Blisko ludziRatownik: Uratowani często są w szoku, nie rozumieją, co z nimi się działo

Ratownik: Uratowani często są w szoku, nie rozumieją, co z nimi się działo


Ratownicy pamiętają tragiczne akcje
Ratownicy pamiętają tragiczne akcje
Źródło zdjęć: © East News
14.07.2021 11:10

Serialowy "Słoneczny patrol" w rzeczywistości oznacza ciężką, codzienną pracę. Ratownicy WOPR opowiadają o tym, co dzieje się w wodzie i na plażach. - Naprawdę biegamy z bojkami. Bywa, że plażowicze nam kibicują, dostajemy oklaski, gdy kogoś uratujemy. Łeba to bardzo imprezowe i zatłoczone miejsce, jest bardzo dużo pracy w wakacje – wyjaśnia jeden z ratowników.

Mamy połowę lipca. W tym wakacyjnym miesiącu utonęło już 21 osób. - Teraz główną przyczyną utonięć nie jest alkohol, ale brawura. Jeżeli miałbym podać kilka rad, które zwiększą bezpieczeństwo nad wodą, to na pewno: pływanie tam, gdzie są ratownicy, nie na dzikich kąpieliskach. Wybierajmy tylko miejsca strzeżone. Kluczowe jest stosowanie się do regulaminu i zaleceń ratowników, oni naprawdę wiedzą, co mówią, nie ma sensu się z nimi wykłócać. Męczący są wczasowiczce, którzy uważają, że jak zapłacili za bilet na kąpielisko, to wszystko im wolno. Na koniec dodam jeszcze, żeby nie skakać do wody na główkę w nieznanych miejscach – mówi ratownik Jarosław Białochwalek, prezes WOPR w Nysie.

Pamięta się tragiczne akcje

Krzysztof Jaworski jest ratownikiem od 30 lat, prezes Legionowskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego mówi, że ciężko policzyć akcje, w których wziął udział. - Pamiętam te, które przynoszą największe tragedie, zrozpaczone rodziny, pięcioletniego chłopca pod wodą, pustą butelkę po wódce na brzegu i "pływaka", który utonął. Na szczęście jest dużo więcej akcji, które kończą się sukcesem. Są też takie, które nazywamy standardowymi, np. wywrotka łodzi, kajaka. Wyciągamy osoby, ratujemy tych, którzy zaczynają się topić, później "sprzątamy" wywrócone jednostki – mówi Jaworski.

- Uratowani często są w szoku, nie rozumieją, co z nimi się działo, często nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. Bywają tacy, co dziękują, zdarzają się tacy, co nawet dobrego słowa nie powiedzą. My nie pracujemy po to, by nam dziękowano i tego nie oczekujemy. Jednak są też miłe gesty – podziękowanie na Facebooku, pismo od uratowanego, ale to są jednostkowe przykłady. Niestety wiele osób uważa, że my jesteśmy po to, by ich ratować i im służyć pomocą. Mówią, że to im się należy, bo płacą podatki. Nie zdają sobie sprawy, że WOPR, też u nas w Legionowie, to przede wszystkim wolontariusze. Oczywiście, że mamy też takie plaże, kąpieliska, gdzie możemy opłacić ratowników, ale większość z nich pomaga osobom zagrożonym na wodzie w ramach wolontariatu – tłumaczy Jaworski.

W Łebie najniebezpieczniejszy jest falochron

- Ratownikiem jestem od trzech lat. Pracuję na kąpielisku w Łebie. Tam naprawdę można się dużo nauczyć. Mamy wiele szybkich akcji, takich do 20 minut. Większość wypadków zdarza się na plażach niestrzeżonych i obok falochronu. My pracujemy na kąpielisku, ale przecież nie zostawimy ludzi tonących kilkadziesiąt metrów obok – mówi Krzysztof Jagielski.

