40 tys. euro. Nie trzeba więc dużo ukraść albo sfałszować, żeby dużo zarobić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przed wprowadzeniem pojęcia "pharmaceutical crime" karanie tych przestępstw było zadowalające?
Absolutnie, było właściwie żadne. Większość instytucji, które za to odpowiadały, traktowała to jako łamanie praw własności intelektualnej. Inaczej mówiąc, takim samym przestępstwem było sfałszowanie płyty z filmem czy pary butów, co sfałszowanie leku. Dopiero w ostatnich latach udało się zwrócić uwagę, że tu nie chodzi o własność intelektualną, a o zdrowie publiczne.
Leki sfałszowane nie tylko szkodzą, ale mogą nawet zabić. Farmacja kryminalistyczna musiała u nas powstać również dlatego, że niestety pracownicy służby zdrowia mają o tym niewielkie pojęcie, żeby nie powiedzieć, że bardzo często żadne. Jestem farmaceutą i kilka dobrych lat zajęło mi tłumaczenie różnym instytucjom, że to są bardzo poważne problemy.
Udało się te instytucje przekonać?
Częściowo. Utworzyliśmy Stowarzyszenie "Stop Nielegalnym Farmaceutykom", którego głównym celem jest edukacja. Od 2016 r. organizujemy szkolenia dla policjantów. Farmację kryminalistyczną wprowadziliśmy do programu kilku wydziałów farmaceutycznych polskich uniwersytetów. Udało nam się też znaleźć biegłych, którzy zaczęli pisać opinie, że fałszowanie leków zagraża życiu lub zdrowiu. Dzięki temu sprawy kryminalne nabrały tempa.
Jak duża jest skala problemu w Polsce?
Przez ostatnie dwa lata policja zlikwidowała u nas 12 dużych grup przestępczych, które nielegalnie produkowały sfałszowane leki i nimi handlowały.
To wcale niemało.
Obawiam się, że wiedziemy niechlubny prym w Europie. Farmaceutyczna działalność przestępcza rozwija się również dlatego, że zyski są wielokrotnie większe niż z narkotyków, a kary niewspółmiernie niskie. Problem jest bardzo duży i narasta; szczególnie narósł w okresie pandemii, kiedy życie w znacznym stopniu przeniosło się do internetu. Bo o ile legalna sieć dystrybucji leków obejmująca apteki oraz szpitale jest w miarę bezpieczna, o tyle internet to jest jedna wielka tragedia. Są fora i grupy dyskusyjne, pseudoapteki internetowe, portale pełne reklam. Opłaca się ludzi, którzy piszą pozytywne komentarze pod produktami.
Tak, nie dalej jak wczoraj widziałam ofertę: 40 zł za napisanie 10 komentarzy.
O, proszę. Żyjemy w cyfrowym świecie, nie biorąc pod uwagę, że to w dużej mierze fikcja. Dyrektor generalny WHO mówi, że "leki są dobrem publicznym, a nie tylko kolejnym towarem. Po pierwsze, ze względu na ich dużą wartość społeczną oraz ze względu na fakt, iż pacjenci, farmaceuci i lekarze nie są w stanie ocenić ich jakości, skuteczności i bezpieczeństwa".
Nawet lekarz, gdy bierze lek do ręki, nie ma pewności, czy jest on oryginalny, czy sfałszowany! Gdy kupujemy żywność, to jesteśmy w stanie ocenić jej jakość. A tu łykamy tabletki albo przyjmujemy zastrzyki i nie mamy pojęcia, co znajduje się w środku. Wszystko opiera się na zaufaniu do tego, od kogo lek kupujemy.
Czyli my, kupujący, nie mamy możliwości zweryfikować legalności leków?
Nie mamy. Problemem, który jest czasem nawet poważniejszy niż leki, są suplementy diety.
Których Polacy biorą ogrom.
Za 8 mld zł w ubiegłym roku. Są tu dwa zasadnicze pytania: po co je kupujemy i gdzie je kupujemy. Sprzedaż leków przepisywanych na receptę bez recepty jest w internecie zabroniona. Jeżeli ktoś oferuje taki lek bez recepty, to od razu wiadomo, że jest to fałszywa apteka. Leków bez recepty nie mogą sprzedawać nieuprawnione podmioty. To może być tylko apteka, która ma zarejestrowaną sprzedaż internetową.
