Quo Vadis Indio?

Quo Vadis Indio?

Quo Vadis Indio?
23.06.2006 14:18, aktualizacja: 25.06.2010 15:50

Nie ma innego miejsca na świecie, gdzie krowy przechadzają się ulicami z dostojeństwem boga Shivy, gdzie ludzie zasypiają i budzą się na ulicy z pogodą ducha milionerów, mimo że na życie musi wystarczyć im kilkanaście rupii, wyżebranych od białych turystów.

Nie ma innego miejsca na świecie, gdzie krowy przechadzają się ulicami z dostojeństwem boga Shivy, gdzie ludzie zasypiają i budzą się na ulicy z pogodą ducha milionerów, mimo że na życie musi wystarczyć im kilkanaście rupii, wyżebranych od białych turystów.

Gdzie piękne kobiety w tradycyjnych szatach i z czerwonymi kropkami Bindi na czole mieszają się w tłumie z tysiącem tak samo wyglądających śniadych mężczyzn w rozchełstanych kurtach pijamach.

Indie – dla jednych miejsce święte, oczyszczające, jak wody Gangesu, a dla innych – oaza chaosu i brudu, od której odgrodzić się można jedynie przebywając w sterylnych, dźwiękoszczelnych hotelach pierwszej klasy. Bo że kraj ten stał się ważnym punktem na turystyczno-biznesowej mapie wiedzą już wszyscy. Dlatego niezrażeni opowieściami o malarii, zatruciach pokarmowych, ubóstwie i brudzie, turyści i wysłannicy wielkiego biznesu wsiadają do samolotów, pociągów, autobusów, by postawić swą zachodnia stopę na magicznym lądzie.
W kraju, gdzie wciąż ponad 300 milionów ludzi żyje za dolara dziennie, (co stanowi 80 proc. społeczeństwa – według Banku Światowego wskaźnik skrajnego ubóstwa), wszyscy turyści to potencjalni Krezusi. Czy byliby to backpackers, podróżujący ze skromnym budżetem młodzi ludzie, czy bogaci Anglicy lub Holendrzy, czy na przykład Polacy, przybyli z kraju, o którym przeciętny Hindus nikłe ma pojęcie – wszyscy „biali” noszą znamiona bogactwa.

„Hey Mam?”, „Miss”, „Good mornin’!”- na ulicach nie dawały nam spokoju głosy ludzi, oferujących swoje usługi, proszących o datek, sprzedających koraliki, zwoje materiału, papierosy, czy hinduskie przysmaki. O Indiach pisze się w ostatnich latach jako o najszybciej rozwijającej się gospodarce, zwłaszcza na rynku programów komputerowych i usług typu call-center. Wielkie korporacje światowe takie, jak Microsoft, Google, Citibank przenoszą swoje centra informacyjne do Indii w ramach tzw. outsourcingu. Oznacza to, że rocznie miliony absolwentów uniwersytetów czy collegów w Indiach znajdują zatrudnienie w którejś z sieci amerykańskich gigantów. Młodzi Hindusi obsługują już ponad połowę światowych call-center i infolinii, pracując za czwarta część tego, co ich pracodawcy musieliby zapłacić w swoich krajach. Jak mówi szef Wipro Spectramind – wiodącej firmy outsourcingowej – Raman Roy - „Obsługujemy cały glob, niezależnie od strefy czasowej czy klimatycznej”.

W dobie globalizacji nie wydaje się to nikogo dziwić, jednak realia są dla rozwiniętej części świata słabo dostrzegalne. Różnica czasu między Stanami Zjednoczonymi a Indiami wynosi, co najmniej, 10 godzin, a Europą, około 6 godzin. Oznacza to, że pracownicy infolinii rozpoczynają swoją zmianę w nocy, siedząc ze słuchawkami na uszach do rana. Ich dzień (a właściwie noc) pracy to stres i ciągłe pilnowanie akcentu, który powinien być, jeśli nie bardzo amerykański, to chociaż neutralny.

W Indiach świadomość wykorzystywania taniej siły roboczej przez świat zachodni jest wciąż niewielka. Zarobki pracowników call-centers to około 100$ tygodniowo, co plasuje ich wśród finansowej elity kraju. Jeśli dodamy do tego luksus pracy w klimatyzowanych pomieszczeniach, darmowe obiady (a właściwie kolacjo-śniadania) wydaje się, że ta nowa „klasa średnia” to synonim sukcesu. Połowicznego, niestety. Ponad dziesięciogodzinny dzień pracy, nocne zmiany, częste kontrole (wzorcowa rozmowa z klientem nie powinna przekroczyć 2.5 minuty) i absolutny brak czasu na życie prywatne są w stanie zrobić z człowieka cyborga. Niektóre media już biją na alarm, że Hinduskie społeczeństwo przyszłości składać się będzie z upośledzonych psychicznie i niezdolnych do budowania normalnych związków ludzi.

A serce Indii wciąż bije w rytmie zmian przyrody, tradycyjnych świąt, tysięcy bóstw i obrzędów oraz kolorów. Hindusi, młode i starsze pokolenie, zastanawiają się, gdzie ich miejsce w globalnym świecie. Tam, gdzie kierują ich politycy i anglojęzyczne media, czy może w tym starym porządku, w którym bóg Shiva, muzułmański meczet i postkolonialne kościoły chrześcijańskie znajdują wspólny język?

Aleksandra Kaniewska

Źródło artykułu:WP Kobieta