Gloria Swanson. Jej bielizna kosztowała więcej niż luksusowe limuzyny
Czy można opływać w luksusy, być bożyszczem tłumów i czuć się niewolnicą, która nie może sama decydować o swoich najbardziej intymnych sprawach? Jak najbardziej, jeśli jest się gwiazdą Hollywood w latach 20. XX wieku. Gloria Swanson, niekwestionowana królowa Fabryki Snów, za swą walkę o wyrwanie się spod kurateli producentów i prawo do szukania szczęścia zapłaciła bardzo wysoką cenę. Czy było warto?
29.11.2024 15:51
– Relacje mojej matki z mężczyznami zazwyczaj kończyły się tragicznie – wzdychała jej córka Michelle. – Pragnęła, by ktoś ją zdominował, ale to nie mogło się zdarzyć, bo sama miała zbyt dominujący charakter. Mężczyźni wkraczali w jej życie jak rumaki, a kończyli jak fryzowane pudle umizgujące się o herbatnik.
Nie potrafiła ułożyć sobie życia i związać się z kimś na stałe. Być może winne było jej dzieciństwo – to wtedy nauczyła się, by do niczego zbytnio się nie przywiązywać. Przyszła na świat w 1899 r. w Chicago, a że jej tata był żołnierzem, wychowywała się w kolejnych bazach wojskowych. Nie chciała spędzić w nich całego życia, marzyła, by zostać śpiewaczką operową.
Na prawdziwej scenie po raz pierwszy stanęła jako 13-latka w San Juan, stolicy Puerto Rico, gdzie akurat stacjonował jej ojciec. – Wszystkie oczy były zwrócone na mnie i podobało mi się to – wspominała. Kino było jeszcze w powijakach, więc młode marzycielki raczej nie fantazjowały o karierze aktorskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gloria przed kamerę trafiła przypadkiem. Podczas zwiedzania chicagowskiego studia filmowego, gdzie zabrała ją ciotka, zwrócił na nią uwagę przewodnik wycieczki i przedstawił komu trzeba. "Filmy wydawały mi się toporne i naiwne" – wspominała ówczesne nieme kino, ale gaża 13,25 dolarów tygodniowo (dzisiejsze 340 dolarów) stanowiła wystarczający wabik. Gdy niedługo potem jej rodzice się rozstali, Gloria rzuciła szkołę i wyniosła się do rodzącego się po drugiej stronie kontynentu Hollywood.
– Gdy byłam młoda, żaden mężczyzna w moim wieku nie miał wystarczających pieniędzy, by utrzymywać mnie na poziomie, jakiego się po mnie spodziewano. A nie ma co się oszukiwać – kocham luksus, styl, całą tę pompę. Kiedy umrę, na moim grobie napiszcie dwa słowa: Płaciła rachunki. Oto historia mojego życia prywatnego – podsumowała kiedyś.
W swoim pierwszym małżeństwie to ona utrzymywała dom – aktor Wallace Beery, choć 13 lat starszy, radził sobie dużo gorzej niż ona. Nie to jednak stanowiło ich największy problem. Beery brutalnie zgwałcił ją podczas nocy poślubnej, a gdy zaszła w ciążę, podał jej środki poronne, mówiąc, że to specyfik na poranne mdłości. Swanson obudziła się w szpitalu, a gdy doszła do siebie, wniosła o rozwód.
Jej kolejne małżeństwo trwało tylko ciut dłużej – tym razem wybrankiem był Herbert K. Somborn, dystrybutor filmowy i restaurator starszy od niej na tyle, że zwracała się do niego "Tatuśku". Ich córka, również Gloria, urodziła się w 1920 roku, ale Swanson nie zamierzała poświęcać kariery dla macierzyństwa. W tym czasie grywała w czterech, pięciu filmach rocznie, a jej udział gwarantował milionową widownię. Częściej niż w domu bywała więc na planie filmowym, a w rezultacie sfrustrowany mąż złożył pozew rozwodowy, oskarżając ją o zdradę z 13 mężczyznami, wśród nich wymieniając reżyserów i aktorów. Wybuchł skandal, a w oczach opinii publicznej Gloria z idolki zmieniła się w ladacznicę. Wśród 10 tysięcy listów od fanów, jakie otrzymywała tygodniowo, pełno było głosów oburzenia.
Wytwórnia, zatrudniająca ją za rekordowe tysiąc dolarów dziennie, zareagowała natychmiast. Do kontraktu Glorii Swanson dopisano "klauzulę moralności". Szybko odczuła jej skutki. Na planie filmowym we Francji poznała Henriego de la Falaise, zubożałego markiza, którego skusiła skromna pensyjka tłumacza. Tytuł arystokratyczny zrekompensował Glorii różnicę w zarobkach i na drodze romansowi nic nie mogło już stanąć.
Co innego jeśli chodzi o rodzinne szczęście – Swanson zaszła w ciążę z Henrim cztery miesiące przed sfinalizowaniem rozwodu z poprzednim mężem. Wytwórnia nie była zachwycona perspektywą kolejnego skandalu i Gloria musiała przerwać ciążę. Źle przeprowadzony zabieg niemal pozbawił ją życia, nim stanęła na nogi, minęły cztery miesiące. Ślub z Henrim odbył się jeszcze w Paryżu i do Ameryki jechali już jako markiz i markiza. "Wracam. Zorganizujcie owacje" – zatelegramowała do Paramountu.
W Nowym Jorku przywitały ich tysiące wielbicieli, podczas podróży pociągiem do Kalifornii na każdej stacji czekały na nią tłumy. Sukces upajał, ale nie łagodził żalu po stracie dziecka. Nie miała zamiaru pozwolić, by wytwórnia nadal rządziła jej życiem. Odrzuciła propozycję nowego kontraktu na rekordowy milion dolarów rocznie i uznała, że doskonale poradzi sobie sama. To jednak nie mogło być łatwe. Nie była przyzwyczajona do oszczędzania, tylko na bieliznę wydawała rocznie sumę, za którą można było kupić 20 fordów A. Weszła w spółkę z powołaną przez Chaplina wytwórnią United Artist, gdzie artyści z artystami mieli dyskutować o sztuce filmowej. Szybko odkryła, że dyskutuje się raczej z prawnikami i finansistami, a jedyna sztuka brana pod uwagę to sztuka zarabiania pieniędzy.
Dwa filmy, które Swanson wyprodukowała dla UA, okazały się finansową klapą, choć dla ich ukończenia zastawiła swoją biżuterię i sprzedała apartament w Nowym Jorku. Zwróciła się po pomoc do bankowca Josepha Kennedy’ego, ojca JFK, romansującego wówczas z przemysłem filmowym – i nie tylko. Chociaż według Glorii wyglądał jak "wujaszek z klasy pracującej", z jego pewnością siebie trudno było walczyć. Obsadził firmę Swanson własnymi ludźmi, Henriego – aby mieć go z głowy – zatrudnił w oddziale we Francji, a sam zabrał się do obsypywania Glorii prezentami – jak się miało okazać, kupowanymi za jej własne pieniądze. Gdy doprowadził jej firmę i małżeństwo do upadku, uznał, że znudziło mu się kino wraz z jego gwiazdami i rzucił Swanson razem z całym Hollywood.
Gloria znalazła pocieszenie w ramionach playboya, atlety, aroganta Michaela Farmera. Gdy dowiedział się, że zaszła w ciążę, zmusił ją do ślubu, choć jeszcze nie dostała rozwodu z Henrim. Tym razem stała się więc najsłynniejszą bigamistką Hollywood – jej kolejny rozwód dwa lata później nikogo już nie zdziwił. Spróbowała małżeństwa jeszcze raz, z maklerem-alkoholikiem Williamem Daveyem. Gdy obraził się, bo wręczyła mu ulotki Anonimowych Alkoholików, dała sobie spokój z romansami na kolejne 20 lat.
Chociaż jak mało która gwiazda niemego kina sprawdziła się na ekranie w filmach dźwiękowych – ba! w jednym w nich nawet śpiewała! – jej image rodem z kabaretu lat 20. przestał przyciągać widzów do kin. W 1938 r. przeprowadziła się do Nowego Jorku i skupiła na teatrze, oprócz tego pisała felietony do gazet, prowadziła audycje radiowe, rzeźbiła, malowała, a także, niczym współczesna trendsetterka, promowała zdrowy tryb życia, wegetarianizm, dietę makrobiotyczną i jogę, przy okazji lansując ubrania i biżuterię. Dla równowagi, jako zagorzała republikanka, promowała wprowadzenie obowiązkowej modlitwy do szkół.
W czasach II wojny z Henrim, z którym dalej łączyła ją przyjaźń, założyła firmę, sprowadzającą do Ameryki żydowskich naukowców i wynalazców z Europy pod pozorem poszukiwania patentów. Wydawało się, że ani ona nie tęskni za kinem, ani kino za nią. I wtedy Billy Wilder zaproponował jej przesłuchanie do "Bulwaru Zachodzącego Słońca".
– Przesłuchanie?! Ja? – oburzyła się, nigdy dotąd nie musiała ubiegać się o rolę. W końcu ugięła się, zgodziła się na test ekranowy, zaakceptowała ułamek swojej dawnej stawki, przełknęła to, że przed nią angaż zaproponowano Mae West, Mary Pickford, Poli Negri... i była przeszczęśliwa. Podczas pracy nad filmem niemal nie wychodziła z roli upadłej Normy Desmond, dawnej gwiazdy kina niemego.
– Jestem nadal wielka, to filmy stały się małe! – wykrzykuje jej bohaterka. Swanson nominowano do Oscara, ale statuetki nie otrzymała. Podczas gali wszystkie oczy były zwrócone na nią. – Chcieli, by mi zależało – mówiła. – Oczekiwano, że w razie przegranej rzucę się na ziemię z krzykiem, zrobię scenę.
Nie dała im tej satysfakcji. Zdawała sobie sprawę, że "Bulwar" to zwieńczenie jej kariery. Odtąd oferowano jej tylko role starzejących się aktorek, nie zamierzała jednak grać własnego cienia.
Pojawiła się jeszcze parę razy w kinie i telewizji, ale nie przywiązywała wagi do tych ról. Jako 77-latka wyszła za mąż po raz ostatni, nareszcie szczęśliwie, za pisarza i promotora zdrowego trybu życia, Williama Dufty’ego. Byli razem aż do jej śmierci w 1983 r. Małżeństwo poprzedził kilkunastoletni związek na kocią łapę, lecz tym razem nikomu to nie przeszkadzało.