Niestety, suplementy diety, czyli żywność, może sprzedawać każdy. Co bardzo ważne, suplementy nie mogą zawierać substancji aktywnie czynnych, które obecne są w lekach. A są przecież te same substancje obecne i w lekach, i suplementach – taka sytuacja według mnie nie powinna mieć miejsca, zwłaszcza że suplementy nie podlegają żadnemu nadzorowi. Sanepidy sprawdzają je pod kątem obecności metali ciężkich, pestycydów, drobnoustrojów chorobotwórczych, ale nie sprawdzają, czy suplement zawiera to, co deklaruje producent. Olbrzymi problem to obecność w suplementach składników, które nie są wymienione na opakowaniu.
Przecież to jest nielegalne.
To przestępstwo. Zetknęliśmy się z tym pierwszy raz, gdy w sprzedaży jako lek zaczęła królować Viagra. Była wówczas dostępna na receptę. Natychmiast pojawiła się olbrzymia liczba suplementów diety na potencję, które zawierały tę samą substancję – sildenafil. Ale nie deklarowano tego na opakowaniach. Druga "królująca" grupa to suplementy na odchudzanie. W wielu wycofanych preparatach znajdowała się pochodna amfetaminy, która blokowała uczucie głodu, ale powodowała uzależnienie, psychozy, bezsenność itd.
Gdy oficjalnie wycofano z rynku odchudzającą sibutraminę, rynek natychmiast zalały suplementy, które ją zawierały, choć oczywiście nie deklarowano tego na opakowaniu. Potrzebujemy mocnych przepisów. Np. w Niemczech, jeśli kontrola wykryje, że suplement zawiera niedeklarowaną substancję, grozi za to do 15 lat więzienia. Z kolei amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) na przestrzeni ostatnich 10 lat wycofała z obrotu ponad 2 tys. suplementów.
Teraz znowu mamy boom na rynku: triumfy święcą analogi GLP-1, czyli np. Ozempic. Tylko że to lek na cukrzycę, a nie odchudzający. Ozempic – z powodu swojego działania redukującego masę ciała – stał się niedostępny w wielu aptekach. Natomiast kupić go w sieci bez recepty – żaden problem.
Sfałszowany Ozempic pojawił się w internecie w wielu krajach Unii. W Austrii (w październiku 2023 – przyp. red.) kilkadziesiąt osób trafiło do szpitala po zastosowaniu podróbek Ozempicu. Dodajmy, że jest to lek wstrzykiwany pod skórę, który powinien być przechowywany w lodówce. Oszuści tylko zmieniali etykietę penów insulinowych – które zawierały insulinę, a nie semaglutyd – i sprzedawali je właśnie jako Ozempic. U pacjentów dochodziło do niedocukrzenia, drgawek, omdleń. To samo jest z lekami psychotropowymi; np. Xanax też można kupić przez internet bez recepty.
Co jeszcze pana niepokoi?
Np. to, jak trudno odróżnić aptekę legalną od nielegalnej. Miało temu służyć wprowadzenie zielonego krzyża na stronie apteki, ale to nie funkcjonuje. Nie wie nawet o tym wielu lekarzy! To system dla fachowców, nie dla zwykłych ludzi. W każdej aptece miał też wisieć plakat z kobrą przestrzegający przed lekami sfałszowanymi, ale i to się nie sprawdziło.
Kolejna rzecz, o której nie mówi się właściwie wcale, to kradzież leków przewożonych TIR-ami. Najczęściej kradzione są leki onkologiczne i psychotropowe. Nielegalnie pozyskane leki wracają potem do legalnej sieci dystrybucji. Mieliśmy taką głośną sprawę, kiedy przestępcy zakładali w UE własne hurtownie. Kierowali tam ukradzione leki, które stamtąd trafiały do legalnej sieci aptek. Albo korumpowali hurtownie, które przygotowywały podrabiane dokumenty legalizujące wprowadzenie tych leków do obrotu.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska