Blisko ludziPolacy pokochali wekowanie. Przez cały rok zbieramy słoiki, jesienią może ich zabraknąć

Polacy pokochali wekowanie. Przez cały rok zbieramy słoiki, jesienią może ich zabraknąć

Choć jeszcze kilka lat temu wekowanie kojarzyło się z babciami i ciociami, dziś, obok zbierania grzybów, to powód do dumy – niezależnie od wieku. – Przygodę z wekami zaczęłam od desperackich telefonów do przyjaciółek. "Masz słoiki? Przynieś! Każdą ilość" – opowiada w rozmowie z WP Kobieta Beata z Małopolski.

Polacy pokochali wekowanie. Przez cały rok zbieramy słoiki, jesienią może ich zabraknąć
Źródło zdjęć: © 123RF
Agnieszka Mazur-Puchała

08.09.2020 | aktual.: 08.09.2020 15:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeszcze kilka lat temu robienie przetworów na zimę było passe. Zajmowały się tym głównie babcie, o ile miały jeszcze siłę. Potem rozdzielały swój doskonały sok malinowy, konfiturę z róży czy dżem truskawkowy między wnuczęta. Żeby miały na zimę, dla odporności. W ostatnich latach sytuacja zmieniła się diametralnie – dziś wekowanie jest na topie. I nic dziwnego, bo to samo dobro: wykorzystujemy lokalne produkty lub warzywa i owoce z własnego ogródka, a przy tym tworzymy przetwory ekologiczne i pozbawione chemicznych dodatków.

Jeśli chodzi o historię i tradycję, to zwyczaj zamykania owoców i warzyw w słoikach jest stosunkowo nowy, czego dowiadujemy się z rozmowy z Iwą Kołodziejską ze Stowarzyszenia Pracownia Etnograficzna.

– Wekowanie jest powiązane z pojawieniem się na rynku szczelnie zamykanych słoików produkowanych przez firmę WECK. Był to początek XX wieku – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Taka forma konserwacji żywności stała się popularna w Polsce po drugiej wojnie światowej, szczególnie w latach 70. i 80. Było to powiązane z kryzysem i trudnościami z zaopatrzeniem. Wekowano wtedy nawet mięso. Jeśli chodzi o kiszenie, to ma ono dużo starszy rodowód. Jest jedną z technik konserwowania żywności poznanych przez ludzkość bardzo wcześnie. O fermentacji liści barszczu zwyczajnego na terenach współczesnej Polski można przeczytać na przykład w "Zielniku" Syreniusza, ale kiszono dużo, dużo wcześniej – dodaje Kołodziejska.

W tym roku mamy prawdziwy boom na przetwory. W dużej mierze wynika to z pandemii. W marcu Polacy tłumnie ruszyli do sklepów ogrodniczych i rozpoczęli uprawy w ogrodach, na działkach, balkonach, a nawet w doniczkach. Przyszedł czas zbiorów i… trzeba coś z tymi dobrami zrobić. Tymczasem w sklepach zaczyna brakować słoików.

Masz słoiki? Przynieś!

Beata Z. z Małopolski jest jedną z tych osób, które przygodę z wekowaniem zaczęły dopiero w tym roku. Czas nie jest jednak zbyt dobry dla początkujących.

- W tym roku po raz pierwszy posadziłam pomidory i ogórki. Mam też cukinie – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Miałam z tych upraw dużo radości przez ostatnie miesiące, ale teraz jest problem. Warzyw mam mnóstwo i nie jesteśmy w stanie ich przejeść. Stwierdziłam, że zacznę robić przetwory. I tu pojawiły się schody. Kiedy poszłam do sklepu po słoiki do weków, okazało się, że zostało dosłownie kilka sztuk. Na dodatek tylko w jednym rozmiarze. Przygodę z wekami zaczęłam więc od desperackich telefonów do przyjaciółek. "Masz słoiki? Przynieś! Każdą ilość". Na szczęście udało się pozbierać trochę szkła z piwnicy.

Wkrótce rozpoczęła się produkcja przetworów na zimę. – Początki wcale nie były przyjemne. Samo robienie przecieru pomidorowego i leczo z cukinii nie było szczególnie wymagające, ale miałam lęki przed wyparzaniem słoików i pasteryzacją – opowiada. – Mam gdzieś z tyłu głowy wspomnienie z dzieciństwa, kiedy mojej babci strzeliły słoiki i powidła śliwkowe były w całej kuchni. Bałam się pękającego szkła. Na szczęście nic się nie stało, więc po pierwszym dniu już się rozluźniłam.

W spiżarni Beaty znajdują się teraz nie tylko przetworzone pomidory i cukinie. Znalazło się też miejsce na kiszone ogórki.

- I nie tylko, bo tak się wkręciłam w robienie przetworów, że zaczęłam zbierać też owoce od znajomych. Moje sąsiadki mają ogródki działkowe, a tam maliny, jeżyny i jabłka. Spytałam, czy by się nimi nie podzieliły. Nie było z tym większego problemu. Dziś prażę jabłka – będę miała gotowy "wsad" do szarlotki. I już myślę, co jeszcze zamknąć w słoiku. Jedno jest pewne – od teraz gromadzę szkło, żeby w przyszłym roku nie martwić się tym, że nie mam jak robić weków.

Zaczęło się od klęski urodzaju

Joanna Bogiel mieszka w Warszawie, ale od lat czas spędza też 70 km od stolicy, gdzie znajduje się jej działka z sadem, ogrodem i winnicą. Kiedy jej dzieci były małe, zaczęła tam sadzić warzywa, krzewy i drzewa owocowe. Joannie zależało na tym, aby miały one szansę jeść zdrowo – bez chemicznych oprysków.

– Dwa lata temu przeżyłam klęskę urodzaju – opowiada w rozmowie z WP Kobieta. – Wtedy też zaczęłam robić przetwory w niemal hurtowych ilościach. I okazało się, że sprawia mi to ogromną przyjemność.

Czy ma jakieś sekretne receptury, przekazywane z pokolenia na pokolenie? – Nie, ale ze względu na to, że uwielbiam gotować, mam w swojej spiżarce wyjątkowe połączenia. Hummus z brokułów z octem balsamicznym i czosnkiem, ketchup pomidorowo-śliwkowy, konfitury z wędzonej papryki z cukrem trzcinowym, pastę z kiszonych buraków z dodatkiem prażonych pestek słonecznika… Mogę tak wymieniać jeszcze długo. Jest tego naprawdę sporo – mówi.

Spiżarnia Joanny już teraz pęka w szwach. Nie ma problemów ze słoikami? - Nie mam. Zaopatruję się w mojej sprawdzonej hurtowni – wyjaśnia. – Unikam kupowania słoików w supermarketach, bo zazwyczaj są one felerne. Zakrętki nie dają się dokręcić, co oznacza, że moja praca poszłaby na marne.

Weki przywołują wspomnienia

– Moja mama robiła weki. Ja zająłem się tym niedawno. Przede wszystkim dlatego, że w ten sposób przywołuję miłe wspomnienia z dzieciństwa – opowiada w rozmowie z WP Kobieta Adam Kucharski. – Pamiętam, że zawsze przyglądałem się jej krzątaninie w kuchni. Myła owoce, obrywała szypułki. Było też wielkie mycie słoików, bo u nas w domu zawsze się je zbierało, żeby były na jesień. Umyte lądowały na strychu. A moją misją było bieganie na górę po słoiki i nakrętki. Ciągle je myliłem, więc musiałem robić tych kursów naprawdę sporo.

Jak wyglądał początek sezonu w domu Adama? – Kiedy tylko nadchodził czas zbiorów i szykowania przetworów na zimę, nasza kuchnia zaczynała tętnić życiem – mówi. – Pachniało gotowanymi porzeczkami, cały czas czuło się, że dom po prostu żyje. Później, zimą, razem z rodzeństwem delektowaliśmy się smakiem przetworów robionych przez mamę. Teraz wekami zajmuję się sam, biorąc owoce z sadu mojej cioci. Mam pewność, że są z dobrego źródła, a to ważne. Robię dżemy i nalewki według własnej receptury. Nie są to hurtowe ilości, mam je na własny użytek.

Komentarze (10)