- Miłe sytuacje też się zdarzają. Kiedyś z kolegą, w czasie patrolu, w deszczowy, zimny dzień, zobaczyliśmy parę pływaków, których prąd spychał na falochron. Biegnąc do morza, zrzucaliśmy ciepłe kurtki, spodnie, by szybciej płynąć. Parę udało się uratować. Kiedy wyszedłem na brzeg, moje ubrania były zebrane, ułożone, ba nawet poskładane w kostkę. Starsza pani, która spacerowała na plaży to zrobiła. Pomachała i poszła dalej – opowiada Jagielski.

Akcja ratunkowa
Akcja ratunkowa © WOPR NYSA

Nocne połowy i poranna akcja ratunkowa

- O czwartej nad ranem dostaliśmy telefon, że dwóch wędkarzy silny wiatr burzowy zepchnął w trzciny po dzikiej stronie jeziora. Po czterech godzinach nieudanych prób wypłynięcia zadzwonili po pomoc. Byli tak zdenerwowani, że nie pamiętali numeru alarmowego. Razem z policjantami wodnymi ich wyciągnęliśmy. Na brzegu czekały już żony, które bynajmniej niedelikatną perswazją zakazały im nocnych połowów. Wędkarze nie sprawdzili prognozy pogody, najedli się strachu. Myślę, że dzięki temu doświadczeniu nie będą już więcej łowić, nie sprawdzając, jaka ma być pogoda – relacjonuje Jarosław Białochwalek z Nysy. Ratownik ma nadzieję, że reprymendy od żon zadziałają.

Nyski ratownik przypomina sobie śmieszną, jednak bolesną sytuację. - Nasze jezioro jest naprawdę spore, mamy wyznaczoną strefę bezpieczeństwa, tak by nie pływać na skuterach niedaleko brzegu. Jednak czasem właściciele tego sprzętu wodnego bardzo chcą się "pokazać" i pływają zbyt blisko, co jest niebezpieczne, inni po prostu nie panują nad maszynami, które mają silnik o mocy 300 koni mechanicznych. Tak było z małżeństwem, które pływało na naszym jeziorze, zderzyli się na środku. Były ciężkie obrażenia. Udało się ich uratować, a my do teraz pamiętamy, że był to rodzinny wypadek – dodaje Białochwalek.

Zabawa w ewakuacje dla przedszkolaków

Czasem dzięki pomysłowości ratowników, stosunkowo niebezpieczna akcja na jeziorze, dla jej uczestników może być świetną zabawą. Wszystko jest kwestią organizacji, zachowania zimnej krwi, a przede wszystkim doświadczenia. - Kiedyś na statku zepsuł się silnik. Niby mała awaria, ale nie dało się płynąć, do brzegu było kilkaset metrów, na pokładzie 40 przedszkolaków z opieką. Dzieciom powiedzieliśmy, że to nagroda na za dobre zachowanie, były szczęśliwe w czasie ewakuacji. Wszystko przebiegło sprawnie, a przedszkolaki z radością przesiadły się do łodzi policyjnych i naszych, nie wiedziały, że to była akcja ratunkowa, podobały im się nasze migające światła, miały super zabawę – mówi Białochwalek.

Ratownicy przestrzegają, żeby nie pływać na skuterach niedaleko brzegu
Ratownicy przestrzegają, żeby nie pływać na skuterach niedaleko brzegu © WOPR NYSA

Jak w "Słonecznym patrolu"

- Naprawdę biegamy z bojkami. Bywa, że plażowicze nam kibicują, dostajemy oklaski, jak kogoś uratujemy. Łeba to bardzo imprezowe i zatłoczone miejsce, jest bardzo dużo pracy w wakacje – wyjaśnia Jagielski. - Czasem plażowiczki chcą sobie robić z nami zdjęcia. To miłe, ale nie po to jesteśmy na plaży, żeby pozować do fotek. My naprawdę pracujemy – mówi Jagielski.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (124)
Zobacz także