Przyjeżdżają do Polski za pracą. Kończą z próbami samobójczymi

Przyjeżdżają do Polski za pracą. Kończą z próbami samobójczymi

Ofiary handlu ludźmi padają ofiarami oszustw i manipulacji / zdjęcie ilustracyjne
Ofiary handlu ludźmi padają ofiarami oszustw i manipulacji / zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | rawfile redux
Aleksandra Lewandowska
18.10.2023 06:00

- W niektórych miejscach pomoc medyczna jest na takim poziomie, że kobieta, która rozcięła sobie rękę w pracy, musiała skleić ją taśmą klejącą, choć rana wymagała szycia - mówi w rozmowie z WP Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji La Strada.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: W latach 90. jednym z największych problemów związanych z handlem ludźmi była prostytucja. Jak jest obecnie?

Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji La Strada: 85 proc. osób, z którymi pracujemy, to ofiary pracy przymusowej. Ofiar wykorzystywanych w seksbiznesie jest znacznie mniej niż kiedyś. W ciągu ostatnich 30 lat świat się bardzo zmienił. Zmieniła się także przestępczość. Sprawcy handlu ludźmi oszukują i manipulują zamiast stosować twardą przemoc. Całe zniewolenie dzieje się w głowie. W psychice.

Jak traktowane są kobiety spoza Europy, które przyjeżdżają do pracy do Polski?

Jedna z pań, która się do nas zgłosiła, lubiła rozmawiać z ludźmi. Została jednak uznana za "zalotną". Już to pokazuje, że sytuacja w miejscu pracy jest dla kobiet zza granicy niebezpieczna. To kobiety, które pracują w fabrykach czy pieczarkarniach. Są kwaterowane w koedukacyjnych pokojach, w których czują się niepewnie i boją się zasnąć. Można by powiedzieć: "Ale przecież nikt ich do tego nie zmuszał". Okazuje się natomiast, że nie mają wyboru, ponieważ nie mają dokąd pójść.

"Jedyny człowiek, który mówił w moim języku, powiedział mi, że zostanę aresztowana i deportowana" - opowiadała nam jedna z ofiar.

Dla osób z Kolumbii czy Wenezueli aresztowanie nie oznacza tego samego, co dla kobiet z Europy. W ich kraju wiąże się z niewyobrażalnym zagrożeniem.

Czyli przyjeżdżają tu do pracy i przez cały czas żyją w strachu.

Przyjeżdżają same na zupełnie inny kontynent. Często wchodzą w związki z rozsądku, bo jeżeli będą miały partnera, będą bezpieczniejsze. Są bardzo odważne i zdeterminowane. Kiedy trafiają do nas i otrzymują propozycję zakwaterowania w mieszkaniu koedukacyjnym bądź w schronisku dla kobiet, zawsze wybierają schronisko.

Tam czują się bezpieczniej.

Dokładnie tak. Dlatego dziwię się, że instytucje w Polsce, takie jak chociażby Kościół, nie pomyślały do tej pory, żeby otworzyć kobiece hostele dla pracujących migrantek.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Takich migrantek jest wiele?

Przez naszą fundację przeszły dokładnie 243 osoby z Ameryki Łacińskiej, choć nie znajduje się ona w top 15 pracowników, którym wydano najwięcej wiz. Dlatego mamy taką hipotezę roboczą, że najczęstszymi ofiarami handlu ludźmi w Polsce mogą być osoby z Indii, Pakistanu, Filipin, Indonezji i Bangladeszu. Tylko że one nie proszą o pomoc. Boją się o nią prosić. W ciągu ostatnich lat mieliśmy np. pojedyncze sprawy z Filipin, osiem z Ameryki Łacińskiej.

Cały czas mówimy jednak o osobach spoza Europy. To oznacza, że wśród Europejczyków problemu handlu ludźmi nie ma?

Jest, oczywiście. Ale wygląda zupełnie inaczej. Sytuacja osób z Europy jest przede wszystkim dużo łatwiejsza. Jeżeli coś się nie powiedzie, powrót do domu nie jest tak kosztowny. Obecnie pracujemy z naprawdę niewielką grupą osób z Polski, bo jeśli któraś z nich padnie ofiarą wykorzystania i zgłosi to odpowiednim służbom w dowolnym kraju europejskim, szybko otrzyma pomoc i zakwaterowanie. Dostanie pomoc socjalną i możliwość znalezienia innej, lepszej pracy.

W 2019 roku powiedziała pani w jednym z wywiadów, że pracownicy z Polski są najczęściej wykorzystywani w Wielkiej Brytanii. Czy od tego czasu coś się zmieniło?

To nie jest już tak aktualne, bo dziś do Wielkiej Brytanii jest znacznie trudniej wjechać. Jeszcze kilka lat temu można było wpakować trzech bezdomnych mężczyzn do samochodu i przewieźć ich przez granicę bez czyjejkolwiek wiedzy. Teraz jest to dużo trudniejsze, co jest plusem, jeżeli chodzi o zagrożenie wykorzystaniem. Łatwość wyjazdu sprzyja migracji. Dlatego też w ostatnim czasie pojawiło się u nas tylu pracowników z Ameryki Łacińskiej - mogą wjechać do Polski bez wizy, jako turyści.

A czy Polacy są wykorzystywani we własnym kraju?

