Przetrwać z kobietą sukcesu
O wyzwaniach, jakie niesie związek z silną, niezależną kobietą, rozmawiają Benedykt Peczko i Renata Arendt-Dziurdzikowska.
03.06.2009 | aktual.: 27.06.2010 19:20
Dobrze by było, gdyby mężczyzna miał gotową odpowiedź na pytanie, jak radziłby sobie, gdyby został sam. Co by było, gdyby kobieta, z którą jest, nie odniosła sukcesu? Czy wtedy byłaby dla niego ważna? O wyzwaniach, jakie niesie związek z silną, niezależną kobietą, rozmawiają Benedykt Peczko i Renata Arendt-Dziurdzikowska.
– Na tę rozmowę oddelegowały mnie kobiety, którym się powiodło, lubią swoją pracę, są niezależne finansowo, awansują, zarządzają ludźmi. Długie lata na to czekały, ciężko pracując. Kobieta sukcesu chciałaby dzielić swoją radość z mężczyzną. Ale on nie dość, że się nie cieszy, to jeszcze ma za złe, szczególnie gdy sam boryka się z ograniczeniami na rynku pracy. Ona zarabia więcej, wyjeżdża, poznaje nowych ludzi, nie pyta, czy może sobie pozwolić na weekend w spa. To mężczyznę złości, niepokoi, staje się uszczypliwy, odmawia współpracy. O co chodzi?
– Mężczyzna po prostu nie może uwierzyć w swoje szczęście.
– ?
– Jest zbyt pięknie, żeby było prawdziwie. Obawia się, że partnerka przestanie tolerować sytuację, w której on nie dorównuje jej pozycją czy zarobkami, i powie: dosyć! Więc zaczyna być zazdrosny, bo przecież kobieta może znaleźć sobie kogoś atrakcyjniejszego, szczególnie że często wyjeżdża. Mało to tygrysów parkietu? To są zmory, które prześladują mężczyzn.
– Obawy na wyrost.
– Jednak stare wzorce ciągle mocno się trzymają. Większość z nas żywi przekonanie, że mężczyzna zasługuje na miłość kobiety dlatego, że się nią opiekuje, zapewnia byt, ochrania potomstwo. Tak jest w świecie zwierząt, tak było w świecie przodków, więc ten atawistyczny wzór, nieuświadomiony, dominuje i wpływa na samopoczucie mężczyzn, którym trudno uwierzyć, że kobiety mogą ich kochać za to, kim są. Jak reaguje otoczenie na sytuację, gdy kobieta ma większe osiągnięcia, więcej zarabia? Zaskoczeniem, zdziwieniem i niepokojem. Mężczyzna porównuje się do innych mężczyzn i słyszy od nich: „Chłopie, ależ ty się umiałeś urządzić!”. W głębi duszy oczywiście mu zazdroszczą.
– „Marek taki biedny, bo ma zaradną żonę. Jak on daje radę?” - to przy rodzinnym stole.
– A co słyszy kobieta od przyjaciółek? „Jak ty możesz pozwalać na taki układ? Przecież on cię wykorzystuje! Pogoń tego faceta!”. Gdy słyszy się takie komentarze raz, drugi, dziesiąty, można mieć wątpliwości. Mężczyźni wierzą, że muszą się wykazać, bo wszyscy im to mówią, matka, ojciec, a nawet jeśli nie mówią, to wyczekująco patrzą. Pytanie: „Jak możesz dopuszczać, żeby kobieta cię utrzymywała?”, nasuwa się samo.
– No tak, niemal na każdym publicznym spotkaniu na temat siły i niezależności kobiet wstaje mężczyzna i pyta: „To po co my jesteśmy? Do czego jesteśmy wam potrzebni?”.
