Sekrety Pałacu Prezydenckiego. Tak wygląda życie pierwszych dam

- Kwaśniewska po skandalu w Charkowie, kiedy to Aleksander pojawił się pijany na uroczystościach, przeprowadziła w Pałacu prawdziwe śledztwo. Najtwardszych borowców doprowadziła do spazmów i drżenia - zdradza Dominika Długosz, autorka książki "Tajemnice Pałacu Prezydenckiego".

Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy, Dominika Długosz
Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy, Dominika Długosz
Źródło zdjęć: © PAP

Aleksandra Zaprutko-Janicka, dziennikarka Wirtualnej Polski: Nieczęsto się zdarza, żeby z Pałacu Prezydenckiego wyciekały informacje. Ludzie, którzy towarzyszyli Aleksandrowi Kwaśniewskiemu za jego kadencji, w większości stoją za nim murem i nie zdradzają rzeczy, które mogłyby mu zaszkodzić. Mimo to w książce wspomina pani o historii, jak to koledzy z partii pilnowali pewnego dnia, żeby Kwaśniewski jeszcze podczas kampanii wrócił po pracy do domu. Jechali nawet za nim samochodem i na światłach przekonywali go, żeby nigdzie nie skręcał. Ktoś mógłby wysnuć wniosek, że miał zamiar wybrać się do kogoś innego, nie do żony.

Dominika Długosz: Kwaśniewscy musieli się ze sobą poukładać jako przyszła para prezydencka. Myślę, że to był przypadek, kiedy on musiał złapać oddech, pobyć sam. Kto wie, może żona akurat ciosała mu kołki na głowie o to, że ciągle jest w pracy? Jolanta i Aleksander wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na żadne historie, które byłyby dwuznaczne.

Żona nie była przekonana do startu Aleksandra w wyborach. Kampanie są wyczerpujące. Na tym tle może dochodzić do spięć i awantur między małżonkami. Mimo to wszyscy moi rozmówcy z Pałacu Prezydenckiego podkreślali, że to była para stworzona do polityki. Oni od początku wiedzieli, czego chcą. Pamiętajmy, że wbrew pozorom, też do bycia żoną polityka trzeba mieć konkretne kompetencje, wiele rzeczy znosić, a czasami wziąć trzy głębokie oddechy, żeby nie zacząć krzyczeć.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jolanta Kwaśniewska o swojej książce, radach dla przyszłej prezydentowej i samopoczuciu męża

Gdy wkraczali na Krakowskie Przedmieście, czekała ich ogromna praca. Jolanta zaczynała od zera, bo Danuta Wałęsa w Warszawie niemal nie bywała. Za jej czasów instytucja pierwszej damy i szerzej pary prezydenckiej praktycznie nie istniała. Kwaśniewska musiała ją zbudować od zera.

Lech Wałęsa chyba nawet nie zapytał Danuty, co ona myśli o jego starcie w wyborach i przenosinach do Warszawy. De facto Jolanta i Aleksander byli naszą pierwszą parą prezydencką. Kwaśniewska, wprowadzając się do Pałacu, nie miała niczego. Nawet biura. I nie mówię tu o sztabie ludzi odpowiadających za działania pierwszej damy, tylko dosłownie pomieszczenia, w którym mogłaby usiąść.

Wykonała zatem ogromną pracę w kwestii tego, jak wygląda dzisiaj instytucja pierwszej damy.

Absolutnie! Ale nie doceniamy roli, jaką odegrała szerzej w polityce. Po pierwsze, stworzyła prezydencki ośrodek Mewa w Juracie, który w prezydenckiej polityce międzynarodowej okazał się bardzo istotny, w szczególności za czasów Lecha Kaczyńskiego. Po drugie, chyba jakimś szóstym zmysłem wyczuła, że polityki nie uprawia się tylko w studiach programów publicystycznych, w których panowie w niedopasowanych garniturach opowiadają sobie smutne rzeczy. Prezydentowa pokazała siebie i męża w damskich pismach, które przecież tradycyjnie polityką się nie zajmowały. Zaprezentowała swoje życie, pałac prezydencki.

Być może wynikało to z tego, że oni przez całe życie chcieli być arystokracją, taką parą królewską. Flirtowali z kolorowymi pismami, próbując zbudować sobie tę pozycję, co sprawiło, że polityka przestała być nudziarstwem. Nagle ludzie zaczęli się interesować tym, jak pierwsza dama jest ubrana, jak wyglądają interakcje między nimi. Ja pamiętam te dyskusje. "Ten Olek tak ładnie na nią patrzy. Oni chyba bardzo się kochają". Później to samo zrobiła Maria Kaczyńska, a oni z Lechem naprawdę pięknie na siebie patrzyli.

Jest się trochę więźniem w swoim domu.

Przez pięć do 10 lat nie mają chwili samotności, cały czas są w zasięgu czyjegoś wzroku. Jest z nimi ochrona, obsługa pałacu, ministrowie i urzędnicy, którzy nie mają wstępu tylko do apartamentów głowy państwa. Paradoks polega na tym, że Pałac Prezydencki to jest moloch, przeszło 12 tys. mkw. Człowiek siedzi sobie w mieszkaniu prezydenckim, jest początek lata, na dole pięknie kwitnie ogród. Chciałoby się wyjść i tam posiedzieć, ale wcześniej trzeba zjechać trzy piętra, minąć wszystkich sopowców, paru urzędników, przejść przez wszystkie oficjalne pomieszczenia prezydenckie, mijając złote zegary, złote lustra, kotary, grube dywany, marmury, i dopiero można usiąść w ogrodzie i poczytać książkę. Zanim Jolanta Kwaśniewska zrobiła w apartamencie aneks kuchenny, nawet po kanapkę trzeba było zjeżdżać dwa piętra.

