Przestrzegała ją przed kupnem domu. "Od razu wiedziała, że to flipper"
Własny dom lub mieszkanie to marzenie wielu osób. Niestety podczas zakupu nie wszystko da się przewidzieć. Długie dojazdy, wysokie ceny ogrzewania czy zamalowana farbą pleśń to tylko kilka przykładów, gdy radość z zakupu zmieniła się w koszmar.
Mateusz i Dagmara kupili dom w niewielkiej miejscowości pod Wrocławiem. Skusiła ich przede wszystkim okazyjna cena oraz rozkład pomieszczeń, które wyremontowali dokładnie tak, jak sobie wymarzyli. Jak przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską mężczyzna, odległość od miasta, która początkowo była atutem, okazała się jednak przekleństwem.
- Wydawało nam się, że dojazdy do pracy nie będą nam sprawiać większego problemu. Mamy prawa jazdy, samochód. W teorii wszystko wydawało się proste, "jakoś to będzie" - mówiłem. Teraz wiem, że nie będzie, a codziennie ponad dwie godziny mamy wyjęte z życia. Jak dojdzie jakiś remont czy kolizja na drodze to więcej - przyznaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Każde wyjście do kina czy restauracji musi być starannie zaplanowane, bo to już wyprawa. Jak gdzieś wieczorem idziemy ze znajomymi - to albo któreś z nas jest kierowcą, albo musimy płacić kosmiczne pieniądze za taksówki. Zresztą coraz rzadziej wychodzimy, bo po całym tygodniu dojazdów do pracy, w weekend po prostu nic się nam nie chce - dodaje.
- Na szczęście nie zapłaciliśmy wiele za ten dom, a ceny nieruchomości wzrosły, więc w razie czego uda się na tym zarobić. Będzie żal, bo jednak zrobiliśmy wszystko po swojemu, ale wolę coś mniejszego, byle w mieście, bo te dojazdy jednak nie są dla nas – podsumowuje.
Zobacz także: Podniósł czynsz o 800 zł. Potem "poszedł jej na rękę"
Zobaczył rachunki w nowym domu. "Prawie zemdlałem"
O własnym domu pod miastem marzył też Wojciech z żoną. Pracują zdalnie, więc w ich przypadku dojazdy nie stanowiły problemów. Nie wszystko było jednak tak kolorowe, jak wydawało się na początku.
- Dom jest piękny, przestronny. Żona urządziła go w bardzo przytulny i funkcjonalny sposób. Nie przewidzieliśmy jednego - problemów z ogrzewaniem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Przestronność i duże okna to atut, ale nie zimą. Domu dosłownie nie dało się wystarczająco ogrzać. Kaloryfery odkręcone na piątkę, my w grubych swetrach, a i tak było zimno. Gorąco zrobiło mi się za to, gdy zobaczyłem rachunek za ogrzewanie. Prawie zemdlałem. Był wyższy niż koszt wynajmu w Krakowie, więc na resztę zimy wróciliśmy do naszego starego mieszkania, a dom stał pusty. Nie było innego wyjścia. Rok później odłożyliśmy trochę pieniędzy i przerobiliśmy nieco instalację. Zamontowaliśmy rolety, więc było cieplej. No i byliśmy już przygotowani na to, ile musimy zapłacić za ogrzewanie – wyznaje.
Pleśń i ciągłe usterki
Wymarzone mieszkanie w Krakowie kupiła z kolei Julia wraz z narzeczonym. - Długo szukaliśmy, ale znaleźliśmy to, czego chcieliśmy. To znaczy, tak nam się wydawało, bo dzisiaj mam wrażenie, że to mieszkanie nas wykończy - stwierdza.
Już po przeprowadzce okazało się, że w mieszkaniu jest bardzo duży problem z wilgocią, a na świeżo wymalowanych ścianach jest pleśń.
- Dodatkowo już w pierwszym tygodniu zalaliśmy sąsiadów z dołu, bo instalacja w łazience była nieszczelna. Zresztą samą baterię prysznicową też szybko musieliśmy wymienić, bo się rozleciała. Jak wiele innych rzeczy w tym mieszkaniu, ale ja, zauroczona lokalizacją i eleganckimi wnętrzami, nie chciałam słuchać koleżanki, która tylko spojrzała na zdjęcia i od razu rzuciła, że to flipper – przyznaje.
