Blisko ludziPrywatne życie policjantów. "Można zobaczyć tragedię, a później wybierać farby do pokoju"

Prywatne życie policjantów. "Można zobaczyć tragedię, a później wybierać farby do pokoju"

Prywatne życie policjantów pokrywa już gruba warstwa stereotypów i domniemywań. Funkcjonariusze zdradzili nam, jak to wygląda naprawdę i co dzieje się za drzwiami ich domów.

Prywatne życie policjantów. "Można zobaczyć tragedię, a później wybierać farby do pokoju"
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Kamionka/REPORTER
Paulina Brzozowska

20.09.2019 | aktual.: 20.09.2019 18:17

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nasz tekst "Żony i córki policjantów. Opowiedziały, jak wygląda życie pod jednym dachem ze stróżem prawa" spotkał się z głośnym odzewem mundurowych. Część z nich zarzuca nam stronniczość, część się z nami zgadza, a część pyta, czemu nie oddałyśmy głosu właśnie im. Robimy to teraz.

O pomoc w znalezieniu historii i wypowiedzi proszę Piotra Chwastowskiego, policjanta z 13-letnim stażem, autora fanpage'a i kanału na YouTubie "Psy Mają Głos", które prowadzi w czasie wolnym od służby. Niestety mundurowi, których zrzesza strona na Facebooku, podeszli do sprawy dość niechętnie i nieufnie, zarzucając nam nierzetelność. Jesteśmy w stanie to zrozumieć. Policyjne środowisko jest dość hermetyczne, a mundurowi boją się negatywnej oceny otoczenia. Mimo to, zgodzili się ze mną porozmawiać. Zaczyna Chwastowski.

Zobacz też: Zdziwiony zatrzymaniem. Reakcja policjantki szybko skończyła dyskusję

"Nagle, po latach, człowiek ma sen..."

- Ciężko mi stwierdzić, czy ktoś z mojego otoczenia cierpi na PTSD [zespół stresu pourazowego - zaburzenie psychiczne będące formą reakcji na skrajnie stresujące wydarzenie - red.]. Mam za sobą 13 lat służby i jestem w tym nieobiektywny. Być może nie dostrzegam pewnych rzeczy, bo są one dla mnie rutyną i codziennością. Odnośnie do pomocy dla policjantów, to obowiązkowo po użyciu broni funkcjonariusz odbywa spotkanie lub spotkania z policyjnym psychologiem - słyszę. On również miał taki epizod w swojej karierze zawodowej. - To było w pierwszym roku służby, gdzie skończyło się na szczęście tylko na strzale ostrzegawczym, bo napastnik w porę się opamiętał i nie musiałem do niego strzelać. Ale musiałem iść na rozmowę ze specjalistą – dodaje.

- Bardziej traumatyczne jest obserwowanie tragedii ludzkich – podkreśla po chwili. – W pierwszym momencie po człowieku to spływa, ale z czasem zaczyna wracać. Nagle, po kilku latach, człowiek ma sen, w którym z detalami widzi interwencję, gdzie facet popełnia samobójstwo, odstrzeliwując sobie głowę ze strzelby myśliwskiej – wyjaśnia policjant.

O stresie w pracy opowiada też Wiktor Radzikowski, policjant, który od 5 lat jest już na emeryturze. – Do dzisiaj bywają momenty, kiedy budzę się w środku nocy z krzykiem, bo widzę, jak przestraszone dziecko uciekające z samochodu po wypadku wpada pod TIR-a, który nadjeżdża z przeciwnej strony. Takie rzeczy musiałem oglądać na służbie – tłumaczy. – Nie da się tego uniknąć i nie da się do końca odciąć od stresu. Na szczęście bardzo pomogła mi opieka psychologiczna na komendzie. Dzięki niej udało mi się nie przenosić pracy do domu i nie wyładowywać emocji na bliskich. Mogłem wieść normalne życie prywatne – mówi.

Od tragedii do koloru ściany

Piotr Chwastowski przyznaje, że życie zawodowe policjanta trzeba oddzielać od jego relacji z bliskimi, ale nie zawsze się to udaje. – Czasami człowiek przychodzi do domu zmęczony, podłamany, zdruzgotany. Podczas 8-godzinnej służby można zobaczyć koszmar ludzkiego istnienia, a potem nagle trzeba przeskoczyć w realia wybierania odcienia koloru do pokoju w domu, bo właśnie remont się zaczyna. Ja miałem zasadę, że o rzeczach drastycznych, szokujących, nie opowiadałem w domu. Nie epatowałem nimi – stwierdza policjant.

Chwastowski znalazł jednak sposób na to, żeby znaleźć ujście dla negatywnych emocji, jakie go otaczały. – Było tego tak dużo, że wykorzystałem moje zdolności kreatywne i stworzyłem kanał "Psy Dają Głos". Tam robię filmiki, gdzie przedstawiam realne sytuacje ze służby. Są odcinki, przy których mówię żonie, żeby ich nie oglądała. Tak jest chyba lepiej. Zło tego świata potrafi przygniatać i nie każdy jest gotowy mierzyć się z nim oko w oko. Tworzony przeze mnie kanał to mój "wentyl" – wyjaśnia.

Dobry glina - zły glina

Policjantom często zarzuca się, że są agresorami w domu, że musztrują swoje dzieci i kontrolują bliskich. Chociaż i takie przypadki się zdarzają, znaczna część policjantów przyznaje, że po całym dniu napięcia, w domu nie mają już siły odgrywać "złego gliny".

- Nie raz, nie dwa słyszałem, że jak policjant, to trzyma wszystkich w domu twardą ręką. A ja w domu jestem miękki miś. Kiedy przekraczam próg domu, policjant zostaje na zewnątrz. W domu mogę w końcu cieszyć się ciepłem, nie muszę nikogo musztrować, pilnować, przesłuchiwać. Czasami zdarza się, że ostrzej zareaguję, jak np. nastoletnia córka, wracając od koleżanki, nie odbiera telefonu o 2 w nocy. Ale chyba każdy rodzic tak ma. Nieważne czy policjant, czy piekarz. Boję się o najbliższych. Kocham ich i nigdy bym nie skrzywdził. To oni mnie trzymają przy zdrowych zmysłach, chociaż czasami bywa ciężko – mówi Marek, policjant z działu prewencji, który prosi o nieujawnianie jego nazwiska.

Fascynaci, nie milicjanci z PRL-u

Jego słowa potwierdza również Chwastowski, dodając, że po skorumpowanych "milicjantach z PRL-u" nie ma już śladu. – Czasy, gdy królowała wóda, łapówki itp., należą do przeszłości. Policja pełna jest teraz młodych, dobrze wykształconych osób, którym – mówiąc kolokwialnie – "policja życia nie uratowała" – zauważa. To wiąże się z kolejną kwestią. – Nie zarabiamy kokosów, a i z każdym rokiem ubywa nam wszelakich przywilejów. Ci, którzy obecnie przychodzą do policji, wiedzą, że będą musieli pracować do emerytury długo, że będą zarabiali tyle, co kasjerka w dyskoncie. Dlatego uważam, że teraz policja pełna jest prawdziwych fascynatów, ludzi którzy gotowi są realizować swoje powołanie świadomi różnych niedogodności – przekonuje.

Czarne owce

Czy w takim razie patologiczne sytuacje wśród policjantów nie mają miejsca? Temu żaden z funkcjonariuszy nie zaprzecza, jednak niemal każdy przyznaje, że złamanie prawa przez mundurowego jest traktowane dwa razy bardziej surowo niż każdego innego obywatela. – Oczywiście, że są przypadki, gdzie policjant bije żonę, robi awantury po pijaku, czy bierze łapówki. Jednak kiedy to wychodzi na jaw, czekają go konsekwencje znacznie bardziej dotkliwe, niż tylko aresztowanie czy sprawa w sądzie. Najczęściej wiąże się to z dyscyplinarką. Nie ma przyzwolenia dla patologii w policji – podkreśla Artur, policjant z Poznania. – Takich przypadków nie ma jednak dużo. Czarne owce zdarzają się w każdym zawodzie. Nie tylko na komendzie – dodaje.

912

Socjolożka, dr Monika Żak z Uniwersytetu Śląskiego przeprowadziła badania naukowe na grupie 912 policjantów. W ankiecie, którą wypełnili mundurowi znalazły się pytania o stres wynikający z pracy, jego wpływ na życie osobiste i relacje międzyludzkie. Zdaniem Żak, podstawowym źródłem stresu policjantów nie jest niebezpieczeństwo wynikające z pełnienia służby. U progu ścieżki zawodowej wszyscy byli świadomi, że nie jest to "praca w bibliotece" (to cytat z kwestionariusza). Jest nim natomiast nadmierne obciążenie papierkowymi obowiązkami i nieodłączna presja czasu, które powodują zniechęcenie, zniecierpliwienie i wywołują stan permanentnego napięcia.

Z badań wynika również, że policjanci często nie mają wypracowanych metod walki ze stresem i bywa, że przenoszą go do domów, co może odbijać się negatywnie na najbliższych. Inni rozładowują napięcie poprzez uprawianie różnego rodzaju dyscyplin sportowych, a jeszcze inni niestety próbują pozbyć się niezdrowych emocji i obniżyć poziom adrenaliny za pomocą alkoholu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (159)