Są takie przypadki. Polski wymiar sprawiedliwości dość dobrze odrobił lekcje ze spraw, które były lub są związane z wykorzystywaniem seksualnym. Nie nauczył się natomiast jeszcze, że ofiarą przestępstwa, jakim jest handel ludźmi, może paść np. bezdomny alkoholik. Bo jeżeli zgodził się na takie traktowanie, to "sam sobie na to zasłużył". Podobnie z osobami, które "zgodziły się na to", aby zarabiać 400 zł miesięcznie i miały tak wpisane w umowie.

Takie sytuacje miały miejsce?

Niestety tak. Jeżeli w grę wchodzi umowa zlecenie, można zrobić z pracownikiem wszystko. Można w niej wpisać nawet najbardziej bzdurne kary, które z punktu widzenia współżycia społecznego są niezgodne z prawem. Tak było chociażby w przypadku Mirosława K., który został skazany za to, co wyprawiał w warszawskich restauracjach. W umowach jego pracowników był zapis, że jeżeli któryś z nich spojrzy mu w oczy, zapłaci karę 50 euro. Pracownicy musieli chodzić ze spuszczonymi głowami.

Ciężko to nawet pojąć.

W Fundacji przeprowadzamy teraz małe badanie 50 przypadków wykorzystywanych pracowników. Proszę sobie wyobrazić, że w niektórych miejscach pomoc medyczna jest na takim poziomie, że kobieta, która rozcięła sobie rękę w pracy, musiała skleić ją taśmą klejącą. Chociaż rana wymagała zszycia.

Przedstawiciel pracodawcy potrafi pojechać z osobą chorą do lekarza i powiedzieć: "Proszę tylko zapisać leki, nie dawać żadnego zwolnienia". Zmuszanie do pracy ludzi, którzy są chorzy, ciężko przeziębieni, mają nadwyrężone mięśnie, jest bardzo częste.

I nie można z tym nic zrobić?

W pierwszej połowie 2023 roku aż 195 osób opowiedziało nam podobne historie. Nie możemy reagować emocjonalnie, bo naszym zadaniem jest pomoc w uzyskaniu możliwości złożenia zeznań. A to nie jest proste. Problemem jest chociażby różnica kulturowa.

To znaczy?

Podam taki przykład. Filipińczycy są ulubionymi pracownikami na całym świecie. Wie pani dlaczego? Bo są to ludzie bardzo mili i uprzejmi. A przez to czasami bardziej wykorzystywani.

Filipińscy kierowcy zimą mieszkali w nieogrzewanych kontenerach. Mieli 150 m do najbliższego prysznica. Posiłki gotowali na świeżym powietrzu, na mrozie. A na pytanie: "Czy było im zimno?", odpowiadali: "No, nie było ciepło". Proszę pomyśleć, jak w takiej samej sytuacji brzmiałaby odpowiedzieć pracownika np. z Polski. Prokuratorowi jest trudno zakwalifikować odpowiedź Filipińczyka jako skargę na uciążliwe warunki.

Są jednak jakieś granice wytrzymałości.

To wszystko zależy od psychiki danego człowieka. Jakiś czas temu zgłosiła się do nas dziewczyna z Ukrainy, która przyjechała studiować do Polski, kiedy nie była jeszcze pełnoletnia. Jej mieszkanie było zadłużone, dlatego zgłosiła się do kogoś, żeby pracować jako sprzedawczyni. "Pracodawca" poinformował ją jednak, że ta oferta pracy nie jest już aktualna, ale ma dla niej inną.

Podstępem zwerbowano ją, żeby pracowała na kamerkach. Zaoferowano jej spore pieniądze, więc zgodziła się, podpisując umowę, z której nie mogła się potem wycofać. Jeżeli by to zrobiła, musiałaby zapłacić im krocie, ponieważ w umowie były zapisy o karach finansowych. Pracowała tam przez długi czas, chociaż tego nie chciała. Wiem, że ktoś znajomy pomógł jej to zakończyć.

Bardzo mocno to odchorowała. Nie miała żadnego wsparcia, w tym przede wszystkim psychologicznego. Była w tym wszystkim osamotniona, a dodatkowo nie wiedziała, że może to zgłosić na policję. Nie wiedziała, że to przestępstwo.

Wydaje się, że mało kto ma tak naprawdę świadomość, czym jest handel ludźmi i co możemy zrobić, kiedy stajemy się jego ofiarą.

U tej dziewczyny zakończyło się to kryzysem psychicznym. Są jednak przypadki, kiedy ludzie próbują popełnić samobójstwo. Przez bardzo długi czas pracowaliśmy z mężczyzną, który chciał to zrobić. Jego historia jest wyjątkowo brutalna, bo jako osoba bezdomna pracował w gospodarstwie, gdzie nie nazywano go jego imieniem i nazwiskiem, a mówiono na niego "gówno". Kiedy zapomniał wykonać polecenie, ze strachu przed konsekwencjami usiłował się powiesić. Na szczęście przeżył. Jego życie zmieniło się po czasie na lepsze.

Dlatego należy pamiętać, że sytuacje, w których czujemy się wykorzystywani, robimy coś wbrew naszej woli, jesteśmy źle traktowani czy krzywdzeni, są podstawą do tego, aby szukać pomocy. Pamiętajmy, że im dłużej zgadzamy się na złe traktowanie, tym trudniej nam będzie się wyzwolić.

Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Potrzebujesz pomocy? Fundacja La Strada prowadzi telefon zaufania: +48 605 687 750. Więcej informacji znajdziesz W TYM MIEJSCU.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.