– Dotykamy tu sedna związku, sensu jego tworzenia. Czy związek to kontrakt: co kto robi, żeby łatwiej się żyło? To zbyt ubogie. Jesteśmy ze sobą, ponieważ jesteśmy dla siebie wyjątkowi. Podjęliśmy decyzję bycia razem, kierując się potrzebą serca i radością, jaką daje wspólne życie. To być może brzmi zbyt romantycznie, bo przecież mamy obowiązki, wyzwania, relacje z teściami, kryzys gospodarczy. Ale co jest podstawą? Miłość, otwartość, wzajemna fascynacja, afirmacja swojego istnienia; jeśli tego nie ma, związek na dłuższą metę nie ma szans. Gdzie więc partnerzy lokują środek ciężkości swojego związku? Jeśli na szczycie systemu wartości znajduje się wspólne szczęście, cieszenie się swoją obecnością, wspieranie w rozwoju, wtedy cała reszta jest tylko środkiem pomocniczym do realizacji tych celów. Jeśli oboje wiemy, że jesteśmy dla siebie najważniejsi, wtedy osiągnięcia i pozycja nie będą źródłem zazdrości czy rywalizacji. Jednak oczywiście najczęściej jest tak, że pod wpływem silnej presji otoczenia i starych
wzorców kobiety i mężczyźni zaczynają się wahać, tracą siłę. Stan posiadania, status społeczny, materialny, zawodowy, kariera przesłaniają to, co jest istotą bycia razem. Związki stają się kontraktami, stają się instrumentalne. Wkrada się niezdrowa konkurencja: ty zarabiasz więcej, ja mniej, albo odwrotnie, ja robię więcej, męczę się więcej. I tak dalej, w nieskończoność, jakby którakolwiek ze stron musiała cokolwiek udowadniać.
– Niezależna, silna kobieta dużo wymaga od siebie i od ludzi, z którymi pracuje; dużo z siebie daje. To zrozumiałe, że wymaga także od partnera. Właśnie z wymaganiami mężczyzna nie daje rady, wygląda na to, że czuje się jak zdetronizowany król.
– Czego wymaga kobieta?
– Zaradności, dzielności, niektóre mówią: „Żeby wreszcie ruszył tyłek i coś zrobił!”.
– Zależy, co ten mężczyzna rzeczywiście robi. Bo przecież można sobie wyobrazić taką sytuację, że ona postawiła na swoją pasję, biznesową czy artystyczną, a on inwestuje pieniądze, dba o rodzinne sprawy, zajmuje się dziećmi, robi zakupy, gotuje. Są mężczyźni, którzy lubią gotować, lubią dbać o dom; dlaczego więc nie dzielić obowiązków w ten sposób? Mam wrażenie, że w wielu przypadkach kobiety – wbrew deklaracjom – nie akceptują i nie doceniają takiego wkładu mężczyzn we wspólne życie. Obawiają się, że jeśli nie będą miały wymagań, to mężczyzna się rozleniwi, będzie prowadził pasożytniczy tryb życia albo nie będzie się rozwijał. Tak jakby oczekiwały czy wręcz żądały, żeby mężczyzna realizował jedyny słuszny model, czyli ten, który realizują one same: bądź taki jak ja, bierz przykład. Tylko czy rzeczywiście mężczyzna tego potrzebuje i za tym tęskni? Zdarza się, że mężczyźni, którzy są z kobietami sukcesu, zwracają się po pomoc psychologiczną, bo mają wrażenie, że obcują w domu z panią menedżer. Po długim dniu
pracy, telefonach, kolacji, przewertowaniu prasy, obejrzeniu telewizji ona wślizguje się pod kołdrę, wyjmuje swojego laptopa i odpisuje na mejle. Taki styl nie sprzyja byciu razem, nie tworzy klimatu intymności; jeśli przerodzi się w rutynę, wtedy organizm przestawia się na inny rytm, kontakt między partnerami zaczyna być powierzchowny, sporadyczny, bardziej organizacyjno-służbowy niż uczuciowy. Gdy kobieta zaczyna żyć tylko swoją pracą, mężczyzna może czuć, że traci z nią kontakt, ich związek ubożeje i się wyziębia.
– Tak jest, gdy mężczyzna akceptuje siebie w nowej roli. Ale co wtedy, gdy „nie może uwierzyć w swoje szczęście” i nie robi nic albo bardzo niewiele, za to głównie sabotuje wysiłki kobiety. Wiele kobiet, które odniosły sukces, zapewnia, że gdyby mężczyzna dobrze się z tym czuł, one nie potrzebowałyby już niczego więcej do szczęścia. „Jestem dla niej bezcenny” – jak mężczyzna ma w to uwierzyć?
