Przyjechali do sanatorium. Wyrzucono ich już pierwszego dnia

Co się dzieje w sanatorium? / zdjęcie poglądowe
Co się dzieje w sanatorium? / zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © East News | ARKADIUSZ ZIOLEK

02.07.2024 13:24, aktual.: 02.07.2024 14:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Agnieszka i Natalia, które pracują jako fizjoterapeutki w sanatorium, często spotykają pacjentów łamiących regulamin. Ich zdaniem, każda grupa wiekowa, niezależnie od wieku, potrafi wykazać się pomysłowością w łamaniu zasad.

W rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka wspomina pacjenta, który został przyprowadzony do sanatorium przez policję w stanie nietrzeźwości.

- Alkohol oczywiście jest obecny. Mieliśmy takiego pana, którego kompletnie pijanego i słaniającego się na nogach przywiozła wieczorem z centrum miejscowości policja. Jak oni się z nim dogadali, nie wiem, ale jakimś cudem doszli do tego, że on jest od nas i przyjechał na turnus. Podwieźli go do recepcji i przekazali w ręce recepcjonisty - mówi.

"Nie doczekali nawet wizyty lekarskiej"

To jednak nie wszystko. Jak opowiada fizjoterapeutka, niektórzy pacjenci nie doczekali nawet wizyty lekarskiej, która miała się odbyć na drugi dzień. Byli tak pijani i agresywni, że musiała przyjechać po nich policja i wyjeżdżali, zanim turnus na dobre się rozpoczął.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W rozmowie wspomina również o pacjencie, który już pierwszej nocy tak dobrze się pobawił, że w nocy zaczął podrywać współlokatora.

- Totalnie obcego dla siebie człowieka, bo przydział jest automatyczny i nikt nikogo nie pyta o preferencje. Oczywiście rozpętała się awantura, wdali się w bójkę, wyrzucali sobie rzeczy przez okna, a współlokator tak uciekał, że skręcił sobie kostkę. Musiała przyjechać policja i zauroczony lokator zakończył swój pobyt wcześniej - opowiada.

Turnusowe związki

Zarówno Natalia, jak i Agnieszka przyznają, że wielokrotnie były świadkami turnusowych związków. Kuracjusze często ściągają obrączki tuż po przekroczeniu progu ośrodka.

- Jedni starali się to ukryć, ale to i tak widać. Zresztą sami pacjenci chętnie opowiadają, co się dzieje w pokojach i na korytarzach wieczorami. Jeden pan mi sam powiedział, że "grunt to nie dać numeru telefonu ani adresu, bo przyjedzie później taka i co on żonie powie" - relacjonuje Agnieszka.

Czasami pacjenci zmieniają nawet na czas pobytu swoje imiona.

- My w karcie mamy przykładowo pana Henryka, ale już dla sanatoryjnej partnerki jest on Dariuszem. Tworzą inny świat, jakby ich życie na trzy tygodnie znikało, a oni wchodzili w turnus z czystą kartą w myśl zasady, że co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium - śmieje się Agnieszka.

Natalia dodaje natomiast, że często sanatoryjne małżeństwa, jak je nazywa, w weekendy o sobie kompletnie zapominały, bo przyjeżdżała w odwiedziny rodzina. Ale kiedy samochód z rodziną wyjeżdżał za bramę, oni na nowo podgrzewali płomień namiętności.

Ona same również otrzymywały propozycje wieczornych zabiegów za dodatkową opłatą. - Są pacjenci, którzy usilnie starali się nas zaprosić na kolację - oznajmiają w rozmowie.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

© Materiały WP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (104)
Zobacz także