Nawet w wolny dzień nie można wrzucić na luz, bo wyjście w dresach może się okazać niemałym faux-pas.

Faktycznie, bo a nuż człowiek wpadnie na jakąś międzynarodową delegację. Była nawet taka historia. Do Warszawy przyjechała królowa Elżbieta II, a w Pałacu odbywała się oficjalna impreza w sali bankietowej. Jolanta Kwaśniewska pojechała na górę do Aleksandry poprosić, żeby ta się ubrała, bo pani królowa chciałaby ją poznać. W takiej sytuacji człowiek szybciutko zakłada to, co ma pod ręką, i leci poznać królową angielską.

Aleksandra Kwaśniewska i Kinga Duda – dwie młode kobiety, które zamieszkały w Pałacu Prezydenckim. Spędziły tam swoje lata formacyjne.

Zaryzykowałabym stwierdzenie, że one są dość podobne, niezwykle spokojne. Aleksandra, którą nazywa się zwykle Olą, bo chyba w oczach Polaków już zawsze pozostanie pierwszą córką, do Pałacu wprowadziła się jako nastolatka i nie sprawiała problemów. Miała oczywiście swoje kłopoty. Wyobraźmy sobie 16-latkę, która chce zaprosić do domu znajomych, ale ten dom stoi przy Krakowskim Przedmieściu, a żeby do niego wejść, trzeba przejść przez wykrywacz metali, kontrolę, wpisać się w książce wejść i wyjść i dopiero można podreptać do pokoju koleżanki. Prawdziwy cyrk.

Kiedy Kinga Duda wprowadzała się do pałacu, była już starsza. Ale też nie sprawiała problemów, choć media bardzo próbowały śledzić jej związki romantyczne. Córki prezydenta, poza Martą Kaczyńską, która w młodości chodziła w glanach, nosiła w uchu agrafkę i się buntowała, raczej nie przysparzały rodzicom bólu głowy.

I Kwaśniewski, i Duda są bardzo wrażliwi na punkcie swoich jedynaczek.

Rzeczywiście. W pewnym momencie Aleksandra była prześladowana przez stalkera, który jej groził i który znalazł ją na uniwersytecie. To było duże przeżycie i dla prezydenta, i dla jego otoczenia. Media musiały później odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto osobę, która przecież nie została wybrana na urząd, wciągać w politykę. Bo to była sytuacja, w której zagrożenie dla córki prezydenta było realne. Spójrzmy na dzieci Komorowskiego. Media próbowały coś o nich wyciągnąć i gdyby się uparły, to przecież by się udało. Ale wokół nich jest mur. Z upływem czasu trochę się to zmieniło w kwestii Kingi Dudy. W portalach zaczęły się pojawiać materiały o tym, że ona korzysta z przywilejów. Jestem przekonana, że inne dzieci też to robiły, ale media były wtedy inne, a teraz mamy zdjęcia Kingi wiozącej kota do weterynarza samochodem SOP.

Skupmy się na moment na Annie Komorowskiej. Mamy w głowach dość specyficzny wizerunek tej pierwszej damy. A jak ona zapadła w pamięć pracownikom Pałacu?

Z całą pewnością była osobą centralną dla rodziny Komorowskich. To jest kobieta, która organizowała całe życie rodzinne i domowe. To jest taka harcerka-organizatorka, energiczna i konkretna osoba. Jest problem? To go załatwiamy. Anna jest osobą bardzo inteligentną. Komorowscy mieszkali w Belwederze, co moim zdaniem było najlepszym możliwym wyborem, bo jest dużo bardziej przytulny i domowy. I to chyba była właśnie decyzja pierwszej damy, która nie chciała mieszkać w biurze prezydenta. Takie oblicze Anny do mediów się nie przebiło.

W książce pisze pani także o przemilczanej roli pierwszej damy w polskiej polityce. Pełni ona funkcję trochę takiego policjanta, który pilnuje męża w sprawie alkoholu.

Faktycznie, tak było za każdym razem, bo w Pałacu Prezydenckim jest alkohol. Jolanta Kwaśniewska po skandalu w Charkowie, kiedy to Aleksander pojawił się pijany na uroczystościach, przeprowadziła w Pałacu prawdziwe śledztwo. Najtwardszych borowców doprowadziła do spazmów i drżenia. Podobno była wtedy straszna. Dowiedziała się dokładnie, kto mu podał alkohol, co się wydarzyło. Wpadła w furię.

Maria Kaczyńska pilnowała Lecha, żeby nie pił na sofach w pokoju wypoczynkowym za gabinetem w Pałacu Prezydenckim, gdzie przyjmował gości. Regularnie schodziła z apartamentów, żeby go zabrać do mieszkania, albo dzwoniła z góry, że pora już kończyć. Opowiadano mi, że także Anna Komorowska interweniowała, choć nie wynikało to z tego, że jej mąż miał problem z alkoholem. Jakoś tak się przyjęło, że każde spotkanie oficjalne okraszone jest lampką wina czy szampana. W przypadku prezydenta Andrzeja Dudy to nie jest kłopot, a wydatki jego kancelarii na alkohol nawet się zmniejszyły w porównaniu z poprzednikami.

Rozmawiała Aleksandra Zaprutko-Janicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
pałac prezydenckipierwsza damapierwsze damy

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (69)