– Jest chyba jedyna droga – otwarcie na miłość i głębokie docenienie tego aspektu życia. A gdyby mężczyzna zadał sobie takie pytanie: co by było, gdyby kobieta, z którą jestem, nie odniosła sukcesu? Czy wtedy byłaby dla mnie ważna? Być może na nowo odczuje wówczas ten moment, który zadecydował, że są razem, i doceni wartość jej, swoją i ich związku. I będzie wiedział, dlaczego ona go wybrała i dlaczego jest dla niej cenny. Żyjemy w cywilizacji księgowo-rachunkowej, więc z takim docenieniem mamy kłopot, ale związek rządzi się innymi prawami, tutaj nie da się zrobić kalkulacji, przeliczyć zysków i strat. Czego więc kobieta może wymagać od mężczyzny? Dążenia do spełnienia siebie w miłości. Jeśli mężczyzna ma trudności w wyrażaniu uczuć, w komunikacji, w ekspresji, jeśli boryka się z niskim poczuciem wartości, nie realizuje pasji, zainteresowań, kobieta ma prawo wymagać, aby spożytkował dla własnego rozwoju sytuację, w której się znalazł; żeby docenił, że nie musi harować od dziewiątej rano do dziewiątej
wieczorem; żeby nie stał się wyłącznie konsumentem wygody, ale zainwestował w siebie, na przykład w trening rozwoju osobistego. O ile wiem, kobiety chętnie się na to godzą. – Och, pieniądze, pieniądze: „On nigdzie nie pójdzie, bo przecież nie ma pieniędzy”.
– To jest łatwe usprawiedliwianie siebie, wchodzenie w rolę biednego. Kobiety mają prawo wymagać, żeby on poczuł się bogaty w tym związku, także w sensie materialnym. Jeśli mężczyzna ma stabilną sytuację i nie musi tyrać, mógłby na przykład zrezygnować z kupowania gadżetów, a inwestować tylko w rzeczy niezbędne. I odkryć, że sens wspólnego życia zasadza się na czymś innym niż buszowanie po centrach handlowych w każdy weekend. Nasuwają mi się jeszcze dwie sugestie – dobrze by było, gdyby mężczyzna miał gotową odpowiedź na pytanie, jak radziłby sobie, gdyby nie miał tego, co ma. To gra wyobraźni, ale też mentalne przygotowanie się na inne wersje życia. Dobrze wiedzieć, że dałbym sobie radę sam, może nie byłoby tak dostatnio, ale też dobrze. Zyskuję wówczas większe poczucie wolności: jestem w związku z wyboru, nie z przymusu. Świadomość, że ta kobieta i bycie z nią jest dla mnie o wiele ważniejsze niż wspinanie się po szczeblach kariery tylko dlatego, że inni mężczyźni tak robią, może przynieść głęboki spokój.
Odnajduję wewnętrzną niezależność i mogę być partnerem dla niezależnej kobiety. Potrzeba tu odwagi wewnętrznego bohatera, który ośmiela się sam – często wbrew opiniom innych – zadecydować, co jest dla niego ważne i co daje mu szczęście.
– „Jeśli nic się nie zmieni, będziemy musieli się rozstać” – zdesperowane kobiety posuwają się do takiego ultimatum w nadziei, że może perspektywa utraty nim potrząśnie.
– Przewaga ekonomiczna jako narzędzie presji i dominacji nigdy się nie sprawdza. Co innego, gdy kobieta zwraca uwagę na warunki: mamy kredyty, sama nie dam rady, trzeba poszukać innych możliwości, musisz zarabiać więcej, żebyśmy stali się wypłacalni. To brzmi inaczej, bo odnosi się do konkretów, jest wyrazem troski, a nie straszakiem, nie ma na celu obniżenia pozycji mężczyzny czy upokorzenia go. Jeśli mija czas, a mężczyzna nie robi nic albo niewiele, to naraża kobietę na przykre konsekwencje. Jakie więc uczucia do niej żywi? Jeśli ona wtedy odejdzie, powodem nie będą pieniądze, ale poczucie zawodu i rozczarowania związane z utratą bezpieczeństwa. Kryzys może być też twórczy dla obojga. Znam sytuację, gdy dochodziło do rozstania partnerów. Oboje przyjrzeli się swojemu związkowi z dystansu, przemyśleli wiele spraw. Ona ograniczyła ilość zawodowych obowiązków, on przełamał wewnętrzny impas i poszukał dobrej pracy. Doszli do wniosku, że chcą być razem, i odbudowali związek na nowych wartościach.
– Łatwo się rozstać, trudniej zostać. Podobno rozwija nas to, co trudniejsze. – Oczywiście, że czasami rozstanie jest konieczne. Jednak znacznie częściej jesteśmy zahipnotyzowani obowiązkami, presją środowiska, przejęci swoją społeczną pozycją, ambicjami, pożądaniem rozmaitych dóbr, i ślepi na to, kim jest ta kobieta/ten mężczyzna, z którą/z którym dzielimy życie. Troska o siebie nawzajem i o związek, głębokie docenienie wspólnoty, którą tworzymy, wiara, że damy radę, gdy pojawią się trudności, bo jesteśmy tu we dwoje – te wartości są niewymierne, ale bezcenne. Jeśli zostaną zachowane, życie popłynie.