- No i miała rację, a ja uwierzyłam w bajeczkę o mieszkaniu po zmarłej babci. Pewnie po babci, ale nie jego. I tak designerskie szafki okazały się nie tylko mało pojemne, ale marnej jakości. Później musieliśmy zapłacić za wymianę bezpieczników i zbieramy pieniądze na to, by przerobić tę "nową" instalację elektryczną, żeby można było w tym samym czasie gotować obiad, włączyć piekarnik i czajnik. Teraz od razu wywala korki – dodaje.
Julia przyznaje, że drobnych usterek było tak dużo, że w naprawy i remonty włożyli już ponad 60 tysięcy złotych. - A miało być tak pięknie, tylko wejść i mieszkać. Mieszkam - i od roku zastanawiam się, co jeszcze się zepsuje. Z nerwów się prawie rozstaliśmy i poważnie myślimy, czy nie sprzedać tego mieszkania i nie poszukać czegoś nowego. I tak mamy szczęście, bo w Krakowie ceny nieruchomości rosną, więc po tych remontach pewnie na tym zarobimy. Chociaż tyle – podsumowuje.
Uciążliwi sąsiedzi
Wymarzone mieszkanie okazało się koszmarem także dla Agnieszki, nie zdawała sobie sprawy z tego, jakich ma sąsiadów. - Mają trójkę dzieci, ale hałas jest tam taki, jakby mieli dziesiątkę. Krzyki, piski, kłótnie, przesuwanie mebli. Czasem mam wrażenie, że oni na górze na rowerach lub rolkach jeżdżą. Nie wiem, co tam robią i nie da się niestety nad tym zapanować - mówi.
- Spała u mnie ostatnio koleżanka i akurat trafiła na niespokojną noc. Rano przyznała, że dawno się tyle razy nie wybudziła i zastanawiała się, jak ja tu w ogóle żyję i pracuję - dodaje.
Koszmar z sąsiadką przeżywała też Joanna, która niedawno wprowadziła się do swojego mieszkania. Jak mówi Wirtualnej Polsce - początkowo miła starsza pani okazała się wyjątkowo wścibska i złośliwa.
- Najpierw miło mnie przywitała i o wszystko wypytała. Skąd jestem, gdzie pracuję, jakie studia skończyłam, wynajmuję czy kupiłam. Opowiedziała, kto mieszkał przede mną. Pomyślałam, że to zainteresowanie jest nawet dobre, bo przynajmniej kobieta zauważy, jeśli ktoś nieproszony będzie się kręcił. Niestety ona chyba stwierdziła, że skoro poświęciłam jej chwilkę to już zawsze znajdę dla niej czas - wspomina.
- Gdy kiedyś przeprosiłam i powiedziałam, że nie mam czasu na rozmowę, obraziła się i od tego momentu zaczęła jakąś osiedlową kampanię nienawiści do mnie. Dziwne rzeczy wygaduje, analizuje nawet moje zakupy. Wiem, bo słyszałam, jak pod oknem przekazywała innej sąsiadce, że kupiłam wino, więc wiadomo co ze mnie za "element". Kiedyś nawet zaczepiła kolegę, który mnie odwiedzał i sugerowała mu, że skoro już korzysta moich usług, to niech się przebada, bo nigdy nic nie wiadomo, a ja niby samotna, a tyle osób się u mnie kręci - śmieje się Joanna. Przypuszcza też, że sąsiadka zmaga się z nerwicą natręctw.
- Przy każdym wyjściu domu otwiera skrzypiącą skrzynkę, w której są zawory z wodą i je zakręca, bo, jak powiedziała zarządcy, mogłabym jej wodę ukraść. Więc nawet kiedy idzie do śmietnika, drzwiczki skrzypią przed wyjściem i po powrocie. Dodatkowo z dziesięć razy musi poszarpać klamkę, żeby się upewnić, czy zamknęła drzwi. O godz. 6 rano jest to wyjątkowo głośne, ale nic z tym nie mogę zrobić. Nie wyprowadzę się przecież z mieszkania, na które wzięłam duży kredyt, bo jakaś starsza pani musi się na kimś wyżyć - przyznaje.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl